środa, 24 października 2012

14.MAŁY BONUSIK:D

 DOZWOLONE OD LAT 18-stu wchodzisz na wlasna odpowiedzialnosc.
Powiadamiam ze ten rozdzial jest bonusikiem zwiazanym z moja poprzednia historia i ze to jest tylko dlatego iz MISIEK mnie prosila
zaznaczam ze jest to ostor hentai'owe więc ostrzegam, że nie jst dla dzieci. Zastrzegam sobie prawo do zrzeczenia się od odpowiedzialności z a treść czytaną przez niepełnoletnich.
Więc prosże zastanwoć się nad tym czy chcecie to czytać czy nie ponieważ to rodzice biorą za to odpowiedzialność:D
Buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
---------------------------
Stałam tak i spoglądałam na twarz dziadka na zdjęciach z ostatnich naszych wspólnych wakacji.
Były trzy lata temu. Teraz mam 25 lat i jestem pełnoprawną właścicielką całego imperium.
Ech... Szkoda tylko że właśnie teraz muszę siedzieć za biurkiem obładowana papierzyskami jak jakiś wielbłąd.
-Kurcze no niech ktoś weźmie te robotę za mnie wykona!- krzyknęłam do nieznanych sił.
Wstałam i podrapałam się po głowie. Miałam dzisiaj skończyć przeglądać, podpisać, przerzucić te wszystkie dane do kompa i jeszcze nie mam czasu na kawę ponieważ zaraz muszę wychodzić. Spotkanie, \bankiet potem jeszcze biznesowa kolacja wraz z kilkoma innymi współpracownikami.
Zaś w tygodniu mam wyjazd do jednej z filii mojej firmy.
Czy ja nie mam własnego życia??!! Złapałam się za głowę i zaczęłam kombinować jakby to wszystko rozłożyć na innych. Musze w końcu mieć czas dla siebie bo zwariuję. Odkąd zostałam prezesem nie miałam ani jednego dnia wolnego nie licząc niektórych niedziel, które praktycznie przesypiałam.
Nagle usłyszałam dzwonek interkomu.
-Tak Suzan?- zapytałam gdy usiadłam spowrotem na fotel.
-Pani prezes chodzi o to iż ma pani niespodziewanego gościa i on stwierdził iz go pani zna- powiedziała dość niepewnie Suzan.
-Nie rozumiem za bardzo co masz przez to na myśli, ale niech się przedstawi chociaż ponieważ ja nie mam czasu żeby przyjmować kogoś bez zapowiedzi- odpowiedziałam zmęczonym głosem.
-Podaje jego nazwisko panie prezes, a nazywa się Shi Tai- gdy usłyszałam to nazwisko i imię aż się we mnie w środku coś zakręciło.
Ile to już lat minęło?? osiem czy dziewięć? sama nie wiem, ale wiem jedno Tai często był przeze mnie widywany ale na okładkach różnych magazynów lub w reklamach. Grał też w kilku filmach. Nie spotkaliśmy się ani razu osobiście od dnia na stacji gdzie wsiadłam do pociągu i odjechałam.
Ja wtedy rzeczywiście wrzuciłam ten list. Nie pojechaliśmy jednak do domu w stolicy lecz na drugi koniec kraju.
Zamieszkaliśmy tam i już nigdy więcej nie musiałam zmieniać szkoły. Studia zaś zaliczyłam za granicą.
Dziwne, że to właśnie Tai chce się ze mną spotkać.
-Wpuść go i nie łącz mnie z żądnymi telefonami jakby mnie nie było jasne- powiedziałam szybko i stanowczo.
-Tak jest pani prezes- odpowiedziała przestraszona Suzan. Po chwili przez drzwi wszedł wysoki mężczyzna.
Jego uśmiechnięta twarz mogłaby przyprawić o zawał serca, ponieważ był niezwykle przystojnym facetem.
Spojrzałam na te jego uchahaną twarzyczkę i pomyślałam, że w tej chwili mogłabym mu ja obić. Był zbyt śliczny.
Podeszłam do niego wyciągając rękę aby go przywitać, ale on nagle złapał mnie w uścisku.
-Nami-chan jakże się cieszę iż ciebie widzę- powiedział gdy w końcu udało mi się uwolnić z jego mocnego uścisku.
-Ty to zaskakujesz mnie że sama nie wiem jak mam się przy tobie zachowywać- powiedziałam uśmiechając się jak zwykle.
-Ech Nami powinnaś przestać tak się uśmiechać bo czuję się jakbym przyszedł na jakąś rozmowę o pracę- powiedział siadając przy moim biurku.
-A więc powiedz co cię do mnie sprowadza- stałam wciąż w tym samym miejscu.
-Znalazł cię i dobrze wiesz z jakiego powodu więc nie muszę ci tego tłumaczyć- spojrzał na mnie bez wyrazu.
-Jak mu się to udało przecież nie miał pojęcia nawet jak teraz wyglądam ani jak się nazywam- odpowiedziałam spokojnie choć w środku aż szalałam z nerwów.
-Nie musiał wystarczył mu tylko twój włos- 
-Cholercia zapomniałam o tym jednym szczególe, ale wiesz prędzej czy później doszło by do tego spotkania więc już i tak nie mam po co uciekać- złożyłam ręce.
-Spokojnie wiem gdzie on teraz jest, ale pytanie czy ty się chcesz z nim zobaczyć to mimo wszystko jest ktoś kogo pokochałaś prawda?- zadziorny uśmieszek na jego twarzy przypomniał mi o starych czasach.
-Nie mam innego wyjścia wiesz?- 
-Wiem, ale zawsze możesz odmówić mimo okoliczności-
-Wiem mimo to nie odmawiam możesz mu spokojnie powiedzieć aby przyszedł nawet nie muszę dzwonić- od samego początku jak tylko tutaj wszedł czułam, że o to mu chodziło. Od samego początku tego spotkania chodziło tylko o uzyskanie informacji czy jestem gotowa na spotkanie z Ryu. 
-Dobrze zatem pozwól, że już cię opuszczę ponieważ mam pracę, a i jeszcze jedno Nami chciałbym abyś wiedziała, że on się bardzo zmienił po tym jak ty zostawiłaś mu władzę w rękach- stanął przy drzwiach jakby się nad czymś zastanawiając.
-Wiesz zawsze chciałem zadać ci to pytanie-
-Jakie?-
-Skąd wiedziałaś o tej całej sprawie przecież miałaś wtedy zaledwie 7 lat?-
-Widzisz moja matka nigdy nie umiała trzymać języka za zębami gdy mnie biła- odpowiedziałam patrząc na niego z ukrywanym bólem. Chyba jednak nie udało mi się tego zbyt dobrze zamaskować ponieważ Tai podszedł do mnie i pocałował mnie w głowę.
-Dzięki- powiedziałam cicho. On tylko się uśmiechnął i wyszedł.
Usiadłam przy biurku i spojrzałam na papiery jakie wciąż czekały. 
-Kurde wiedziałam choć nie chciałam aby to się stało w ogóle- powiedziałam cicho do siebie.
