wtorek, 25 września 2012

2. Odkryta twarz...

Delikatny podmuch wiatru oznajmiał zbliżającą się ulewę. Poczułam te drgania w powietrzu jeszcze zanim ktoś w ogóle pomyślał o czymś takim. Wiatr niósł zapach deszczu i mokrej ziemi. Tak już dla mnie znany.
-Za nie długo sie pogoda nam pogorszy lepiej znajdźmy coś na ochronę- powiedziałam zatrzymując się i nie zwracając na nich uwagę. No, ale trzeba im chociaż tyle powiedzieć. Wcale nie miałam ochoty mimo to postąpiłam słusznie. Spojrzeli po mnie wszyscy po czym się zgodzili.
-Kto dzisiaj gotuje?- zapytał Marc.
-Ja mogę dzisiaj skoro ty wczoraj- od powiedział mu Ryu. Spojrzałam na przystojniaka kocim wzrokiem. Heh... aż mi szkoda się trochę zrobiło ponieważ takich mężczyzn jak on to raczej rzadko spotykałam.
No nic nie poradzę na to iż postanowiłam za wszelką cenę dowiedzieć się kim jestem i zrezygnowałam ze wszystkiego. Jakoś tak nie miałam ochoty wiązać na stałe ponieważ wtedy jakoś tak nie czułabym się wolna ani nie odnalazłabym odpowiedzi na pytania siedząc w domu i gospodarząc.
Widziałam kątem oka jak Karl i Marco rozkładali namiot. Duży z podwójnej warstwy materiału. Aż się zastanowiłam na co im taki duży skoro ich jest trzech. W takim jednym zmieściło się spokojnie pięć osób i to luzem. Ech marnotrawstwo takie moje zdanie.
Usiadłam pod drzewem zakryłam się jeszcze bardziej płaszczem i położyłam otwartą dłoń na ziemi.
Druga spoczywała na rękojeści jednego z mieczy. Czułam galopujące zwierzęta w lesie, które to zmieniały miejsca by udać się na spoczynek. Rozejrzałam się wokół i ujrzałam te trójkę patrzącą na mnie bez słowa.
Choć może bez słowa to nie, bo Marco z nieznanych mi przyczyn odkąd się zdradziłam iż jestem płcią piękną, starał się mi przypodobać za wszelka cenę jednocześnie starał się odkryć moją twarz. Odkryłam to na samym początku więc spokojnie i bez nerwów zręcznie go wymijałam.
-Może panienka dołączy do nas i zje z nami posiłek?- zapytał Marco.
-Dziękuje, ale nie skorzystam przed chwilką zjadłam- powiedziałam machając ręką.
-Jak to?- zdziwili się.
-Nikt nie widział żeby panienka cokolwiek jadła- Marco za wszelką cenę próbował się do mnie zbliżyć abym się odkryła.
Prawdę mówiąc jadłam w czasie drogi małymi kęsami. Nie jadam mięsa. Nie potrafiłabym zabić zwierzęcia, aby je potem zjeść. Jakoś się nie przekonuje do tego choć potrafię w czasie walki z drugim człowiek zranić śmiertelnie. To jednak jest dziwne. Jakbym miała nawet walczyć o życie z dzikiem czy jeleniem to bym go nie zabiła, a człowieka to od razu i bez wahania.
Jestem dziwna naprawdę. Nie odczuwałam także potrzeby jedzenia mięsa. Czasem jadałam ciepłe zupy ale tylko jarzynowe lub z ryby ale z mięsa to nie. 
Jestem już do tego przyzwyczajona więc jakoś mi to nie przeszkadza. 
-Nie przejmujcie się mną i jedzcie ja tymczasem spokojnie się prześpię- powiedziałam i opuściłam głowę aby skupić się na czuwaniu. Musiałam chwilkę odpocząć skoro od trzech dni nie spałam.
-Shiro czuwaj- szepnęłam do kruka siedzącego mi na ramieniu i nie opuszczającego mnie na chwilę nawet, co mnie troszkę zdziwiło. No cóż pierwszy raz od dłuższego czasu wędruję w towarzystwie.
Tego kruka poznałam zaraz na początku mojej wędrówki.
