niedziela, 7 czerwca 2015

07. Jeszcze kilka chwil jeszcze trochę czasu, aby tylko znowu być przez moment razem...

Nie napisałam nic. Skupic sie najzwyczajniej nie mogłam.
Szukałam wzrokiem czegos na czym mogłabym się skupić, ale to było trudne. Większośc dziewcząt także nie była skupiona na tym na czym miała być gdyż Kreml robił piorunujące wrażenie.
-Powinieneś stąd wyjść robisz za dużo zamieszania swoją obecnością - powiedziałam do niego, ale ten tylko spojrzał na mnie zdziwiony.
-Może po tym jak skończysz prace spotkamy się i pogadamy na spokojnie? - ułoo alem się zdziwiła.
-Dobrze? - odpowiedziałam tylko.
Wyszedł jak tylko sie zgodziłam. Czekając na zniknięcie jego tuż za drzwiami, pozbierałam swoje rzeczy oddałam ksiązki przyjaciółce i uciekłam tylnym wyjściem. Wiedziałam, że nie mogę ich unikać cały czas. Musiałam sporo załatwić, a oni mi raczej przeszkadzali.
Tak myślałam, że mi się uda, gdy wpadłam na ciepłą i miękka sierść Kor'a.
-Myślałaś że wyjdziesz, a ja nie zauważe? - Spojrzałam za siebie i zobaczyłam go. Chciałam jak najszybciej stamtąd odejść, ale czułam, że zrobię coś nie tak jeśli ich opuszczę.
-Masz mnie. Jednak ja naprawdę muszę wracać do domu tak jak i wy, bo Kor robi za dużo zamieszania - wskazałam na ludzi wokół. Kreml skinął głową, że się zgadza. Poszliśmy zatem do hotelu. Weszłam tylnymi drzwiami, a Ksieciunio wraz z wilkiem za mną. Kor od razu położył się tuż pod drzwiami mojego pokoju a Kor usiadł na jedynym krześle w pomieszczeniu. Ja chcąc nie chcąc usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać notatki. Cisza była raczej lekko napięta, ale nie przytłaczajaca. Ukradkiem przyglądałam się Jego Wysokości. Uciekłam wzrokiem jak tylko nasze spojrzenia się spotkały. Czułam gorąco.
-Mieszkasz tutaj?- zapytał by usunąć niezbędna ciszę między nami.
-Tak to teraz jedyne miejsce gdzie mieszkam - wstal podszedl do mnie i usiadł tuż obok stykając nasze ciała.
Chciałam się odsunąć, ale to nie było takie proste.
-Powinnaś jechać z nami do Zielonego Boru inaczej, zapewniam cie, zostanę tutaj i będę cię pilnował - spojrzał na Kor'a, który zawarczal.
-Czarny się ze mną zgadza - nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Poczułam się zawstydzona. Jego noga stykala się z moją co wprawialo mnie w lekki stan uniesienia. W mojej głowie pojawiły się dzikie fantazje. Chciałam wszystko rzucić w cholere, ale nie mogłam.
Puk puk puk. Nagle pukanie poderwalo  wszystkich na nogi. Kor zjezyl się, ale kazalam się mu uspokoić co robił bez mrugnięcia okiem, czym zaskoczył Kreml'a. Podeszłam do drzwi, a za nimi pojawił się mój szef.
-Słuchaj był tu doręczyciel i mam dla ciebie list -podał mi kopertę.
Czułam że to coś ważnego.  Podziękowałam bardzo i szybko rozerwalam  kopertę aby wyciągnąć z niej kartki papieru.
"jestem w zielonym borze ukryta,  Znajdziesz mnie po lisim  trakcie " Zaskoczona podałam kartkę Kreml'owi.
On także zaskoczony popatrzył na mnie.
-Skąd ta osoba zna lisią ścieżkę?- zapytał na co tylko pokrecilam  przeczaco głową.
-Patrz tu napisane "mama" czy to znqczy że to twoja matka?- wyrwalam  kartkę i spojrzałam zszokowana na te cztery litery.
-Czyli jednak idę z wami- powiedziałam.

poniedziałek, 18 maja 2015

06. W gonitwie myśli i szale zdarzeń zapomniana przez innych pozbawiona marzeń...

Tak właściwie to zastanawiałam się dlaczego wciąż i wciąż wspominam słowa ojczyma na temat matki.
Mówił cos o byciu zabitym czy jakos tak. Wstałam starając się nadążyć za trybem dnia pracy. Czułam ogromny smutek. kor i Kreml byli naprawdę pewni, że z nimi pójdę. Kor mi kogoś przypominał, ale to być może był tylko zwykły sen. Kreml dość przystojny dla innych mógł wyglądac jak zwykły człowiek ja widziałam jego prawdziwe oblicze.
-Jesteś jakaś milcząca dzisiaj - stwierdził Tim. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, ale nie odpowiedziałam. Ruszyłam z werwą do pracy. Na jednej z trzech klatek schodowych w tym hotelu, znalazłam siedząca kobietę pod trzydziestkę.
-Przepraszam, ale tu nie wolno siedzieć - powiedziałam zgodnie z prawdą. Takie panowały zasady.
-Proszę wybaczyć nie wiedziałam, źle się poczułam chciałam tylko chwilę odpocząć - rzeczywiście blado wyglądała.
-Niech mi pani pozwoli, że pomogę nie zaówazyłam iż jest pani w tak złym stanie- podeszłam podając jej przedramię. Wsparła się na nim i gdy zapytałam o numer pokoju zaraz też ją tam odprowadziłam. Gdyby nie fakt iz miała zwykłe ciemno brązowe włosy i nosiła okulary to przypominałaby moją matkę. Mam jednak jej zdjęcie i wiem jak wyglądała przynajmniej z czasu gdy miałam trzy lata. Czarne długie proste włosy twarz pociągła z migdałowymi oczyma. 
Nie przypominałam jej wcale. Moje białe włosy i czarne oczy były naprawdę wyjątkowe. Myślałam ze to zapewne po ojcu, o którym nie miałam najmniejszego pojęcia, ale z czasem przestałam się tym przejmować.
Po pracy jak zwykle leciałam do biblioteki. Zapomniałam się dosłownie na chwile i wpadłam na ukochanego czarnego wilka, który czekał tuz za rogiem. Tuż obok stał oczywiście Kreml we własnej osobie.
-Dlaczego wczoraj uciekłaś? - zapytał zły, ale i zmartwiony.
-Nie mogłam pozwolić wam mnie stąd tak poprostu zabrać, a ty się nawet nie zapytałeś o zgodę - prychnęłam. Odwróciłam się i poszłam spokojnie dalej. Kreml i Kor szli za mną. Jakby mało było tego iż wilk wielki niczym niedźwiedź polarny szedł sobie jak ułożony piesek salowy tuz obok takiego przystojniaka jakim był Kreml, to jeszcze szli tuz za mną.
-Czy łaskawie mi wytłumaczysz dlaczegóż to nie możesz zostać moją żoną? - zapytał już łagodniejszym tonem. Kor zawarczał lekko, a Kreml mu przytaknął.
-Ponieważ mój drogi panie mam tylko 15 lat i nie mogę wyjść za mąż - w odpowiedzi usłyszałam prychnięcie.
- W moim kraju w tym wieku dziewczęta juz maja pierwsze dzieci a ty się przejmujesz ześ za młoda - dość śmiesznym akcentem się wypowiadał.
-Widzisz nie żyję w twoim kraju a w moim zas tutaj obowiązuje warunek posiadania osiemnastu lat aby móc się ochajtać - powiedziałam sarkastycznym tonem.
Kor zawarczał.
-Widzisz ona sama nie chce nie zmuszę jej do tego może ty spróbuj - odparł z przekąsem Kreml.
Spojrzałam na nich niezrozumiałym wzrokiem
-Możesz mi przynamniej mówić co czarnul ma na ten temat do powiedzenia gdyż jak już wiecie oboje Kor'a w ogóle nie rozumiem a wierz mi bardzo bym chciała - dodałam zła już. Byliśmy już pod biblioteka.
-Psom wejść nie wolno - Megan mocno się wystraszyła gdy Kreml i Kor weszli za mną do budynku.
-Musisz wyjśc Kor - powiedziałam do niego na co prychnął i wyszedł zas Kreml tylko skinął głowa.
Usiadł obok mnie a ja zaczęłam się uczyc.
Ciekawe jak długo jeszcze będą czekac.