Wieczór nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Puściłam biedną Suzan do domu i zostałam w firmie sama. No może jeszcze ochrona ale to nieważne. Siedziałam spokojnie i odwalałam robotę by w końcu uwolnić się od biurokracji gdy nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Nie podniosłam głowy. Nie musiałam. Wszędzie rozpoznam te aurę. Wciąż jednak nie podnosiłam głowy. W końcu moja praca była w tej chwili najważniejsza.
-Jeśli chcesz jest i kawa i herbata tam w rogu- wskazałam palcem i dalej pisałam oraz uzupełniałam papiery.
Usłyszałam szczęk kubka i lanej cieczy. Po chwili też słyszałam jak usiadł na kanapie. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie wolno mi było pokazać jak bardzo jestem zdenerwowana jego obecnością.
Siedziałam tak na papierami wciąż dopóki nie skończyłam a ostatnimi papierami. 
-W końcu- rozciągnęłam się i spojrzałam na właśnie stawiany mi kubek herbaty.
-Dziękuje ratujesz moje skołatane nerwy- podniosłam go do ust i popiłam ciepły napar.
-Jak widzę ciągle zajęta- powiedział cicho stojąc wciąż obok mnie.
-Taaa, niestety samemu nie da rady mieć wolnego nawet na chwile- odpowiedziałam.
Mogłam wyglądać na zrelaksowaną, ale w środku czułam napięcie.
Wiedziałam dlaczego przyszedł mimo to zapytałam.
-Co cie do mnie sprowadza?-
-Sama dobrze wiesz i nie musisz pytać- jego głos był zimny i taki przyciągający.
Wstałam i podeszłam do kanapy. Usiadłam i spojrzałam na niego znad okularów. Wyglądał bosko jednym słowem. Wysoki o jasnej cerze i czarnych włosach oraz ciemnych oczach, w którym widziałam lód.
Wiedziałam jak bardzo wpłynęła na niego moja decyzja o odejściu oraz pozostawieniu mu władzy.
Dlaczego jednak tak bardzo pragnął mnie odnaleźć przecież wiedział, że jak zostanę to mu nic nie przypadnie nawet jeślibyśmy się pobrali.
Tak bardzo chciałam wierzyć, że jest tu z powodu pamięci o naszych uczuciach, ale wiedziałam, że to nie to.
przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy i wymienialiśmy się swoimi myślami.
Takie dość dziwne to moje spostrzeżenie, ale tak to odczułam.
Podszedł powoli i pochylił nade mną. Wciąż spoglądał mi w oczy jak by nie chciał abym się odwróciła.
Czułam jak zamrożona tym jego lodowatym wzrokiem. Czułam też przyciąganie ku jego osobie.
Nie wiedziałam co planuje, ale tego co zrobił w ogóle nie brałam pod uwagę.
Pocałował mnie mocno i namiętnie wręcz brutalnie. Czułam jak jego zęby kąsają moje wargi. 
Nie byłam się w stanie poruszać przez pasję jaką czułam w tym pocałunku. Pożądanie ogarnęło nagle całe moje ciało. Nie chciałam tego, a jednocześnie pragnęłam więcej i więcej. Podciągnął mnie i począł całować coraz mocniej i brutalniej. Czułam delikatny posmak krwi, ale się tym nie przejęłam. Nie byłam w stanie myśleć ponieważ pożądanie ogarnęło także mój umysł.
Czułam jak powoli rozpina guziki mojej koszuli, a ja zaczęłam ściągać z niego płaszcz. 
Rozbieraliśmy się powoli całując się namiętnie i dotykając każdego nowo odkrytego skrawka ciała.
Szczerze mówiąc to ja nadal byłam dziewicą. Wiem śmiesznie to brzmi, ale nigdy nie spotkałam nikogo kto mógłby mi zastąpić Ryu.
Nie byłam także w żadnym związku dłużej niż kilka miesięcy. Jednak nigdy nie doszło do niczego więcej niż pocałunki lub przypadkowe przytulenie.
Bałam się? Nie chciałam? Sama nie wiedziałam do tej chwili. Ja chciałam to przeżyć właśnie z tym facetem.
Czułam jego gorące usta na moich piersiach. Bawił się nimi lekko przygniatał i kąsał nabrzmiałe sutki.
Jego język wędrował powoli po moim ciele. Nagle opadliśmy na kanapę. On już tylko w samych spodniach i ja w bieliźnie. Leżeliśmy tak i całowaliśmy się z pasją i brutalnością dzikich zwierząt.
Czułam jak jego penis nabrzmiał i ocierał się o moje udo. Gorąco ogarniało moje ciało i czułam wilgotność w dolnej części mojego ciała. Podniecona czekałam na więcej. Język Ryu wędrował po moim brzuchu.
Nagle poczułam jego palec na mojej myszce. Zaczął mnie pieścić sprawiając mi przy tym ogrom przyjemności. Czułam jak jego palec wszedł we mnie. Kręcił nimi sprawiał, że podniecałam się coraz bardziej. Pożądanie graniczyło wręcz z odlotem.
Chciałam więcej. W końcu jego język dotarł do mojej myszki począł mnie pieścić nim aż mało co nie szczytowałam, ale nagle się odsunął. Powoli ułożył mnie wygodnie i wszedł we mnie nagle. Poczułam krótki i ostry ból. Syknęłam cicho lekko się przy tym spinając. Poczułam jak Ryu przestał się ruszać i zaczął mnie całować i pieścić na całym moim ciele. W końcu się rozluźniłam i mógł poruszać się dalej. Jego ruchy były gwałtowne i szybkie, ale sprawiały mi tyle przyjemności. Nagle poczułam jak coś mnie ogarnia. Jakbym miała zaraz odlecieć. Drgawki ogarnęły moje ciało i czułam jak rozkosz rozpływa się po całym moim ciele. 
Nagle ta rozkosz sięgnęła zenitu. Krzyknęłam głośno by po chwili poczuć jak Ryu sam doszedł i położył się na mnie. To było dziwne. Dlaczego nie protestowałam? Sama nie wiem, ale to była najlepsza rzecz pod słońcem jaka mi się przydarzyła.
Ryu przytulił mnie do siebie mocno.
-Właściwie to przyszedłem do ciebie po coś zupełnie innego, ale nie mogłem wytrzymać tego twojego relaksu rysującego się na twarzy jakbyś w ogóle się niczym nie przejmowała- wyszeptał mi wprost do ucha.
-Wiem po co tu jesteś, ale rzeczywiście sama się tego nie spodziewałam- odpowiedziałam również szeptem.
-Widzisz chciałem abyś oficjalnie zrzekła się prawa do władzy i jednocześnie zgodziła się ze mną wrócić- dodała po chwili.
Wrócić?! Ja?! Ale po co? Przecież i tak nie jestem tam potrzebna.
-Powiedz mi po co mam tam wrócić?- zapytałam niepewnym głosem.
-Chciałem cie tylko dla siebie i żebyś zgodziła się być moją żoną dlatego-odpowiedział podnosząc się lekko i patrząc mi poważnym wzrokiem w oczy.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Poważnie byłam tym wyznaniem tak zaskoczona, że nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Spoglądałam na jego twarz, w jego oczy i w ogóle, by się upewnić, że nie żartował. Był śmiertelnie poważny. 