Jakiś miesiąc po tym jak wyszłam z domu znalazłam go ledwo żyjącego pod drzewem. Był jeszcze małym pisklakiem, ale już na tyle opierzonym by zacząć naukę latania. Pewnie z tego powodu leżał na ziemi. 
Powoli przyzwyczajałam go do swojego towarzystwa dając mu od czasu do czasu jedzenie jak robią to ptaki. Żywe robaki lub leśne owoce w zależności od tego co było dostępne.
Szybko wyzdrowiał. Pilnował mnie przez cały czas. Gdy znów mógł zacząć uczyć się latać pomagałam mu jak tylko mogłam. Już po dwóch dniach szybował po niebie. Zniknął mi z oczu na dwa tygodnie. Jednak odnalazł choć do tej pory nie wiem jak to robi. Za każdym razem cieszę się, że do mnie przylatuje nieważne gdzie się znajduje.
Wspomnienia nagle zalały moja głowę. Po prawdzie to nie jest tak, że nie bratam się z innymi podczas podróży, bo mam taki charakter, lub nie znoszę innych ludzi. To nieprawda. Jak miałam 14 lat poznałam Kiko i jego bandę. Byli tacy żywotni i stwarzali wrażenie rodziny. Trzymaliśmy się razem przez pół roku. Razem ze mną wędrowali poprzez kraj, aby zdobyć doświadczenie i jednocześnie szukali swojego miejsca gdzie mogli zostać, aby móc prowadzić normalne życie. Pokochałam ich jak braci. Wiedzieli kim jestem ponieważ powiedziałam im o tym, a oni za akceptowali ten fakt i jakoś nigdy nie wykorzystali. 
Niestety podczas jednej z nocy jakie spędzaliśmy na łonie natury zostaliśmy napadnięci przez "jaszczurów".
Nie udało mi sie ich uratować, a ból po ich stracie był nie do zniesienia. Nie chciałam tego więcej dlatego też po pochowaniu ich postanowiłam nigdy więcej się nie angażować w życie w jakiejś grupie.
Po jakichś kilku godzinach obudził mnie Shiro i wyczuwalny tentet koni. Było ich około czterech.
Wstałam i odwróciłam się twarzą do źródła tych wibracji jakie do mnie doszły.
-Shiro leć- powiedziałam do kruka, a ten tylko zakrakał głośno i odleciał. Obudziło to moich towarzyszy podróży.
-Coś się zbliża- powiedziałam chłodno na co oni się szybko pozbierali i zapakowali ekwipunek.
-Z której strony?- zapytał Ryu podchodząc do mnie. 
-Stamtąd- wskazałam kierunek do którego zmierzaliśmy.
-Ze stolicy, około czterech na koniach, jedzie szybkim galopem w naszą stronę- dodałam po chwili.
-Dobrze, a więc czas abyśmy się schowali ponieważ nikt nie może się dowiedzieć o naszej obecności- dodał Marco. Karl jak zwykle nic nie mówił tylko zrobił to co mu kazano.
-Jasne więc idźcie szybko w kierunku tych drzew jest tam leśna ścieżka migrujących zwierząt prowadzi w tym samym kierunku, w którym idziemy więc będziecie sie mogli spokojnie ukryć i nie będzie trzeba tracić czasu na postój- powiedziałam pokazując w stronę lasu.
-Jak to my a ty?- zapytał Ryu patrząc na mnie poważnie.
-Ja to się martwić nie muszę takimi rzeczami ponieważ od zawsze wędruję sama i świetnie daję sobie radę- powiedziałam aby dał mi spokój.
Nic nie mogli na to poradzić i poszli w kierunki jaki im wskazałam.
Ja w tym czasie poprawiłam tylko płaszcz i ruszyłam. Idać tak spokojnym i pewnym krokiem wyczuwałam tych trzech jak idą tym samym tempem co ja i jednocześnie tamtych czworo jadących bardzo szybko w moim kierunku.
Szliśmy tak juz dziesięć minut gdy moim oczom ukazali się ci, których spodziewaliśmy się ujrzeć.
Konie były zmęczone szybka jazdą, ale nie dane im było odpocząć jak zauważyłam.
-Prrrrr- usłyszałam i zobaczyłam jak się zatrzymali kilka metrów przede mną.