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________


niedziela, 17 maja 2015

05. Pierwszy twój uśmiech, a serce drgnęło...

Jakiś miesiąc zleciał tak szybko. Dziwne, że czas szybciej mija. Myślałam, że będzie się dłużył.
Pracuje spokojnie w hotelu i mieszkam a małym pokoiku. Oczywiście oddałam mieszkanie i zabrałam rzeczy jakie mi były potrzebne. Resztę po prostu wyrzuciłam. Wczoraj widziałam, że już ktoś tam mieszka. Byłam szczęśliwa.
Teraz tylko wspominam Kreml’a i czarnego wilka.
Obaj z jakiegoś powodu wciąż siedzieli w mojej głowie.
Nie chciałam ich zostawiać, ale musiałam. Wiedziałam, że prędzej czy później stamtąd odejdę jednakże wolałam się nie przywiązywać dlatego odeszłam tak szybko jak się udało. Rana na brzuchu zagoiła się w końcu i została blizna ale już nie ma problemów.
Każdy dzień był dla mnie wyzwaniem. Nie chodziłam do szkoły ale za to po pracy chodziłam do biblioteki i uczyłam się tam. Zależało mi na tym ponieważ od następnego roku powinnam zacząć liceum.
Musze tylko zdać egzamin i od września zacznę się uczyć.
Tylko że muszę jeszcze poczekać do sierpnia przyszłego roku a to tylko trochę czasu.
Spokojnie daję radę mimo to myśli i wspomnienia z tamtego miejsca wciąż krążyły mi w głowie.
Nie chciałam niczego zostawiać ale zapomnieć tez nie. Jakoś tak sama sobie zaprzeczam jestem jakaś dziwna.
-Eli- to moja nowa ksywka heh- powinnaś się już przebierać i iść do biblioteki ponieważ za dwie godziny zamykają zapomniałaś?- usłyszałam kierownika.
-Już już idę i dziękuje- podeszłam do niego i uściskałam. Potem szybko się przebrałam i pobiegłam do największej biblioteki w mieście.
Ach jakie mam szczęście że mam Tima za kierownika. Jest facetem po czterdziestce więc traktuje mnie jak córkę i jestem mu za to wdzięczna ponieważ takiego ojca chciałabym mieć.
-Witaj Eli jak tam dzisiaj w pracy?- usłyszałam pytanie Megan młodej kobiety pracującej w bibliotece. Zaprzyjaźniłyśmy się jakoś ponieważ przychodzę tu codziennie, a ona mi pomagała kilka razy i jakoś tak doszło do kilku rozmów by przerodzić się jakąś formę przyjaźni.
-Dzień dobry Megan dzisiaj tak samo jak zwykle na szczęście udało mi się zdążyć na jakąś godzinę by się pouczyć- uśmiechnęłam się wyraźnie.
-Tak tak powodzenia jakby coś to daj znać- tez się uśmiechnęła.
Podeszłam do półek z książkami i wybrałam te które chciałam przeczytać jeszcze dzisiaj.
Siedząc tak i redagując je poczułam, że za chwilę coś się wydarzy jakbym nie mogła pozbyć się uczucia iż jestem obserwowana. Rozejrzałam się ale nikt na mnie nie patrzył.
To dziwne.
-Eli powinnaś się już zbierać zaraz zamykamy bibliotekę ale te książki możesz zabrać do domu- Megan jak zwykle delikatnie uśmiechnięta wskazała na zegar na ścianie. No tak szybko czas zleciał. Zebrałam książki i szybko wyszłam z budynku kierując się do hotelu.
Nagle znów poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Skręciłam za następnym rogiem i szłam dalej. Jakoś się wystraszyłam, że to mogli by być ci kolesie odpowiedzialni za śmierć mojego ojczyma więc starałam się zachowywać normalnie. Delikatnie rozejrzałam się wokół siebie jednakże nie zobaczyłam nikogo kto choć odrobinę by przypominał tamtych gości.
Stanęłam na światłach. Czekając na zmianę świateł wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam że to powietrze nie jest zbyt czyste ale no chciałam się uspokoić.
Nagle wyczułam w powietrzu zapach żywicy i runa leśnego.
Jak to możliwe przecież do lasu jest taki kawał a ja jestem w samym centrum.
Spojrzałam za siebie. W zaułku dwóch budynków ujrzałam cień wielkiego psa. Chociaż jak się przyjrzeć bliżej to raczej wilka?
Szybko podbiegłam do tego zaułka i ujrzałam pięknego czarnego wilka. W moich oczach poczułam zbierające się łzy. Wilk delikatnie przysunął się do mnie i wtulił swój pysk. Byłam tak szczęśliwa że łzy spływały strumieniem po moich policzkach.
-Jeju nie spodziewałam się że jeszcze kiedykolwiek cię ujrzę Kor- szepnęłam do niego.
Jak tylko usłyszał mój głos jeszcze bardziej się wtulił a ja w niego i wdychając ckliwie towarzyszący mu zapach lasu, ryczałam jak idiotka.
-Kor jesteś tu?- usłyszałam cichy głos. Kor zawarczał i nagle przy nim pojawił się nie kto inny jak sam Kreml. Byłam tak zaskoczona, że przestałam płakać tylko wpatrywałam się w niego jak urzeczona. Dlaczego? Ponieważ ubrany był w ubrania, które widuję na co dzień w moim mieście. Byłam zaskoczona nie tyle faktem iż miał je na sobie raczej jak świetnie w nich wyglądał. Włosy zaś miał związane czarną wstążką. Jakoś tak wyglądał bosko. Poczułam jak się lekko czerwienie.
Jakoś tak słowa nawet nie mogłam powiedzieć. Czułam jak wpatruje się w e mnie zdziwionym wzrokiem. Nie byłam w stanie spojrzeć na jego twarz. Czułam się poniekąd winna i jednocześnie zawstydzona faktem iż Kreml wygląda tak świetnie.