-Czy..to znaczy... masz na myśli, że właśnie mi się oświadczasz?- język mi się trochę plątał, ale w końcu to wykrztusiłam.
-Tak właściwie to tak proponuje ci małżeństwo- odpowiedział spokojnym i poważnym głosem.
Nigdy nie byłam takk szczęśliwa jak w tym momencie. Poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. 
-Co się stało?- zapytał gdy je zobaczył.
-Nie to nic złego po prostu jestem szczęśliwa ponieważ nigdy nie myślałam, że dojdzie do tego iż poprosisz mnie o rękę raczej myślałam, że będziesz chciał tylko mojej rezygnacji i w ogóle się potem nie będziesz ze mną kontaktował- mówiłam a łzy same jakoś spłynęły i po policzkach.
-Wiesz przypuszczalnie tak to by właśnie było, ale miałem od groma czasu gdy ty odeszłaś i myślałem nad tym dlaczego niczego mi nie wyjaśniłaś jak na przykład, że odzyskałaś pamięć oraz fakt iż o wszystkim wiedziałaś co sprawiło iż zrezygnowałaś zostawiając mi w rękach całą władze- powoli się podniósł i usiadł. Ja też usiadłam ubierając przy tym koszulę i poprawiając rozwalone włosy.
-Wiesz od tamtego dnia na stacji, gdy zrozumiałem to co mi chciałaś przeakazać poprzez pocałunek, byłem wściekły stałem tam patrząc jak odjeżdżasz i czekałam, że nagle jednak wyskoczysz z pociągu i wrócisz do mnie, ja czekałem Nana, ja wciąż czekałem na ciebie, na twój powrót, na znak od ciebie, ale ty nigdy się nie odezwałaś, nie wróciłaś. Udawało ci się ukrywać dość długi czas az pewnego dnia zobaczyłem ciebie idącą właśnie do tego budynku. To był totalny przypadek ponieważ byłem tutaj tylko i wyłącznie w swoich sprawach biznesowych, a ty pojawiłaś się znikąd jakbyś od zawsze tu była. Poczułem frustracje, że szłaś uśmiechnięta i zadowolona z życia. Obserwowałem cie tak kilka tygodni. W końcu poprosiłem Tai'a o pomoc, by on pierwszy do ciebie przyszedł- przerwałam mu.
-Tak wiedziałam od samego początku, że o ciebie chodziło gdy tu wszedł ponieważ ty i Tai zawsze trzymaliście się razem mimo wszystko- podrapałam się po głowie.
-Tak to prawda, ale żadne z nas nie odeszło  stamtąd wszyscy wracają nieważne gdzie i na jak długo zawsze wracają- powiedział łapiąc mnie za rękę.
-Więc jaka jest twoja odpowiedź odnośnie mojej propozycji?- spojrzał na mnie tak poważnie. Dotknęłam jego twarzy i pogłaskałam delikatnie po policzku.
-Wiesz zawsze zastanawiało mnie jedno dlaczego ja?-
-Teraz zadajesz mi takie pytanie?-
-Mhm- pokiwałam głową.
-No dobra ponieważ wyrwałaś mnie, nie nas wszystkich z tego więzienia jakim były nasze rodziny i nasz status ponieważ sprawiałaś, że byliśmy szczęśliwi, że ja byłem szczęśliwy, gdy tamtego dnia wróciłaś już do domu po tym naszym udawanym ślubie wszyscy postanowiliśmy, że zostaniesz z nami, a ja, że ożenię się z tobą w przyszłości, ale nikt nie przypuszczał iż to wszystko tak się potoczy- powiedział to cichym odrobinę drżącym głosem.
Wiedziałam co w tym momencie myślał i czuł.
-Wiesz moja odpowiedź jest bardziej niż oczywista zwłaszcza po tym co się przed chwilką stało- powiedziałam to i lekko się zaczerwieniłam.
-Poważnie?- był zdziwiony i jednocześnie szczęśliwy wyglądał jak dziecko które dostało wymarzoną zabawkę. Był to zabawny widok.
-Właśnie czy ty aby nie byłaś no wiesz..- nie był w stanie dokończyć, ale pokiwałam głową na potwierdzenie jego przypuszczeń.
-No to nieźle się musiałem zbłaźnić co- pochylił głowę i zasłonił ją dłońmi jakby chciał ukryć przede mną wstyd jaki poczuł.
-Nie martw się tym jakby było źle to raczej byłabym wściekła prawda- pogłaskałam go po głowie, a on spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach. Jego wzrok też się zmienił był ciepły i kojący. Przytuliłam go do siebie.
-Wyjdę za ciebie Ryu za nikogo innego nie byłabym w stanie tylko za ciebie- wyszeptałam mu do ucha.
Spojrzał na mnie i pocałował delikatnie aczkolwiek namiętnie.
To było najpiekniejsze zdarzenie w całym moim życiu.


****************************************
a więc MIŚKU masz swoje zakończenie.
powiedz mi co o nim sądzisz oraz zastrzegam że więcej już nie napisze nic do tej historii.
Buziaki:*:*:*:*:*:*...







poniedziałek, 15 października 2012

9. Proste życie czy zwykły sen?...

Siedziałam tak na swoim łóżku i wpatrywałam się w Yu. On też siedział i wpatrywał się we mnie.
Właśnie oznajmił mi, że zostaje tu z własnej woli i jego ojciec nic na to nie poradzi. Nie obchodzi go, że jego ojciec się nie zgadzał. On chciał być ze mną póki jeszcze może.
Moje serce skakało ze szczęścia. Twarz nie wyrażała nic.
-Jesteś pewny, że dobrze robisz?- zapytałam niepewnie.
-Tak jak najbardziej- przysunął się bliżej mnie. Teraz całe poddasze jest moje ponieważ Mari i Nanami  zamieszkały u swoich nowych rodzin. Więc byliśmy sami. Czułam się trochę zdenerwowana, gdy się zorientowałam, że jestem z nim sama. Yu przysunął się do mnie jeszcze bliżej tak, że nasze ramiona się stykały. Czułam ciepło od jego ciała. Zapach jaki mu towarzyszył wprawiał moje ciało w delikatny dreszcz.
Czułam się dziwnie, a zarazem dobrze. Jego oczy sprawiały, że moje serce szalało w galopie. Czy to możliwe jest abyśmy byli razem szczęśliwi?
To i wiele różnych pytań przeleciało mi przez głowę, gdy tak spoglądaliśmy sobie w oczy. Nasze czoła stykały się, a nasze oczy wciąż wpatrywały się w siebie.
-Dobrze robimy prawda?-
-Tak i wesz dlaczego-
-Tak wiem, ale to dość trudne-
-Rozumiem to doskonale-
-Zostajesz ze mna ponieważ ci zależy, a ja też bardzo tego pragnę-
-Wiem o tym i wiedziałem od początku, a więc mogę cię pocałować?-
-Mhm-
Połączył nasze usta w gorącym pocałunku. Zatracałam się w tym słodkim tańcu naszych języków.
Niesamowite gorące dreszcze przebiegały i po plecach. Yu w pewnym momencie objął mnie i przytulił mocno do siebie wciąż nie przerywając pocałunku.