-Kim jesteś?!- usłyszałam to pytanie nie wiem, już który raz w moim życiu i to jeszcze takim tonem jakbym chciała jakiś skarbiec od razu okraść. Ledwo po wstrzymując sie od śmiechu ukłoniłam się jak przystało na młodego pana i pomachałam ręką. Konie stanęły dęba zrzucając swoich panów z siodeł.
Czterech młodych mężczyzn zszokowanych zachowaniem koni na chwilę zamarło.
Podeszłam kilka kroków w ich stronę aby pomóc w razie jakichś nabytych ran lub czegoś podobnego, ale szybko się jednak otrząsnęli i wstali. 
Konie stały spokojnie obok przyglądając się swoim panom.
-A więc jeśli mogę zapytać cię o imię i cel podróży czy będziesz łaskaw od powiedzieć na moją prośbę?- usłyszałam w końcu ton jakim powinien był od początku kierować. Nie znoszę być traktowana jak śmieć tylko dlatego, że się mnie nie zna co nie grrrr.
-Drogi panie jestem zwykłym podróżującym i kieruje się do stolicy w celu nabycia wiedzy w tamtejszych instytucjach naukowych- od powiedziałam grzecznie.
-Rozumiem, a jakże waszmość się nazywa?- ciężko było wymyślec jakieś imię pasujące do człowieka, który może być odebrany jako światły i mądry dlatego też powiedziałam pierwsze jakie mi przyszło do głowy.
-Me imię panie brzmi Rynmei- końcówkę dodałam w ostatnim momencie.
-Ryunmei cóż za niezwykłe imię muszę stwierdzić podobne nosi nasz książę, ale dobrze możesz iść dalej i proszę wybacz nam te zatrzymanie i pytania ostatnio kręcą się tu podejrzani ludzie należący do złej grupy zwanej "Jaszczury"- powiedział już spokojnym tonem.
-Rozumiem i rzeczywiście miałem okazję sie już z nimi spotkać niestety to było jakieś parę mil w tamtą stronę- wskazałam kierunek, z którego właśnie przyszłam.
-Więc drodzy panowie ja się pożegnam i zyczę udanej podróży- powiedział lekko się kłaniając. Odkłonili mi się i poszłam dalej. Jeźdźcy dosiedli swych koni i odjechali dalej. Szłam dalej nie zważając na fakt iż trójka mych towarzyszy wciąż czeka na znak czy moga do mnie dołączyć. A co mnie to obchodzi niech myślą za siebie no. Co ja niańka jestem żeby im mówić co mają robić. 
W końcu się chyba domyślili, że na mnie co liczyć nie i w końcu sami postanowili do mnie dołączyć.
-Jakoś się nie kwapiła panienka do tego aby nam pomóc- usłyszałam cichy szept tuż przy uchu.
-Nie muszę wam chyba mówic co macie robić przecież dziećmi nie jesteście, a ja nie mam zamiaru się z wami bliżej poznawać więc sami decydujcie o tym co robicie ja nie biorę za was żadnej odpowiedzialności- od powiedziałam zimnym tonem.
-Co prawda to prawda, ale póki jesteśmy razem może panienka choć trochę współpracować- znów ten głos jakbym miała się zaraz rozpłynąć. Kurcze ten Ryu jakoś tak dziwnie na mnie oddziaływał. Czułam dreszcze za każdym razem gdy do mnie mówił lub szedł tuż obok mnie.
-Wystarczająco już współpracowałam gdy powiedziałam wam jak możecie sie ukryć tyle wam powinno wystarczyć nie wymagajcie ode mnie niemożliwego- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Dreszcze raz po raz przebiegały mi po plecach. Gorąco mi się zrobiło gdy ujrzałam ten piękny złoty kolor oczu. 
Jestem idiotką nie powinnam była tego robić. W końcu jeśli on zajmie moje serce to ja będę już na straconej pozycji. Musze się pilnować. 
Nagle naszą drogę zastąpiło kilkunastu jeźdźców na karych koniach.
-Stójcie i oddajcie wszystko co macie śmiecie!- krzyknął jeden z nich.
-Żeby się tak pieklić od początku czyżbyś był na ostatnich nerwach?- zapytałam sarkastycznie.
-Cisza i już oddawać co macie cennego!!- dalej krzyczał.