Wciąż wpatrzona w ziemię nie zauważyłam jak on do mnie podszedł. Gdy nagle zostałam porwana i uściśnięta przez duże męskie ramiona. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko a serce waliło. Mimo iż nie chciałam to podniosłam głowę i ujrzałam najpiękniejszy uśmiech na świecie. Jakby pierwsze promienie słońca rozproszyły ciemność nad światem. Jakby gwiazda na niebie spadła mi w ręce i świeciła ciepłym blaskiem oświetlając mi drogę. Jakbym rozpływała się jak lody waniliowe w gorący dzień. Nie miałam innych porównań ale tak to właśnie było. To wszystko naraz poczułam jak zobaczyłam ten uśmiech.
Wpatrzona nie mogłam też uwierzyć iż widzę go we własnej osobie.
Co mi jest? Otrząśnij się idiotko! Jesteś taką kretynką żeby teraz o tym myśleć powinnaś wracać do hotelu! -łajałam się w myślach.
-Powinnaś była dać znać, że żyjesz nawet nie wiesz jak bardzo się wszyscy martwiliśmy o ciebie chociaż nawet cię nie rozpoznałem na początku- w jego głosie szło wyczuć pewną dozę zaskoczenia. No tak gdy z nimi przebywałam ubierałam się inaczej i moje włosy były białe tymczasem ponieważ musiałam się w jakiś sposób ukryć farbowałam je na brązowo i zakręciłam żeby inaczej wyglądać. Każdego dnia uważałam gdziekolwiek nie szłam.
-Powinniśmy już wracać skoro cię znaleźliśmy- te słowa mnie nie zdziwiły w końcu oni są z innego świata prawda. Muszą wracać ponieważ tu nie jest ich miejsce a ja zaś zostanę tutaj ponieważ jestem z stąd.
-Chodź nie powinniśmy zwlekać- zaczął mnie ciągnąć. Jak to?! Przecież ja nie mam zamiaru z nimi nigdzie iść. Zaczęłam się opierać co zdziwiło Kreml’a.
-No chodź przecież po to tu przyszliśmy- złapał się za głowę- kurcze zapomniałem że ty nie rozumiesz co mówię- zaczął się zastanawiać jak mi przekazać żebym z nimi poszła.
Jednakże widziałam jak starał się to robić nie mogłam wytrzymać.
-Nie mogę z wami iść przecież ja nie nalezę do waszego świata w dodatku gdym z wami poszła to wam by groziło niebezpieczeństwo- mój cichy głos wywarł na nim dość nie małe wrażenie.
-Ty mówisz i jeszcze rozumiesz co mówię jak to możliwe?- usłyszałam w odpowiedzi.
-Tak właściwie to tylko ciebie- sprostowałam.
-Od kiedy?-
-Od dnia w którym byłeś wściekły i tak mną potrząsałeś że mi się rana otworzyła- byłam trochę skrępowana ponieważ wtedy też go pocałowałam.
-Wiesz dlaczego cię szukaliśmy?- zapytał.
-Nie wiem chociaż przychodzi mi do głowy, że chcieliście wyjaśnień odnośnie mojego odejścia tak bez słowa- podrapałam się po głowie. W zasadzie tylko to jedno mi do głowy przyszło, ale po jego minie widziałam, że to nie to.
-Właściwie przybyliśmy tu po ciebie ponieważ jesteś moją przyszła żoną- Kreml był poważny nawet jego oczy były poważne.
-Ja? Jak to możliwe przecież niczego takiego nie pamiętam zresztą powinno się to jakoś okazywać co nie i w ogóle to ja jestem za młoda na zamążpójście!- byłam tak zdziwiona i zszokowana, że nie wiedziałam jak mam się zachować i w ogóle myśleć.
-Właściwie to była twoja wina ponieważ to ty nas zaręczyłaś a ja mam nawet znak, że jestem już zajęty przez ciebie- pokazał mi na szyi znak gwiazdy w obręczy.
-Jak to możliwe?- byłam tak skonfundowana, że moje pytania ograniczyły się do tego jednego.
-Pocałowałaś mnie a to oznacza zaręczyny w moim kraju- tu spojrzał na mnie i kazał mi odsłonić szyję. Zrobiłam jak kazał i ujrzał na niej ten sam znak.
-Ja przysięgam nie wiedziałam czy można to jakoś odwołać?- na twarzy Kreml’a ujrzałam szok.
-No wiesz co jak możesz przecież jestem władca przez myśl by mi nie przeszło to odwoływać przecież to jest obowiązek króla- mało co się nie załamałam.
-Nie mogę poważnie przecież ja nawet nie jestem z twojego kraju nawet nie znałam tego zwyczaju proszę odwołaj to jakoś- byłam zbyt zaskoczona żeby przejąc się faktem iż Kor pchał mnie w kierunku lasu a ja szłam bezwiednie wciąż mówiąc do Kreml’a kroczącego obok mnie.
-To nie możliwe ponieważ takich zaręczyn nie da się odwołać- stwierdził.
-Od dnia w którym mnie pocałowałaś przypieczętowałaś swój los z moim więc od teraz staniesz się moją kobietą- jego słowa i władczy ton sprawiły, że się jeszcze bardziej przeraziłam.
-Nie!- krzyknęłam i zdołałam uciec. Biegłam szybko aby tylko dostać się do hotelu. Na szczęście nie byłam daleko i dość szybko ukryłam się w murach budynku. Wiedziałam, że jak się nie ukryje to Kreml i Kor złapią mnie i siłą zaciągnął do swojego kraju.
Ale dlaczego ja się tak broniłam? Przecież gdybym żyła w ich świecie to nie musiałabym się bać każdego dnia i nie martwiłabym się o dalszą przyszłość. Jest jednak coś co muszę załatwić i dlatego nie mogę z nimi pójść.
Muszę znaleźć matkę, która rzekomo nie żyje…
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________
tak jestem trochę dziwna i za szybko przemieszczam się z czasme ale taki początek heh później będzie bardziej złożony czas:D ale no ciesze się że w końcu ktos to przeczytał:D
buziaki:*:*:*…