Czułam sie jak w niebie. Jakbym wznosiła się ponad chmurami. Szczęśliwa, że Yu jest ze mną mimo wszelkich przeciwności.
Nagle poczułam jak ręka Yu zawędrowała na mój odsłonięty brzuch. W końcu ubrana byłam jedynie cienką koszulkę z zapięciem na wysokości piersi. Dziwne to było uczucie. Gorąco mi się zrobiło. Dotykał mnie palcami po brzuchu by po chwili zawędrować wyżej ku moim piersiom. Czułam gorąco w miejscach gdzie mnie dotykał. Nie byłam w stanie mu przerwać ponieważ chciałam więcej tych pieszczot. Sama zas  wplotłam dłoń w jego włosy nie przerywając tego namiętnego pocałunku. Yu odpiał jedyny guzik i odrywając swoje usta od moich począł całować moje piersi. Zaczęłam szybciej oddychać gdy nagle usłyszałam kroki na schodkach.
-Ageha skarbie jesteś w stanie zejść na dół i zjeść z nami przy stole?- usłyszałam pytanie mamy.
Trafiła w dobry moment. A nuż stało by się coś nie odwracalnego.
Spojrzałam na Yu i wstałam ubierając się. Zeszliśmy razem i usiedliśmy przy stole wraz z moja mamą i tatą.
-A więc jakie teraz macie plany?- zapytał ojciec surowym tonem spoglądając na Yu i na mnie.
-Zamierzam się ożenić z Agehą i zostać tu z wami- powiedział. Pod stołem trzymał moją rękę.
-To oczywiste, ale co z twoimi rodzicami czy aprobują ten związek?- ojciec był nie ugięty.
-Kiedy powiedziałem ojcu iż zamierzam się ożenić z Agehą nie miał nic przeciwko, a wręcz był szczęśliwy iż w końcu zamierzam się ustatkować- Yu odpowiedział zgodnie z prawdą. Czułam iż nie kłamie. Dlaczego jednak nie powiedział nic więcej na ten temat? Ponieważ wiedział iż mój ojciec nie zgodzi się na jego pozostanie tutaj jeśli ojciec Yu się na to nie zgadza.
-Dobrze, dobrze, a więc zamierzacie zamieszkać we własnym domu czy zostaniecie z nami w tej chacie?- zapytała mama.
-Ja już zdecydowałam, że zostaje z wami, a Yu stwierdził iż nie ma nic przeciwko i mu pasuje też tu mieszkać- powiedziałam uśmiechając się do mamy w podzięce za lekką zmianę kierunku rozmowy.
Yu tylko kiwał głową, że to prawda.
Rodzice uśmiechnęli się do siebie, a potem do nas.
-Teraz tylko trzeba wam ślub wyprawić i poddasze przygotować- powiedział ojciec zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wiedział, że któremuś z dzieci zostawi ten dom, ale nie wiedział komu.
Gdy sami podjęliśmy decyzję iż pozostajemy wraz z moimi rodzicami można by rzec iż zdjęłam mu z barków te decyzję.
Jakie to proste i nie wielkie problemy spotykają mnie odkąd wróciłam do domu. Nawet fakt iż Yu postanowił ze mną zostać mimo sprzeciwu ojca.
Zjedliśmy kolację.
-A więc skoro jesteście już sobie przyobiecani to możecie już razem mieszkac na poddaszu- usłyszałam od ojca, a matka zgodziła się z jego słowami. Spojrzałam na nich zdziwiona.
-A nie uważacie, że to trochę za szybko?-
-Właściwie to nie ponieważ wy tez szybko weźmiecie ślub prawda? Nie zamierzacie czekać?- ojciec spojrzał na nas z groźną miną.
-Oczywiście, że nie mamy zamiaru czekać weźmiemy ślub tak szybko jak to będzie możliwe- powiedział Yu aby uspokoić mojego ojca.
Ucieszyłam się na te słowa.
Weszliśmy więc razem na poddasze i usiedliśmy na łóżku.
-Powiedz Yu macie jakieś specjalne rytuały towarzyszące wam przy zaślubinach?- zapytałam od niechcenia.
-Tak ponieważ smoczy ludzie posiadają energię jak ci wasi "posiadający" mamy taki ważny moment, że pomocą energii łączymy nasze splecione dłonie i wypowiadamy słowa przysięgi w pradawnym języku- spojrzałam na niego i zobaczyłam jak powoli ściągał z siebie ubrania.
Zobaczyłam jego sylwetkę w świetle lampy. Wyrzeźbione ciało o ciemnej karnacji i bez grama tłuszczu. Pociągający widok. Poczułam lekkie zawstydzenie więc odwróciłam głowę by na niego  nie patrzeć.
Czy to możliwe, że on będzie chciał coś więcej niż tylko pójście spać?
A może ja powinnam mu powiedzieć, że nie jestem jeszcze gotowa na taki krok?
Nie wiedziałam co mam zrobić, gdy nagle zorientowałam się, że Yu śpi. Śpi obok mnie i tak jakoś bez słowa na dobranoc.
Pomyślałam w tym momencie, że szkoda iż nic nie zrobił. Szkoda?? Chyba mi odbiło.
Położyłam się obok i wtuliłam w jego ciepłe ramiona. Poczułam jak mnie do siebie przyciąga.
Uśmiechnęłam się mimo wolnie.
W końcu zasnęłam.
W ciągu kilku dni udało nam się załatwić wszystko i wzięliśmy skromny ślub. Oczywiście rodzinka była szczęśliwa. Ja zresztą też, a Yu w trakcie składania przysięgi połączył nasze dłonie za pomocą energii.
Było cudownie.
Wciąż jednak dręczyły mnie myśli, że to jest tylko zwykły sen i że skończy się dla mnie szybciej niż myślę.
Jednak jak narazie było dobrze.
Wieczorem zaraz p zaślubinach i skromnym przyjęciu tylko dla rodzinki poszliśmy w końcu na strych. Ujrzałam ogromne zmiany. Wszystko tu było urządzone specjalnie dla nas.
Yu powiedział mi, że w tajemnicy przede mną zrobił to wraz ojcem.
-Kochanie pozwól więc zatem, że wniosę cie do naszego nowego miejsca- wziął mnie na ręce i wniósł przez próg.
Dziwnie się poczułam z tym jego "kochanie", ale pewnie się przyzwyczaje. Zaczynałam miec wątpliwości ponieważ według mnie to wszystko dzieje się za szybko choć to zapewne tez dobrze skoro zostało mi tak niewiele czasu.
Położył mnie na łóżku i spojrzał z uśmiechem w moje oczy.
-Wiedziałem od początku, że to właśnie ciebie powinienem był pokochać- powiedział cicho.
-Ja też miałam coś podobnego- odpowiedziałam także szeptem.
To prawda  ponieważ miałam silne uczucie iż go znam i już wcześniej było wiadome iż jesteśmy dla siebie. Coś nas łączyło.
Jego ręce znalazły się na moim brzuchu. Delikatnie głaskał go ponieważ wiedział jak bardzo mimo wszystko się boje. Po chwili zaczął rozpinac guziki. Leżałam tak i wciąż na niego patrzyłam. Nie musiałam się bać. Nie musiałam mu odmawiać i nie musiałam już uciekać.