-Jeśli tak bardzo masz ochotę to może sam z siebie byś po to przyszedł, a nie siedzi se wielki tyłek na biednym koniu i rozkazuje jak władca na tronie- dalej byłam sarkastyczna. Słyszałam ciche szepty moich kompanów abym ich nie prowokowała i żebym się uciszyła, ale zignorowałam ich.
-Bierzcie tych idiotów i zabierzcie im wszystko co cenne!- koleś znów krzyknął jeszcze bardziej zdenerwowany. Kilku zsiadło i podbiegło ku nam. Tylko na to czekałam. Machnęłam nieznacznie ręką w ich kierunku i wszyscy na raz upadli jakby sie o siebie potykając. Na co reszta też zsiadła i zaczęła biec w naszą stronę.
-Kretynów łatwo jest zwabić- szepnęłam. 
Wyciągnęłam ręce przed siebie. Wiedziałam, że bez cytonu sobie nie poradzimy nawet jeśli jesteśmy wszyscy dość dobrymi szermierzami. 
Wzięłam głęboki oddech i wyszeptałam kilka cytów.
-Nessa mi kokoto*- po chwili wypuściłam ze swoich ust strumień mroźnego powierza. Strumień szybko owinął się wokół bandy tych kretynów i lekko ich zmroził. Nie mogli sie ruszyć przez jakiś czas. Wiedziałam, że to ich raczej nie zabije i że po kilku godzinach w końcu będą wolni. 
-Szybko biegnijcie musimy się spieszyć!- krzyknęłam do osłupiałych Marca, Karla I Ryu.
Otrząsnełi sie i wsiedli na swoje konie po czym szybko zaczęli galopować w stronę widocznej już stolicy.
Ja chcąc nie chcąc musiałam skorzystać z wyciągniętej ręki Ryu i dosiadłam się do niego choć moje serce zaczęło walić jak szalone. Zwaliłam to na efekt szybkiego biegu.
Niestety podmuch wiatru zwiał mój kaptur przez co moja twarz i włosy zostały ujawnione światu.
Długie srebrne włosy zaczęły świecić się pierwszych promieniach wstającego właśnie porannego słońca.
-Oż cholera jasna- powiedziałam to głośno na co wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie. Niestety nie udało mi sie zasłonić głowy na czas i wszyscy zdążyli zobaczyć jak wyglądam.
Usłyszałam za to słowa jakich nie słyszałam od dłuższego czasu.
-Srebrno włosy motyl- 
Niech to szlag!- krzyczałam w myślach
Co teraz??

Nessa mi kokoto- mroźny podmuch wiatru
***********************************
A oto mój drugi rozdział oby was nie zanudził:P
Buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*...

6 komentarzy:

  1. "Srebrnowłosy motyl", a cóż to takiego? Ona? No to mnie zaciekawiłaś na amen^^ I jak ja teraz mam wytrwać do następnego rozdziału?!
    Ale musze przyznac, że bohaterka ma talent i moc. Jestem pod wrażeniem^^
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa!!! Nie mogę się doczekać co dalej!! Ten "srebnowłosy motyl" mnie zaciekawił... Naprawdę masz talent :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szybciej miśku, pisz dalej! Bo ci nigdy nie wybaczę że skończyłaś tamto opowiadanie :P
    Nie no, napierdalam w OSU :D Kocham cię ;***
    Veeeee~!
    (Jakież zacne wyznanie miłości xD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę przyznać, że historię wymyśliłas lepiej niż poprzednią. Serio. Czyżby twój sposób prowadzenia tekstu uległ nieco zmianie? O.o nawet jeśli się troche poprawiłas to i tak ciagle robisz głupie błędy ;|no bo jak można pisać 'odpowiedziała' osobno?! A za interpunkcje to ja bym Cię zabiła >.< ale nie martw się, bo im więcej piszesz i im wiecej osób cię opiernicza(głównie ja xD) tym lepsza się stajesz. A tak wgl to ty wszystkie te nazwy wymyślasz sama? Czy interesujesz się magią i wgl ..? No bo ja bym miała trudności z tymi nazwami gdybym nie przeczytała wcześniej jakiegoś terminu tego dotyczącego -_- malokreatywna ja :( sorki za błędy ale z tel piszę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko wymyślałam sama:D
      dzięki za krytykę:D

      Usuń