04. W zieleni twych oczu cichą prośbę ujrzałam...

Siedziałam na jednym z mostów między drzewami i wdychałam czyste powietrze. Czułam się taka wolna i szczęśliwa.
Od zdarzenia z Kreml’em minął tydzień. W sumie następnego dnia jak się obudziłam nie było nikogo nawet wilka. Czułam się samotna. Pamiętałam co się stało.
Kurde ale jestem idiotką jak mogłam coś takiego zrobić?-pomyślałam.
Złapałam się za zaczerwienione policzki. Spojrzałam w dół i ujrzałam kilkunastu ludzi idących z różnej maści wilkami w jakąś stronę. Rozejrzałam się. Nikogo innego nie było, ale czułam się obserwowana. Musiałam robić furorę w tym miejscu. Jedyna z białymi włosami dziewczyna i to jeszcze czarne jak węgiel oczy. Taki kontrast musiał być dość szokujący. Właściwie to moje włosy zaczęły być białe dopiero od jakichś dwóch lat. Oczy zawsze miałam ciemne. Jakoś nie pamiętam żeby było inaczej.
Nieważne. Siedziałam tak i obserwowałam ten niezwykły świat. Wszystkie domy były zbudowane na drzewach. Połączone mostami lub linami. Na każdym z drzew były też schody, które prowadziły do ziemi. Widziałam też ścieżki wydeptane przez ludzi i wilki. Wilki natomiast musiały mieć swoje legowiska lub coś podobnego, gdzieś indziej ponieważ nie widziałam niczego takiego w pobliżu.
Piękne zieleniejące się drzewa delikatnie poruszane przez wiatr wydawały ciche dźwięki. Byłam w nie zasłuchana.
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w tę melodię drzew. Nawet nie zauważyłam iż ktoś usiadł obok mnie. Właściwie to zapomniałam dodać iż ci ludzie posiadali prawie nie widoczne dla oka, skrzydła. Maluchy, które najwidoczniej nie umiały latać, biegały po mostach i linach.
Most na którym siedziałam poruszył się pod naporem drugiej osoby. Szybko otworzyłam oczy wystraszona. Ujrzałam Kreml’a. Byłam zdziwiona jego widokiem ponieważ myślałam iż na mnie wściekły.
-Widzę, że z tobą już lepiej- jego głos był łagodny. Wciąż rozumiałam tylko jego. Właściwie to byłam tym faktem zdziwiona ponieważ Keyali w ogóle nie rozumiałam a szkoda ponieważ jest taka ciepłą osobą.
Uśmiechnęłam się lekko.
Spojrzałam na niego. Jakoś czułam się winna przez to zdarzenie ale to on był promotorem. Gdyby mną nie potrząsał to bym go nie pocałowała chociaż to był mój pierwszy pocałunek.
-Przepraszam za to, że tak tobą potrząsałem później dostałem opieprz od Keyali ponieważ twoja rana się otworzyła- dotknęłam jego dłoni i ścisnęłam ją. Czułam, że chociaż w ten sposób mu przekaże, że rozumiem. Spojrzał na mnie i nic nie powiedział. Jego zielone oczy zrobiły się trochę ciemniejsze. Widziałam jak było mu przykro chociaż twarz nic nie wyrażała to jednak oczy nie kłamią. Chciałam coś powiedzieć lecz niestety żadne słowo się nie wydostało nawet dźwięku nie było. Uśmiechnęłam się smutno, ale czułam się dobrze mimo wszystko. Przeprosił mnie i był przy tym szczery. Poczułam, że jestem przez niego przytulana jakby chciał mnie pocieszyć. Zaskoczona podniosłam głowę i nagle nasze ozy znalazły się centymetry od siebie. Zapatrzyłam się w toń zieleni jakby mnie wciągającej natomiast on też zaskoczony zapatrzył się w moje.
Czułam się przyciągana jak magnes metal. Nagle tę naszą wyminę spojrzeń przerwało warczenie.
-Kor co jest?- usłyszałam Kreml’a krzyczącego do czarnego wilka.
Kor? Ja skądś to znam, ale skąd?
Spojrzałam w dół i zobaczyłam „mojego” wilka. Siedział spokojnie i powarkiwał, a Kreml mu odpowiadał.
Pomachałam do niego. Pomachał ogonem na znak, że zauważył.
Tak bardzo chciałam go zrozumieć. Czułam się taka trochę beznadziejna ponieważ poprzez brak komunikacji z nimi nie byłam w stanie w żaden sposób okazać im jak bardzo jestem wdzięczna za uratowanie mnie i opiekę jaką nade mną roztoczyli.
Poczułam łzy pod powiekami. Żeby tego nie pokazać wstałam aby pójść do swojego pokoju. Odchodząc słyszałam jak Kreml coś mówił o patrolu czy czymś takim, ale nie wsłuchałam się zbytnio. Chciałam jak najszybciej zniknąć.
Postanowiłam, że wrócę do swojego domu. Nie mam innego miejsca więc tylko to mi pozostało.
Kilka dni później gdy już prawie całkiem dobrze się czułam obmyśliłam plan odejścia.
Na kartce papieru naszkicowałam kilka obrazków jakie były w stanie okazac moją wdzięcznośc oraz szacunek i zostawiłam go na moim łóżku. Była już ciemna noc więc wszyscy spali. Tak myślę.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do schodów. Powoli i cicho zeszłam na sam dół. Gdy dotknęłam ziemi poczułam się jakbym miała siłę na wszystko.
Zaczęłam iść w kierunku zagajnika. Widziałam go już wcześniej podczas moich codziennych obserwacji z mostu na którym siadałam.
Szłam delikatnym krokiem wiedząc doskonale, że wilki mogłyby podnieść alarm. Są one bardzo wyczulone oraz mają lepszy słuch więc musiałam być maksymalnie ostrożna.
Szłam bardzo długo. Wiedziałam, że może to potrwać. Moja kondycja nie należała do najlepszych dlatego też często stawałam na chwilę by odpocząć. Mimo to nie miałam zamiaru zawracać.
W końcu doszłam do bardzo gęstego zagajnika. To nie było to miejsce gdzie wcześniej przechodziłam, ale w zupełności mi wystarczyło. Wiedziałam, że kierunek tez jest dobry.
Zaczęłam powoli rozgarniać gałęzie i liany, które były ciasno splecione. Coś mi mówiło abym nie wracała, ale nie mogłam. Nie chciałam narażać ich na niebezpieczeństwo jakby tamci mnie jednak znaleźli. W końcu przedarłam się. Poczułam niesamowity opór podczas przełażenia w tych krzakach. Nie wiedziałam jak to określić coś jakby trzymanie mnie za ramiona i niechęć wypuszczenia mnie? Sama nie wiem. Jakoś jednak dałam rade mimo iż zmęczenie ostro dało mi się we znaki.
Zaczęłam więc iść w stronę miasta. Powoli ciemność ustępowała pierwszym promykom światła. Coś j już nie ciemno ale jeszcze nie ma słońca. Taki przedświt.
Wyczulam subtelny zapach żywicy oraz leśnej ziemi.
Te zapachy delikatnie unoszące się w powietrzu jakby ukoiły moje napięte nerwy w dodatku zaczęły ćwierkać pierwsze ptaki. Uśmiechnęłam się. Powinnam była bardziej doceniać ten czas jaki spędziłam w tamtym świecie.
Rozejrzałam się i zobaczyłam jak pierwsze promienie słońca zaczęły przenikać przez horyzont i odbiły się w porannej rosie.
Byłam zachwycona widokiem. Nagle poczułam ból w boku. Spojrzałam na brzuch podnosząc bluzkę. Najwyraźniej mimo blizny nadal nie byłam wyleczona do końca. Nie mogłam jednak odpuścić.
Odwróciłam się i poszłam w kierunku mojego domu.
Po jakimś czasie powolnym krokiem doszłam pod swój dom. Nikogo w nim nie było. W torbie, którą miałam przy sobie cały czas, znalazłam klucze. Gdy weszłam do mieszkania nic nie wyglądało tak samo. Całe było rozwalone jakby tornado przez nie przeszło. Dostałam się do swojego pokoju. Tam tez poprzewracane wszystko jakby szukali nie wiadomo czego. Szybko podeszłam do ściany przy której stało łóżko też rozwalone i delikatnie odsunęłam jedną z listew. Na szczęście pieniądze jakie tam chowałam nadal leżały pozwijane jak je zostawiłam. Zabrałam je i wyszłam z mieszkania. Przy drzwiach złapała mnie gospodyni domagając się opłaty za zaległy czynsz za miesiąc. Pytała tez czemu nikogo nie ma a ja tylko wymyśliłam wymówkę i już chciałam powiedzieć gdy nagle przypomniało mi się że nie mogę mówić.
Jednakże zapłaciłam i odeszłam w milczeniu. Gospodyni tylko się zdziwiła. Ja jakoś nie wiedząc co mam teraz zrobić pierwsze swe kroki skierowałam do hotelu w którym pracowałam.
Znów zapominając o tym iż nie mówię krzyknęłam:
-Hej jest tu ktoś?!- i nagle się zorientowałam iż mówię a przecież nie mogłam.
-O mój boże Elaya nic ci nie jest i gdzieś ty się podziewała?- mój kierownik przytulił mnie zmartwiony.
-Nic mi nie jest po prostu musiałam na jakiś czas wyjechać i przepraszam to było nagłe więc nie była jak powiadomić- byłam taka szczęśliwa, że mi łzy stanęły w oczach.
Jakoś mnie nie zdziwiło iż tak wcześnie kierownik jest na nogach w końcu mieszkał w tym hotelu.
-Kierowniku mam pytanie czy nadal mogę tu pracować i czy znajdzie się tu dla mnie miejsce do spania?- mój głos lekko drżał.
-A więc już wiesz o śmierci twojego opiekuna w końcu głośno o tym było i szukano cię- kierownik jakoś był taki no nie wiem smutny.
-Nie martw i nie mów nikomu że wróciłam nie chce zbytniego zamieszania- kierownik pokiwał głowa i zaprowadził mnie do jednego z małych pokoików.
-Tu będziesz mogła się zatrzymać więc odpocznij a od jutra możesz już pracować i obiecuje że nikomu nie powiem o twoim powrocie jednakże musisz coś zrobić z włosami ponieważ wyróżniają się zbytnio- tu wskazał na moją głowę. No tak mam białe włosy zapomniałam.
-Coś z nimi zrobię- chrząknęłam ponieważ gardło mnie trochę bolało. Chyba ta przerwa daje o sobie znać. W końcu poczułam się jakoś tak normalnie. Mogłam mówić i jakoś sobie radzę. To najważniejsze.
Czułam jednak smutek, że zostawiłam moich wybawców tak po prostu…