W końcu i ja mogłam zaznać szczęścia.
Wciąż jednak jak cień tlił się w mojej głowie obraz tego pokoju i lekarza.
W ciągu tych kilku dni raz mi się zdarzyło, że znów się tam znalazłam. To była chwila, ale słyszałam cichy szept tej dziewczyny obym się w końcu obudziła i nie opuszczała jej znowu.
Czułam żal w tamtej chwili, ale wróciłam jeśli tak to można ująć, do tego świata.
Obudziłam się następnego ranka tuż o świcie. Pierwsze promienie słońca delikatnie łaskotały moją twarz. Spojrzałam w bok i ujrzałam śpiąca twarz Yu. Lekko się zarumieniłam gdy przypomniałam sobie poprzednią noc. Zrobiliśmy sporo sprośnych rzeczy.
Zachichotałam cicho aby go nie obudzić.
Co się ze mną dzieję? Ostatnio stałam się łagodna i jakaś taka zbyt dziewczęca.
Powinnam była nie zapominać się aż tak. Mimo wszystko czujność została.
Wstałam delikatnie i ubrałam się normalne codzienne ciuchy. Postanowiłam, że jak zrobię śniadanie to wtedy dopiero go obudzę. Zeszłam po schodach i zobaczyłam mamę jak krzątała się już przy piecu.
-Cześć mamo- przytuliłam się do niej po czym usiadłam przy stole.
-Cześć skarbie i jak tam po nocy?- zapytała z tym swoim uśmieszkiem.
-Mamo weź no- zaczerwieniłam się.
-To najnormalniejsza rzecz pod słońcem więc się tak panienko nie kryguj- odpowiedziała odwrócona.
Specjalnie mnie o to zapytała.
-Widzisz Ageho teraz nosisz inne nazwisko, a ja nadal czuje jakbyś miała zaledwie pięć lat- powiedziała nagle. Wyczułam w jej głosie smutek.
Schodkami nagle zszedł Yu ubrany w zwykłe ciuchy. Nie takie jakie miał na sobie zazwyczaj, ale te jakie dostał od mamy.
-Witaj mamo- powiedział podchodząc do mojej mamy i całując ja w policzek. Dziwne, ale jak mi wcześniej mówił nie miał matki odkąd skończył 10 lat. Nie dziwiłam się zatem, że miał teraz moją mamę jako swoją.
Traktował ją jak królową chyba. Zaśmiałam się, ale nic nie powiedziałam. Mama za to lekko się zaczerwieniła.
Nawet jeśli było teraz tak szczęśliwie i spokojnie czułam jak coś się zbliżało. Coś niezbyt miłego i raczej nie zapowiadało to udanej sielanki życia.
Minęło kilka tygodni więc juz myślałam, że jednak się myliłam co do swoich przeczuć gdy jednak stało się:
Byłam razem z Yu w ogrodzie za domem i pieliłam grządki ponieważ za kilka dni trzeba będzie zebrać wszystkie warzywa zanim nadejdzie zima. Yu w tym czasie grabił liście. Czułam się niespokojnie ponieważ czułam się źle.
Nagle usłyszałam cichy pomruk Arti'ego, smoka Yu, który to leżał spokojnie pod drzewami za domem.
Wstał i spojrzałam w stronę Yu, a on na mnie. Miał niezbyt miły wyraz twarzy.
-Yu cos sie zbliża mam rację?- skinął głową, że się zgadza i wskazał na niebo. Spojrzałam i ujrzałam trzy smoki. Piękno zwierząt na sekundę oślepiło mnie by po chwili ukazać ich jeźdźców.
Byli to smoczy ludzie.
Spojrzałam na Yu, który podszedł do mnie i objął ramieniem. Czułam napięcie w jego postawie.
A prawda jego rodziny nie było na ślubie, ale wysłał w naszym wspólnym imieniu powiadomienie o ślubie.
Wiedziałam jednak, że nikt i tak nie przybędzie.
Teraz aż się bałam co nas spotka ze strony tych przybyszy.
-Rozumiesz kto przybył prawda Agi?- powiedział mi do ucha mój mąż ściskając mocniej moje ramię.
-Chciałabym wierzyć iz to pokojowe spotkanie jak sam wiesz nie jestem ostatnio w formie- odszepnęłam mu do ucha i pocałowałam w policzek po czym podeszliśmy do furtki stając przed poczekaliśmy aż przybysze sami do nas podejdą.
-Witaj ojcze- Yu podszedł do mężczyzny jakby tylko parę lat starszego od niego. Pocałował go w dłoń i odsunął się. Podeszłam też, ale wcale nie miałam najmniejszego zamiaru tego robić. Więc czekałam na powitanie z jego strony.
Nie miał żadnego prawa abym okazała mu szacunek nawet jeśli stał się moim teściem bez swojej aprobaty.
-Coś nie cos słyszałem o tobie Panienko Ageho- usłyszałam cichy szum wiatru w koronach drzew zamiast głosu, ale sowa wyraźnie dotarły do moich uszu.
-Ojcze ona jest moją żoną więc proszę nie zwracaj się do niej "panienko"- powiedział Yu łapiąc moją dłoń. Ja nadal nic nie mówiłam. Czekałam.
Ojciec Yu spojrzał najpierw na syna, a potem znów na mnie.
-Ach gdzie moje maniery proszę zatem wybacz moje złe maniery jestem Yumira ojciec Yu- lekko skinął głowa w moim kierunku. Moja dotąd twarz bez wyrazu od razu zmieniła się w czysty ciepły obraz uśmiechu i szczęścia.
-Dziękuje jestem Ageha żona Yu- odpowiedziałam i tez skinęłam głową. Yu tylko lekko się uśmiechnął na te moje zachowanie. Od początku wiedział o co chodziło, ale nie mówił nic.
Najwidoczniej wcześniej wspominał o tym jak się powinno zachowywać w stosunku do "posiadających" ponieważ smoczy ludzie nie znają tego zbyt dobrze wręcz nie posiadają takiej wiedzy zbyt rozlegle.
Poczułam chłód. Nie wiem skąd, ale taki zimny podmuch wiatru nie zwiastował niczego dobrego.
Rozejrzałam wokoło. Jakieś dziwne wibracje sprawiały, że lekko kręciło mi się w głowie.
-Yu ja Musze się położyć i jeszcze jedno zbliża się coś złego- powiedziałam zanim upadlam wprost w ramiona mojego męża.
Otworzyłam oczy i ujrzałam czarnowłosą dziewczynę siedząca obok łóżka i czytająca jakąś książkę. Poruszyłam się i nagle nade mną pojawiła się jej twarz. Zobaczyłam moją siostrę Nanami. Aż się zachłysnęłam wdychanym powietrzem.
-Nanami?- zapytałam przez coś co było przyczepione do mojej twarzy. Cos jak maska na sznurkach.
-Ageha ty się obudziłaś i powiedziałaś coś i jeszcze moje imię, pamiętasz mnie jak się cieszę- zobaczyłam wyraźnie jej twarz i łzy w oczach.
-Ty...jesteś moją...siostrą?- zapytałam poprzez ciężki oddech.
-Tak tak tak, jestem twoją młodszą siostrą o mój ty mnie poznałaś jestem szczęśliwa- wycierała nos jak małe dziecko rękawem bluzki. Przytuliła mnie. Jakoś się tak dziwnie poczułam. Skąd moja siostra tu jest? I jak to możliwe, że jest też w moim śnie? Może jest jakieś wytłumaczenie na to.
-Ageha powiedz mi jak się czujesz?- zapytała gdy się w końcu uspokoiła.
-Ja- wdech- czuje się- wydech- dość dobrze- wdech- ale ciężko mi oddychać- wydech.
-Rozumiem zaraz wezwę lekarza- powiedziała i wybiegła z szerokim uśmiechem z pokoju. Nagle do pokoju wbiegł koleś w białym płaszczu.
-Obudziłaś się Ageho więc pozwolisz mi zadać kilka pytań?- usiadł obok na krześle i przytrzymał chwile moją rękę. Po czym spojrzał na mnie.
-Nie mogę oddychać zbyt dobrze- powiedziałam poprzez ciężki oddech.
-Rozumiem, ale będzie tak przez jakiś czas ponieważ prze długi czas oddychałaś płytko więc płuca muszą się przyzwyczaic do głębszych wdechów i cięższej pracy- odpowiedział mi spokojnie.
Rozumiałam wszystko co mi mówił, ale wcale nie chciałam go słuchać.
Rozejrzałam w około.
-Gdzie ja jestem- zapytałam z ciężkim oddechem.
-W szpitalu ponieważ miałaś wypadek- usłyszałam od Nanami.
-Jak to? Jaki wypadek?- chciałam wykorzystać fakt iż jeszcze nie obudziłam się w swoim świecie i dowiedzieć się czegokolwiek.
-Musisz wypoczywać resztę opowiem ci jak już wydobrzejesz- Nanami miała zatroskaną minę.
-Nie uciekaj juz proszę w sen musisz tu z nami zostać- dodała trzymając mocno moja dłoń.
Nagle poczułam senność. To było ciężkie. Oddychałam ciężko i czułam ból, ale zasypiałam bezwolnie jakby na siłę ktoś mnie usypiał.
Nagle obudziłam się i usiadłam na łóżku.
Nagle patrze a tu łoże z baldachimem i ogromny pokój.
-Nie jestem w domu to gdzie?- zapytałam na głos.
-jesteś w moim rodzinnym domu kochanie- usłyszałam głos Yu. Spojrzałam na niego i ujrzałam zmartwienie na twarzy.
-Ile tym razem?- zapytałam tylko ponieważ nie chciałam wdawać się dyskusje.
-Miesiąc bez jednego dnia- przytulił mnie. Pocałował delikatnie.
-A tam wyglądało jakby tylko kilka minut- szepnęłam cicho do siebie.
-Gdzie?- zapytała mama podchodząc do mnie zła.
-Nieważne mamo, a skąd ty tutaj?-
-Widzisz zagroziłam Yu, że jak mi wszystkiego nie powie zabije go jako pierwszego i wierz mi byłam jak najbardziej poważna, a teraz wytłumacz mi dlaczego ukryłaś przede mną taki ważny fakt o twoim zdrowiu- spojrzała na mnie zmartwiona i zła jednocześnie.
-Nie byłam w stanie ci powiedzieć, że znów cię opuszczę tym razem na zawsze- odpowiedziałam poważnie.
-Teraz proszę o wyjaśnienia- Yu spojrzał na mnie trochę relatywnie aczkolwiek nic się przede mną nie ukryje, a że Yu zna moje zdolności jest w stanie ukryć przede mną umysł. Jednakże tym razem się udało.
Zobaczyłam wszystko od momentu mojego omdlenia do przylotu tutaj, moich krzyków o matce oraz o innych ludziach, których zdążyłam poznać w ciągu tych pięciu lat. Czułam nostalgię z każdym wykrzyczanym przeze mnie imieniem.
-Wiesz zawsze chciałem wiedzieć co ty przeżyłaś ale to co krzyczałaś było dla mnie wstrząsające- usłyszałam nagle Yu.
-Wiem, ale to i tak nie zmienia faktu, że musiałam to przeżyć to mimo wszystko jedyne co naprawdę mam, wspomnienia- powiedziałam.
-Ale masz mnie i rodzinę i wszystko co jest związane z miejscem gdzie się urodziłaś- zaczął mi tłumaczyć tym swoim szumem wiatru w trawie. Czułam uścisk w sercu.
-Tak mam to wszystko- pokiwałam głową żeby dał se już spokój.
Nagle do pokoju wszedł ojciec Yu.
Podszedł do mnie i poprosił o chwilę prywatności. Stwierdził, że to poważna sprawa i że  chce abym usłyszała ją sama.
Zgodziłam się ze względu na kodeks w końcu wciąż mnie obejmował. Mimo moich przeżyć.
-Zatem ojcze, jeśli mogę się tak do ciebie zwracać, co cię do mnie sprowadza?- spojrzałam na niego wstając z łóżka. Usiadłam przy stoliku i nalałam herbaty do dwóch filiżanek.
Usiadł na przeciw i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
-Możesz, a wiem, że nie zabronię ci tego i wiesz przede wszystkim chciałem cie powitać w mojej rodzinie i cieszy mnie fakt, że mam w końcu córkę, a nie tylko troje synów- uśmiechnął się na co ja się zaśmiałam.
Po chwili jednak.
-Wiem, że obowiązuje cie kodeks i wiedziałem, że nie odmówisz prośbie-
-Skąd wiedziałeś przecież smoczy ludzie nie posiadają wiedzy na temat kodeksu-
-Już tak bo widzisz dzieląc się sobą z moim synem podzieliłaś się sobą także z moją rodziną rozumiesz co mam na mysli prawda?- tak rozumiałam aż nazbyt dobrze, a to nie wróżyło dla mnie najlepiej.Choc nie byłam co do tego pewna to jednak brzmiało dość sensownie. Powinnam była to przewidzieć. Na szczęście nie wiedza nic jak oddaje się kodeks nawet jeśli powiedziałabym, że wystarczyłoby się napić mojej krwi to jeszcze za mało.
-Więc co to za ważna sprawa?-
-Chodzi o Bramę Świętych Smoków-
-Słyszałam-
-Słyszałaś?! Niemożliwe ponieważ wiem o tym tylko ja i kapłani tam przebywający- spojrzał na mnie zszokowany. Rozumiałam to ale dość trudno jest wytłumaczyć skąd się taką wiedzę posiada nie cofając się wstecz do wspomnień i całej tej historii z tym związanej. Nie chciałam go zanudzać i i tracić czas więc pomachałam ręką na znak, że to nieważne.
-Rozumiem dobrze zatem wróćmy do Bramy chodzi o to, że raz na jakiś czas otwiera się żeby oddac smocze jajo i zdarza się to tylko dwa razy w roku przez trzy dni jednakże tym razem jest tak, że ta brama otwiera się po raz trzeci, a z zapisków wynika, że zdarzyło się to już raz-
-Do rzeczy nie mamy całego dnia ojcze- wróciła moja natura wkurzającej sarkastycznej zimnej jak lód młodej dziewczyny wędrującej po kraju. Yatta!!