03. Odrobina ciepła w zimnym tonie twych słów, które zrozumiałam...

Leżałam spokojnie w tym dość nieznanym mi miejscu i czekałam. Wcześniej próbowałam wstać, ale niestety ból wdał mi się we znaki.
Leżałam zatem i czekałam az w końcu ktoś przyjdzie. Spoglądałam w okno z nadzieją iż ten czarnowłosy znów tu wejdzie jak w nocy, ale się nie doczekałam jak do tej pory.
Myślałam o tym co się stało. Uciekłam i dostałam się do świata zupełnie mi obcego.
Nie wiem w jaki sposób, ale dzięki nim żyję.
Starsza kobieta o pięknych dojrzałych rysach twarzy i miodowych oczach, opiekowała się mną jak lekarz. Więc nazwałam ją panią doktor.
Dzisiaj jeszcze nie przyszła, ale wilk, który tu był wczoraj był i dzisiaj. Zdawało mi się, że musiał tutaj czuwać. Jakiś czas temu wyszedł dlatego chciałam wstać co mi się nie udało.
Czułam ból, ale też i spokój jakbym wiedziała, że nic mi się nie stanie, a to wszystko dzięki temu czarnemu wilkowi.
Jest wciąż przy mnie jakby chciał mnie chronić. Czasem gdzieś wychodzi, ale za jakiś czas wraca i kładzie się obok mojego łóżka. Zastanawiam się gdzie on znika, ale nadal nie mogę mówić. Czuje w gardle coś na kształt kluchy, która blokuje mój głos.
Chce coś powiedzieć i nie mogę. Przyłożyłam rękę do czoła aby sprawdzić czy nie jestem chora ponieważ to wszystko nadal było jak ze snu. Jednakże rana na brzuchu utwierdzała mnie, że nie śnię.
Do pokoju weszła pani doktor.
Pomachałam do niej na powitanie na co skinęła głową z uśmiechem.
Chciałam poprosić o coś do picia więc zaczęłam pokazywać jak to na niby wodę piję. Zrozumiała i podała mi kubek z zimną wodą.
Gdy tak piłam do pokoju wszedł nie kto inny jak ten mężczyzna z nocy. Pani doktor się mu ukłoniła lekko i uśmiechnęła. Pomyślałam w tym momencie, że ten koleś musi być kimś ważnym ponieważ nie powinno się kłaniać byle komu prawda. Pani doktor podeszła do mnie i przytrzymała dłoń na mojej głowie. Poczułam się lekko senna, ale nie dałam się tak łatwo.
Przymknęłam oczy i czekałam co będzie dalej. Spod wpół przymkniętych powiek widziałam jak dyskutowali, ale niestety nie rozumiałam ich słów co mnie trochę zbijało z pantałyku.
-Keyalo co możesz mi o niej powiedzieć?- Kreml był lekko rozdrażniony ponieważ Kor cały czas
spędzał z tą obcą dziewczyną.
-Kreml niestety nie wiele nie wiem ile ma lat i jak ma na imię a ponieważ nie rozumie co do niej mówię nic się nie da zrobić- Keyala była lekko zmartwiona.
Chciała aby ta młoda osóbka szybko wyzdrowiała oraz żeby w końcu mogła coś powiedzieć. Niestety trucizna jaką jej się udało usunąć zostawiła uszkodzenia przez co ta mała nie będzie mogła długo mówić.
Na szczęście odzyska głos. Nagle wpadł Keyali pewien pomysł do głowy.
Podeszła do mnie i przyłożyła mi rękę do klatki piersiowej. Pomyślałam, że che coś sprawdzić, ale ona przyłożyła rękę do swojej klatki i powiedziała
-Keyala- i tak kilka razy. Wtedy zrozumiałam, że to jej imię. Skinęłam ze zrozumieniem w oczach na co ona też się uśmiechnęła.
Podeszła do tego mężczyzny i wskazując na niego powiedziała
-Kreml- wtedy też skinęłam głową, że rozumiem.
Chciałam im jakoś przekazać jak ma na imię, ale to będzie trudne. Jednakże przypomniało mi się, że mogę to narysować. Pokazywałam gestami ze chce coś do rysowania. Keyala chyba zrozumiała i podała mi jakiś pergamino-podobny papier. Jakiś kawałek drewna najwyraźniej służący do pisania.
Narysowałam litery drukowane mojego imienia, ale oni zaprzeczyli głowami, że nie wiedzą co to.
Narysowałam księżyc w kształcie rogala i kwiat o trzech płatkach. Połączyłam je i wyszło mi moje imię. Nie wiem czy zrozumieli, ale najwyraźniej coś im zaświtało.
Keyala podeszła do mnie i jakby pytająco powiedziała:
-Elay?- skinełam głowa ponieważ nie wiedziałam jak im powiedzieć że na końcu trzeba dodać jeszcze dwa ”a”.
Myślałam, że nie będę w stanie w żaden sposób powiedzieć czy pokazać jak mam na imię więc to mnie teraz ucieszyło. Keyala też była zadowolona ponieważ uśmiechała się szczęśliwa.
Kreml stał i słuchał wszystkiego. Dowiedział się w końcu jak obca ma na imię. Mógł choć raz odkąd przybyła pogadać z Kor’em.
Czarny był na patrolu sam więc Kreml musiał go znaleźć.
Spojrzał jeszcze raz na tę dość delikatnie wyglądającą istotkę leżącą w tym wielkim łożu i w końcu zrozumiał czemu Kor tak bardzo się o nią martwił.
Była bezbronną i słabą osobą. Wyszedł nic nie mówiąc.
Zaczął szukać Kor’a by w końcu znaleźć go na miejscu gdzie leżała Elay.
-Widzę, że ty znów tutaj wciąż mnie to zastanawia czemu ty tu wracasz?- Kreml cokolwiek niczego po sobie nie okazywał.
-Jak sam wiesz staram się dociec jak jej się udało tutaj dostać przecież granica mogła ją odrzucić ale ona ją przepuściła- Kor był co najmniej zaintrygowany cała sytuacją.
-Wiesz ja sam bym chciał to wiedzieć jednakże musimy czekać na zebranie starszych oni sami muszą dojść co się tak naprawdę wydarzyło- Kor zawarczał na wspomnienie o starszych.
-Wiesz jakie jest moje zdanie, ale wiem też że nic nie poradzę niestety przyjdzie nam czekać- Czarny nie miał już ochoty na rozmowę na ten temat. Spojrzał spode łba na Kreml’a i zauważył jak ten starał się coś mu powiedzieć i jednocześnie to ukrywał.
-Co jest?- Kreml spojrzał na przyjaciela i przypomniał sobie w jakim celu właściwie go szukał.
-Chodzi o tę małą znamy jej imię- podrapał się po głowie.
-Poważnie i co jak wam powiedziała skoro mówić nie umie?- Kor zaczął machać ogonem szczęśliwy, że coś tak pozytywnego się wydarzyło.
-Narysowała jakieś znaki, a Keyala je odczytała więc ta tylko potwierdziła, a jej imię to Elay- nie chciał rozwijać tego tematu miał poważniejszą rozmowę do przedyskutowania. Kor machał szczęśliwy ogonem.
-Powinienem do niej pójść- i już chciał pobiec gdy nagle Kreml złapał go i zatrzymał.
-Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać- jego twarz była poważna.
-Rozumiem i wiedziałem, że któregoś dnia dojdzie do tej rozmowy- Czarny nie był specjalnie zdziwiony, ale nie chciał tracić czasy na rozmowy gdy mógł w końcu znów spędzić czas z Elay. Jej imię brzmiało pięknie.
-Wiem, ze nie masz ochoty czuję to, ale naprawdę musimy pogadać, bo później pewnie też nie będzie czasu a do niej zdążysz jeszcze pójść- Kreml był nieugięty.
-W porządku, a więc chodźmy się przejść- Czarny tylko pokiwał smętnie głową.
Ja tymczasem starałam się podnieść. Brakowało mi towarzystwa wilka. Zastanowiłam się nad tym fenomenem. Dziwne, że wilk z własnej woli zbliżył się do człowieka. Możliwe też iż ten wilk był inny. Jednakże jego rozmiary była dla mnie dość sporym zaskoczeniem. Był ogromny. Jakbym stała to sięgał by mi do wysokości moje głowy.
W końcu udało mi się usiąść choć to było nie łatwe i dość bolesne. Bok mojego brzuch zdołał mi o tym przypomnieć.
Siedziałam tak patrząc w na widok za oknem, który w końcu mogłam zobaczyć. Pięknie zazielenione gałęzie drzew lekko uginały się pod naporem wiatru, ale tez wydawały przepiękne dźwięki przyjemne dla ucha. Odczułam niejaką beztroskę z tym związaną. Czekałam właściwie na przyjście czarnego wilka. Chciałam znów go przytulić i poczuć zapach lasu jaki zawsze mu towarzyszył.
Nagle do pokoju wleciał tak wleciał Kreml jeśli dobrze zapamiętałam.
Był zły. Wyczułam to od razu.
Zaczął krzyczeć
-Jesteś kimś kogo nie rozumie i nie mam zamiaru rozumieć, ale nie zabieraj mi jedynego przyjaciela jakiego mam nawet jeśli jesteś kimś kto go uratował i nawet jeśli jesteś taka drobniutka i malutka i w ogóle cholera się powtarzam- nie wiedziałam jak to wytłumaczyć, ale ja doskonale rozumiałam jego słowa!
Nie wiedząc jak przerwać ten jego monolog chwyciłam pierwszą rzecz pod ręką, a była to poduszka i rzuciłam nią w niego. Uderzyła go w głowę co na szczęście zwróciło jego uwagę chociaż chyba też bardzo rozgniewało.
-Jak mogłaś we mnie rzucić poduszką ty wiesz kim ja jestem? Jestem pieprzonym władcą tej krainy więc nawet nie myśl, że ci teraz odpuszczę ponieważ nie rozumiesz co mówię!- krzyczał dalej.
Czekałam na koniec. Czekałam aż skończy ponieważ chciałam aby się uspokoił.
Podszedł do mnie energicznym krokiem i złapała za ramiona. Zaczął potrząsać mną co niestety sprawiło iż rana na moim brzuchu boleśnie o sobie przypomniała. Na moje twarzy pojawił się grymas bólu. Kreml nie zauważył tego ponieważ dalej mną potrząsał i krzyczał jakim to ja jestem utrapieniem dla niego. Nie mogłam już tego słuchać oraz wytrzymać bólu więc zrobiłam pierwsze co mi do głowy przyszło. Załapałam go za głowę i pocałowałam aby w końcu nastała cisza. Kreml był tak zszokowany moim zachowaniem, że skamieniał, a ja zemdlałam z bólu.