-Więc chodzi o to że to zagraża całemu krajowi gdyż wypuści nie jaja tylko Białego Smoka, który będzie wszystko niszczył, a jedynym ratunkiem jest "posiadający", który nie jest zwykłym jednotypowcem- coś czułam, że walnie mi niezłego news'a, ale to to juz przesada i to gruba.
-Czy ty cos sugerujesz?- spojrzałam na niego z boku jakby lekko przekrzywiłam głowę i zrobiłam kwaśną minę.
-Nie ja niczego nie sugeruję ponieważ wielotypowcy rodzą się raz na 20 lat więc twój poprzednik już nie mógłby nam pomóc zwłaszcza, że żadne nie dożyło wieku lat 18-stu- tu spojrzałam ze zrozumieniem.
-Iskierki-
-Iskierki? nie rozumiem- zdziwiło mnie, że o tym nie widział skoro podobno podzieliłam się swoimi myślami.
-To było dobre- wskazałam na niego palcem i zaśmiałam się sztucznie.
-Ale nie wiem o co ci chodzi?-
-Ty tak poważnie?-
-Jak najbardziej-
-Cholera następny, który to uważa się za mądrzejszego, a wyszedł na tym jak łysy handlem swoimi włosami- powiedziałam sarkastycznie. Niech żyje ja!
-Mogłabyś z łaski swojej wytłumaczyć o co ci chodzi-
-Nie, nie mogłabym i nie zamierzam sam sobie poszukaj skoro podobno wszystko już o mnie wiesz, a moze wiesz tylko tyle ile ci się udało wyciągnąć od biedaka Kreso co?- spojrzałam na niego i już wiedziałam, że trafiłam.
-Za to, że mogłeś uratować mu życie bez mojej pomocy czy nawet Haku, którego dawno juz nie ma w stolicy ponieważ zdołał zwiać, opowiedział ci o wszystkim, jednakże jak się okazuje nie wszytko dał ci rade powiedzieć- to była śmieszna sytuacja. Ja ta młodsza z dużo mniejszym zapewne bagażem życiowym wiedziałam o wiele więcej i czytałam z twarzy Yumir'y jak z książki.
Wiedziałam, że coś chrzanił, ale o wymianie mysli myślałam, ze mówił prawdę. Na szczęście to jednak nie prawda. Szkoda, że wśród smoczych ludzi nie ma tego faktu, że wiedziałabym kiedy kłamią.
-Chciałem cie prosic tylko o pomoc przy zamknięciu Bramy o nic więcej, a ty zachowujesz cokolwiek nie na miejscu-
-Czy fakt iż jestem żoną twojego syna i fakt iż jestem chora oraz to, że mój czas jest taki cenny gdyż kurczy się szybciej niż innych nie stawia ciebie w złym świetle? - poczułam łzy w oczach.
Zamknęłam oczy by je przetrzeć i nagle ujrzałam chłopca.
Był mniej więcej w moim wieku i miał krótkie srebrne włosy. Takie jak moje.
Cos krzyczał nie pozwól...brama... zamknąć... nie pozwól... nie rozumiałam tego. Musiał być moim poprzednikiem. Dlaczego jednak teraz mi się ukazał?
Spojrzałam na ojca Yu. Zrozumiałam w tym momencie co powinnam zrobić, ale czy zdołam? Nie wiem nawet jak to się skończy.
-Proszę czy mogę zostać sama?- poprosiłam.
-Oczywiście już wychodzę- wstał ukłonił się lekko i wyszedł.
Ja natomiast położyłam się spowrotem do łóżka. Nagle do pokoju wpadł Yu jakby biegł.
-Ageha i jak się czujesz?-
-Dobrze- wyciągnęłam ręce do niego- chodź do mnie proszę- szybko się do mnie przytulił.
Pocałowałam go, a on odpowiedział na to kładąc mnie i zaczął mnie rozbierać.
Kochaliśmy się namiętnie i szaleńczo jakby to miał być ostatni raz.
Nie ważne co się stanie ja bede go kochać.
Teraz tylko muszę czekać na to się wydarzy.
Czyżby to juz?


***************************
cześć duszki dobre moje kochane wiem wiem wiem długo nic nie pisałam. martwię się że poszło mi okropnie nudnawo... pomóżcie mi jestem w dołku bo moja wena mnie opuszcza.... hehehehe
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*....
ps: proszę o komcie:D










niedziela, 14 października 2012

8. Powoli odkrywam prawdę o sobie...

Minęły juz trzy tygodnie odkąd wróciłam do domu. Cała rodzina była szczęśliwa z powodu mojego powrotu. Ja też.
Choć wiedziałam iż mój czas się kończy to jednak postanowiłam zostać z nimi do końca.
Nie odejdę już. Postanowiłam tak gdy opowiadałam mamie o mich ostatnich przygodach. Oczywiście nie wspomniałam o tym, że mój czas się kończy. Mama by sie pewnie załamała. Postanowiłam wtedy, że zostanę z nimi do samego końca.
Teraz właśnie siedziałam w ogrodzie i pieliłam grządki przy warzywach. Słońce prażyło niemiłosiernie, ale trzeba swoje odbębnić prawda.
Słyszałam szum drzew oraz śpiew ptaków. Delikatny podmuch wiatru dodawał lekkiej ochłody, ale to było za mało. Jeszcze tylko kilka tygodni i ta pogoda całkowicie ulegnie zmianie. Zima zawsze przychodzi w te rejony dość gwałtownie i szybko. Na szczęście wszyscy już się do tego przyzwyczaili.
Zebrałam już wyrwane chwasty oraz warzywa jakie były potrzebne na dzisiejszy obiad.
-Ech jak gorąco- westchnęłam wycierając pot z czoła.
-Panienka się obija przy robocie- usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się z uśmiechem i zobaczyłam tatę jak szedł w moim kierunku. Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek na powitanie.
-Już po pracy?- zapytałam gdy ujrzałam jego spracowane dłonie oraz brudną koszulę.
-Taaa na dzisiaj koniec, ale jutro trzeba będzie wcześniej wstać aby zdążyć- dodał drapiąc się w głowę.
-A może wam pomogę?- zapytałam z troską. Ojciec znał moje możliwości ponieważ nie raz już mu zdążyłam pomóc w ciągu tych trzech tygodni. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Byłabyś naprawdę pomocna, a i inni też mieli by dzięki temu mniej roboty zwłaszcza, że w tym roku jakoś tak więcej jest zbiorów do zebrania- powiedział z szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam do domu.
W środku mama krzątała się przy piecu ponieważ zaczęła robić obiad. Dzisiaj Mari ma urodziny więc trzeba się ostro napracować. Kończy ta mała już 15 lat więc jest gotowa do zamążpójścia.
He he he trochę się z tego pośmiałam ponieważ te rytuały mnie ominęły, a wiem jakie to trochę wstydliwe przechodzić przez tą uroczystość.