02.Spotkałam ciebie na drodze ciszy...

Tymczasem w puszczy zawrzało…
-Ukim ktoś przekroczył zieloną granicę!- krzyknął jeden z obserwatorów do swojego przełożonego.
-Ukim co mamy robić?- wciąż i wciąż nawoływano młodego kapitana.
Ten wstał i delikatnie podniósł rękę aby uciszyć krzyki jego podwładnych.
-Już już spokojnie to nie musi być żadne zagrożenie przecież nie raz jakieś większe zwierzę ją przekraczało i nic się nie stało- był spokojną osobą z natury więc nie przeraził się wizją jakiegoś obcego z nie wiadomo skąd.
-Ukim, ale tym razem to nie jest zwierzę- kapitan obejrzał się i ujrzał szarego wilka wielkości dorosłego człowieka. Jego żółte oczy były zimne jednakże gdy spojrzał na swego partnera lekko pociemniały i ukazała się w nich nitka sympatii. Łączyła ich nierozerwalna więź więc tylko Ukim miał przywilej rozmawiać z Waru.
Szary wilk spokojnie podszedł do Ukima i dotknął go nosem na znak powitania. Ten odwzajemnił się skinieniem głowy.
-A więc Warau co masz do powiedzenia?- Ukim się troszkę zestresował gdy Warau powiedział na głos to czego się obawiali inni.
-Właściwie nie tyle do powiedzenia co do pokazania ponieważ osoba, która przekroczyła granicę , krwawi i to dość obficie co sprowadziło lekki niepokój wśród moich braci- Warau lekko powarkiwał przy każdym wypowiadanym słowie. Rzadko używał ich języka ponieważ wolał telepatię.
Jednakże tylko Ukim mógł się z nim nią posługiwać.
Westchnął ciężko.
-Ukim chodź zabiorę cię do tego osobnika- warknął, a Ukim usiadł na nim i odjechali w szybkim tempie do oddalonej części lasu. Przy starym dębie stało już kilka innych wilków wraz ze swoimi partnerami. Wilki lekko najeżone i zaniepokojone zapachem krwi czekały na Warau i Ukim’a.
-Ukim obcy tu jest- Ukim spojrzał we wskazanym kierunku. Widział kogoś leżącego w dziurze konara wielkiego dębu tuż przy zielonej granicy.
-Co mamy robić?- jeden z podwładnych podszedł do niego i spojrzał na obcego.
-Szczerze to nawet tego nie chcę ale najwyraźniej nie ma innego wyjścia- wyszeptał.
-Poślijcie po Kreml’a i Czarnego!-krzyknął do kilku strażników, a ci z kwaśną miną dosiedli swoich wilków za ich wcześniej pozwoleniem i odjechali tak szybko jak tylko można.
Tymczasem Ukim telepatycznie komunikował się z Warau.
-Musimy czekać na Kremla i Czarnego-
-Nie ma innego wyjścia Ukim sam wiesz, że to pierwszy przypadek gdy z drugiego świata ktoś do nas się dostał-
-Wiem Warau, ale to jest dość przerażające na swój sposób ponieważ starożytni założyli zieloną granicę i żaden obcy nie był w stanie jej przekroczyć więc dlaczego to się jednak stało?-
-Nie wiem Ukim zapewne wszystko się wyjaśni gdy obcy dostanie się w ręce szanownej Keyali-
-Tak Keyala będzie wiedzieć co robić-”
Po tej rozmowie Ukim stał wraz z innymi na straży, a wilki oddaliły się ponieważ wieść iż Czarny ma przybyć raczej nie napawała ich pozytywnymi uczuciami i już wróżyli obcemu niechybny koniec.
Jak stwierdził jeden z wilków o dość ciemno brązowej maści, obcy zginie jak tylko Czarny go dotknie więc o resztę się już nie ma co martwić.
Kreml wstał właśnie z wielkiego łoża w samej bieliźnie. Narzucił na siebie jakieś ubranie w ciemnym kolorze i podszedł do stołu gdzie czekała na niego taca z gorącym posiłkiem oraz napojami. Nalał sobie soku i wypił duszkiem. Podszedł do wielkiego okna otwartego na oścież co dawało przyjemny chłodny podmuch powietrza w ten dość upalny dzień.
Wyczuł Czarnego gdyż ten był niedaleko na polanie i wylegiwał się w słońcu. Pozornie.
Czarny nazywany tak przez wszystkich ponieważ jego umaszczenie było w tym kolorze oraz jego oczy, naprawdę leżał w oczekiwaniu na nadchodzących. Już od dłuższego czasu był niespokojny ponieważ wyczuł subtelną woń krwi. Krwi, której tylko raz zasmakował oraz  nigdy nie zapomniał.
To był człowiek. Człowiek ze świata po za zieloną granicą. Jak się przedostał przez tą magicznie stworzoną ścianą sam nie wiedział. Wiedział jednakże nie może pozwolić aby temu człowiekowi stała się krzywda jednakże musiał czekać. Czekanie wprawiało go w lekki stan rozdrażnienia przez co nie umiał powstrzymać cichego burczenia. Kreml natychmiast zareagował na zachowanie przyjaciela.
Jako jedyny nigdy nie siadł na wilku. Nie odczuwał takiej potrzeby zresztą Kor by mu nie pozwolił. Kreml jednak się tym nie przejmował. Dla niego najważniejsze było to, że Kor wybrał go na swojego partnera, a dzięki temu stali się przyjaciółmi.
-Kor co się dzieje?- zapytał patrząc na wilka z góry.
-Mamy gości- odwarknął Czarny. Kor to imię Czarnego jednakże tylko Kreml miał prawo i przywilej jednocześnie zwracania się tak do niego.
Kreml spojrzał gdzieś ponad gałęzie drzew i dostrzegł kilku strażników spod granicy.
Nie zdziwiło go to ponieważ sam odczuwał obecność obcego.
Teraz wychodzi na to, że jest potrzebny. Szybko wrócił do swojego pokoju przebrał się w wyjściowe ciuchy i zleciał na ziemię koło Czarnego.
-Widzę, że jak zwykle nie chce ci się używając schodów- Kor lekko  zaśmiał się widząc jak Kreml poprawia ubranie.
-Znasz mnie- Kreml nie przejął się przytykiem przyjaciela i skierował się ku nadjeżdżającym.
-Panie ważna wiadomość jesteś proszony aby udać się na miejsce gdzie przebywa obcy sam kapitan Ukim czeka na ciebie na miejscu- strażnik zasalutował.
-Dziękuje- tyle w odpowiedzi. Kreml zaczął unosić się w powietrzu i zniknął tak szybko jak błyskawica. Czarny wraz z nim.
Nagle pojawili się obok Ukim’a, ten nawet nie mrugnął ponieważ już przywykł.
Kreml spokojnie podszedł do drzewa. Bez strachu ani nerwów.
Czarny szedł tuz obok niego.
-Nie możesz się do obcego zbliżać- powiedział Kreml do Kor’a.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie ma potrzeby abym się trzymał z daleka- Kor jakoś uśmiechnął się pod nosem.
-Jesteś pewny?- Kreml jakoś nie wierzył, że Kor się powstrzyma mimo wszystko postanowił, że mu zawierzy.
Kor wiedział, że Kreml się obawia o jego dość nadszarpnięte nerwy.
Stanęli spokojnie i spojrzeli na obcego. Kor aż się zachłysnął od zapachu świeżej krwi, ale jednocześnie jak ujrzał tą młodą dziewczynę, serce się mu ścisnęło z żalu.
-Powiedzcie szanownej Keyali aby przygotowała się na przybycie ciężko rannego!- warknął głośno Czarny, a jeden z podwładnych pędem pobiegł do pałacu na najwyższym z drzew.
-Kor co się stało?- Kreml był zdziwiony zachowaniem swojego przyjaciela.
-Nie pytaj tylko pomóż mi ją na grzbiet położyć ponieważ ona szybko musi trafić do Keyali- Kor był zawzięty i przejęty. Przez tą krew zapewne ponieważ była taka znajoma w zapachu.
Kreml zrobił jak mu Kor kazał i wziął na ręce obcego nie czekaj obcą ponieważ Kor mówił o obcym jak o dziewczynie.
Więc obca już leżała na grzbiecie Kor’a. Czarny biegł tak szybko jak się tylko dało. Mijane wilki od razu wyczuwały krew, która ich drażniła.
Ludzie żyjący w tym świecie także byli poddenerwowani. Ponieważ partnerujące im wilki przekazywały swoje odczucia niepokoju.
Każde z żyjących w tym królestwie wilków miało swojego partnera. Łączyła ich więź jakiej nie da się rozerwać.
Odczuwali wszystko razem.
Teraz gdy Kor biegł wraz z tą dziewczyną na grzbiecie co dziwiło wszystkich ponieważ nikomu nie pozwalał na dosiadanie się, wszyscy byli zaniepokojeni, a Kreml czuł strach taki jaki tkwił w Czarnym.
Kor dostał się na pałac szybko więc i Keyala mogła szybko zając się ranną.
-Wynoście się stąd ponieważ to dziewczyna, a muszę ją rozebrać!- krzyknęła mocnym głosem Keyala.
Wszyscy, którzy zdążyli się zebrać w pokoju do badań, wyszli. Kreml został.
-Szanowna Keyalo powiesz mi jak się obudzi prawda bardzo cię proszę ponieważ Kor jest zdenerwowany a wiem, że ma to związek z tą obcą- Kreml rzadko odczuwał coś takiego jak smutek, ale o przyjaciela mimo wszystko się martwił.
-Oczywiście, że cię powiadomię, a teraz muszę się nią zająć- wygoniła Kremla, który udał się na dół do Kor’a.
-Wiem, że Keyala się nią dobrze zajmie więc i ty powinieneś spokojnie odpocząć- Kreml dotknął ręką przyjaciela. Kor położył się na ziemi i zamknął oczy. Prawda jest taka, że nie mógł dźwigać żadnych ciężarów dlatego też nie pozwalał się dosiadać.
Kreml o tym wiedział.
Czarny wilk przysnął zmęczony, a jednak czuwał.
Kreml zostawił przyjaciela, a sam poszedł do swojego pokoju. Uniósł się i dostał na balkon. Nie lubił schodzić schodami za dużo czasu i jednocześnie szkoda mu było skrzydeł nie ruszać.
Zaczęło zmierzchać. Kreml schował skrzydła i pozbywszy się ubrań położył się w swoim leżu.
Zasnął z uczuciem iż Kor coś przed nim ukrywa.
Minęło kilkanaście dni, a ja wciąż się nie budziłam.
Nikt się mną już nie przejmował. Byłam obcym, ale to nic skoro Keyala się mną zajęła. Czarny mnie woził na grzbiecie. Wszystko było w porządku. Mogłam tu zostać ponieważ najważniejsi mnie zaakceptowali i nie kazali zabić.
Kor siedział w pokoju do jakiego zostałam przeniesiona.
Keyala wspomniała, że moje ciało zostało uszkodzone przez jakiś dziwny przedmiot.
-Normalnie jak go trzymasz nie robi żadnej krzywdy, ale coś musi być jeszcze aby ta rzecz narobiła tyle szkód. Coś na kształt jak strzała i łuk- Keyala pokazała Kreml’owi kule, która wcześniej tkwiła w moim ciele, a teraz trzymała ją w dłoni.
Kreml się wzdrygnął. Kor wiedział co to jest, ale nie mówił nic.
Żył kiedyś w świecie ludzi tej obcej, ale nigdy nikomu o tym nie mówił. Wolał ten fakt zatrzymać dla siebie ponieważ gdy tam żył mało nie został zabity. Uratowała go malutka dziewczynka. Miała kilka lat dopiero, a już radziła sobie ze wszystkim sama.
Uratowała go i jeszcze pomogła dostać się do tego lasu aby mógł wrócić do domu.

Nigdy tego nie zapomniał i był wdzięczny tamtemu człowiekowi, ale nienawidził ludzi więc jak pierwszy raz chciała go dotknąć ugryzł ją i to dość mocno. Napił się jej krwi. Dziewczynka nawet nie zapłakała choć skarciła go lekko za to, że ją ugryzł.
Wtedy też zrozumiał, że nie wszystkich ocenia się jedną miarą.
Dziewczynkę zapamiętał po zapachu i smaku krwi. Teraz jak wyczuł krew tak podobną do tamtej postanowił ją uratować, nawet jeśli mogła okazać się nie tą dziewczynką.
Trochę czasu minęło od tamtych dni więc i tamta dziewczynka urosła.
Kor leżał i obserwował śpiącą. Myślał o tym co zrobi jak ona się wybudzi.
Miał dług do spłacenia. Nie chciał pozwolić aby stała się jej krzywda.
Dni mijały na patrolowaniu terenu oraz ciągłym pilnowaniu dziewczyny.
Kreml postanowił zostawić Kor’a z tą dziewczyną. Jakoś czuł, że nie powinien mu przeszkadzać. Rozmawiali tylko na codziennych patrolach.
Czarny nie wspomniał ani razu o całej sytuacji.
Ja tymczasem wciąż spałam.
W końcu minęły ze trzy tygodnie od mojego przybycia.
Nagle otworzyłam oczy. Zobaczyłam jasno zielone koronki nad głową. Pomyślałam, że obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu lub dalej śpię. Rozejrzałam się i ujrzałam piękne zielone koronki jak z pajęczyny. Wyciągnęłam rękę by ich dotknąć. Były delikatne w dotyku.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Nagle ujrzałam pysk tuż obok moje twarzy.
Usłyszałam ciche powarkiwanie. Polizał mnie po twarzy długim ciepłym językiem. Pogłaskałam go. Nie bałam się. Nie odczuwałam strachu ponieważ ten wilkopodobny pies nie wydawał się groźny.
Chciałam coś powiedzieć , ale nie mogłam nic wykrztusić.
„Szkoda, że nie mogę nic powiedzieć”- pomyślałam.
„Jesteś piękny i taki ciepły”- mówiłam dalej w myśli.
Znów mnie polizał i nagle wybiegł z tego pokoju.
Kor się ucieszył jak zobaczył, że się obudziłam jednak zmartwił go fakt iż nic nie mówiłam.
Pobiegł szybko do Keyali i powiedział o moim przebudzeniu. Ta jak tylko usłyszała wieści pobiegła do pokoju w którym leżałam.
-Och moja droga w końcu się obudziłaś!- krzyknęła jak zobaczyła mnie leżącą z otwartymi oczami.
Nie zrozumiałam ani słowa, ale jej uśmiech powiedział mi, że się o mnie martwiła.
Uśmiechnęłam się na znak, że ją słyszałam.
Próbowałam coś powiedzieć, ale niestety żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła.
-Ona nie jest w stanie nic mówić- Kor był zmartwiony. Ten czarny wilk był zmartwiony co rzadko się zdarzało. Nigdy nie okazywał uczuć.
Kreml zresztą tak samo. Byli do siebie niezwykle podobni. Może dlatego tak szybko się dogadali i zostali partnerami.
Do Kreml’a także dotarła wiadomość o wybudzeniu się mojej osoby. Szybko dostał się do mojego pokoju, ale nie wszedł do środka tylko słuchał rozmowy Kor’a i Keyali. Nie wiedział co ma robić. Postanowił zatem iż przyjdzie później.
Kor i Keyala wyszli zostawiając mnie samą. Szkoda, że nie rozumiałam ani słowa.
Poczułam się trochę samotna. Nie wiedziałam gdzie jestem. Zobaczyłam oczywiście, że mam opatrunek na brzuchu gdzie byłam postrzelona. Nie wiele pamiętałam z wydarzeń sprzed mojej utraty przytomności.
Czułam pieczenie na szyi i gdy ją dotknęłam tez miałam opatrunek.
Najwyraźniej musiałam się poranić podczas ucieczki. Nie mogłam mówić więc tylko myślałam.
Zapadł zmierzch. Nie czułam zmęczenia, ale wiedziałam, że muszę odpoczywać. Chciałam już zamknąć oczy aby zasnąć, ale nagle na balkonie okna mojego pokoju pojawił się cień.
Ujrzałam wysokiego chłopaka, nie mężczyznę. Miał długie proste czarne włosy. Jego oczy zaś zielone jak trawa na równinie. Widziałam ich kolor ponieważ lekkie światło oświetlało jego twarz.
Spoglądał na mnie podejrzliwie. Jakbym miała mu coś odebrać. Jego to się przestraszyłam. Nie wiedziałam tylko czego on ode mnie chce.
Pomachałam delikatnie ręką aby zauważył iż nie śpię. Spojrzał na mnie, ale nie podszedł.
-Jesteś dziwnym osobnikiem- Kreml jakoś się nie martwił, że może ją urazić.
-Mogłaś zginąć przechodząc przez zieloną granice, a mimo to weszłaś tu i co? Żyjesz jedynie słowa nie mówisz- był pewny, że ona go rozumie.
Nie wiedział iż jego język był jej zupełnie nie znany.
Ja jakoś tak leżąc starałam się skojarzyć chociaż to co chciał mi powiedzieć, ale niestety nic nie zrozumiałam i nie wywnioskowałam.
Trochę posmutniałam. Zauważył to ponieważ podszedł do mnie. Pochylił się nad moją twarzą, a ja starałam się nie pokazać po sobie, że się go boję. Jednakże gdy znów coś powiedział w moich oczach ukazało się nie zrozumienie.
-Ty nic nie rozumiesz!-krzyknął.
Nagle do pokoju wpadł czarny wilk.
-Kreml co ty tutaj robisz?- Kor był zdziwiony. Nie wiedział, że jego przyjaciel będzie się skradał aby spotkać obcą.
-Jak to co chciałem się dowiedzieć jak ona się czuje i czy wszystko z nią w porządku, a z tego co zdążyłem wywnioskować ona ani nie może mówić, ale co najgorsze ona nawet nie rozumie co się do niej mówi- Kreml był zły. Kor od razu wyczuł jego nastrój.
-Rozumiem- Kor spuścił łeb.
-Nie martw się będzie dobrze, a mówić nie może ponieważ kolce pnączy na granicy są zatrute, a jak się zraniła wsiąkły w nią. Keyala mówiła, że zraniła się także w szyje przez co uszkodzone ma struny głosowe- Kor jakoś tak pomyślał, że lepiej będzie to wszystko wytłumaczyć Kreml’owi.
Kreml pokiwał tylko głową odwrócił się i wyskoczył przez okno, przez które wszedł.
Spoglądałam na nich totalnie zdziwiona oraz z totalnym brakiem zrozumienia jakichkolwiek słów.
Wilka w ogóle nie rozumiałam ponieważ jedyne co słyszałam to powarkiwanie, ale wiedziałam, że on musi rozmawiać z tym mężczyzną.
To mnie zdziwiło.
Jednak nie chciałam nic więcej rozumieć.
Zasnęłam…
**********************