Ubiera się taką panienkę w sukienkę obszytą kolorowymi tasiemkami oraz białe buciki na obcasie.
Pamiętam kilka takich uroczystości z moich lat przebywania jeszcze w domu. Wszyscy wokół ciebie biegają, a ty nie możesz się przewrócić i jeszcze nie wolno pozwolić chłopakom na podnoszenie spódnic.
Podobno Mari ma już swojego wybranego na męża, ale ja jeszcze nie wiem kto to jest. Na szczęście na dzisiejszej kolacji poznam tegoż odważnego co zabrał je małe serduszko. Zaśmiałam się na samą myśl jaka będzie Mari miała zawstydzoną minę jak Kabuto, bo tak mu na imię, mnie pozna. Wiem jaką furorę robię gdy ludzie mnie poznają. Moje długie srebrne włosy oraz fakt iz jestem "posiadającym"  robią nie mały zamęt w umysłach tych, którzy mnie wcześniej nie znali, ale o mnie słyszeli. Kabuto sprowadził się z rodziną do naszej wioski już po moim odejściu dlatego też nie znał ani mnie ani ja jego.
Mój starszy brat, już na swoim ze swoja śliczna żona, która spodziewa się dziecka, świetnie radził sobie w roli kowala. Wszyscy do niego ściągali nawet z sąsiednich wiosek. Cieszyłam się z jego sukcesów.
Musiałam przyznać iż jak na głupka jakiego go zapamiętałam stał się naprawdę wprawnym mężczyzną. Zaś jego żona, która znałam z czasów dzieciństwa, stała się piękna młodą gospodynią. Krisi jest cudowną dziewczyną aczkolwiek stanowczą co mnie zaskoczyło ponieważ pamiętałam ja jako wstydliwą dziewczynkę co się boi własnego cienia. Wyrobiła się przez te lata co jej wyszło na dobre. Teraz jako zona mojego brata świetnie sobie radzi.
Usiadłam przy stole i zaczęłam kroić warzywa.
-Mamo i jak tak dalej pójdzie to Mari wyjdzie za mąż szybciej niż Nanami prawda?- powiedziałam.
Mama spojrzała na mnie z naganą.
-Wiesz jak to się u nas odbywa prawda przecież Nanami czeka dopóki ty się nie hajtniesz a jesteś druga po swoim bracie- pomachała na mnie chochlą od zupy.
-Mamo przecież mówiłam ci, że nie mam zamiaru wychodzić za mąż, a nawet nie ma nikogo z kim mogłabym wiązać jakiekolwiek nadzieję- odpowiedziałam jej szybko ponieważ wiedziałam jak bardzo jej zależy abym ja tez miała w końcu męża.
-A ten, który wciąż zaprząta twoje myśli?- zapytała z chytrym uśmieszkiem.
-Kogo masz niby na myśli?- zdziwiona spojrzałam na odwracająca się mamę, ale nie odpowiedziała mi tylko się zaśmiała.
Ona mnie doskonale wyczuła. Nie powiedziałam jej o Yu ponieważ bałam się, że zacznie o niego wypytywać. Ja jeszcze sama się nie pogodziłam z tym iz zakochałam się i straciłam miłość mojego życia jednego dnia. W dodatku sama zbyt dobrze go nie znałam choć czułam, że coś nas połączyło.
Jego zielone oczy oraz aura jaką wytwarzał sprawiały iż chciałam się nim pochwalić całemu światu i jednocześnie zatrzymać dla siebie. Głos jego sprawiał iż chciałam się w nim zapomnieć. Wciąz i wciąż wspominałam nasze spotkanie. Mimo, że to było tylko raz sprawiało mi ogrom radości i jednocześnie bólu.
Spojrzałam na wchodzącego ojca. Był juz przebrany i czysty. Zaraz za nim wszedł mój brat i Krisi z dość już pokaźnym brzuszkiem. Czekałam jeszcze na Nanami i Mari. One pewnie zejdą jak tylko Mari ubierze swój strój. Ech ten rytuał znany w naszej wiosce od dawien dawna był celebrowany mimo wszelkich próśb zaniechania go.
Każda dziewczyna i chłopak w piętnaste urodziny go przechodzili więc nie ma możliwości aby go ominąć.
Ja byłam wyjątkiem ze względu mojego braku pobytu w wiosce w tym czasie, ale to nie znaczy iz go nie przejdę. Poczekać muszę tylko do siedemnastych urodzin, które to odbędą się w środku zimy. Jak se o tym pomyśle to az mnie ciarki przechodzą.
Nieważne właśnie Mari I Nanami schodzą po schodach, a przed domem zebrał się dość pokaźny tłum.
Wyszliśmy wszyscy aby zobaczyć rytuał przejścia Mari i zabawę jaka się podczas tego odbywa.
Śmiałam się ze wszystkimi gdy nagle poczułam zawroty głowy. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.
Otworzyłam oczy i znów znalazłam się białym pomieszczeniu. Coś brzęczało. Nadal widziałam wszystko tak rozmyte jakbym miała okulary zaparowane i przetarte na szybko. Poruszyłam ręką. Nagle ktoś się szybko podniósł i znów te krzyki
-Ageha obudziłaś się?!... Ageha proszę odpowiedz mi daj mi znak że mnie słyszysz!- takie Ciche przytłumione jakby krzyki słyszałam. Ruszyłam ręką, ale osoba tego nie zobaczyła. Zamknęłam oczy. Zapadła ciemność.
-Ageha skarbie otwórz oczy proszę kochanie obudź się- usłyszałam głos mamy.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarze domowników pochylonych nade mną. Nie czułam się zbyt dobrze, ale te dziwne sny pojawiały się ostatnio coraz częściej. Jakby ktoś na siłę chciał abym została w świecie moich snów.
Wiem jak bardzo to mnie smuciło, ale żeby smucić innych moimi problemami to nie był mój zamysł. Chciałam ich jakoś uspokoić, ale nic mi do głowy nie przychodziło dlatego też nic nie mówiłam. Czytałam ich myśli i wiedziałam jak bardzo są zmartwieni. Mama najbardziej ponieważ mój stan zrzucała na barki moich przygód jakie przeżyłam będąc po za domem.
-Nic mi nie jest po prostu kiepsko ostatnio śpię- powiedziałam w końcu.
-Nie powinnaś się forsować jeśli nie czujesz zbyt dobrze- powiedziała mama na te moje wytłumaczenie choć w głębi w ogóle mi nie uwierzyła. Wciąż uważała iż coś złego mnie spotkało po za domem skoro teraz  jestem w takim stanie.
Uśmiechnęłam się tylko na te jej myśli.
Wstałam powoli.
-To co teraz robimy?- zapytałam spoglądając na Mari wciąż ubrana w ten śmieszny strój.
-Teraz to idziemy jeść- powiedział mój braciszek podając mi rękę bym mogła wstać. Podciągnęłam się trzymając go za rękę i poszłam za nimi do jadalni. Usiedliśmy wszyscy przy stoli podziękowaliśmy za jedzenie i zaczelismy jeść.
Nagle się zorientowałam, że kogoś brakuje.
-A gdzie jest nasz gość?- zapytałam jakby od niechcenia. Mari się wzdrygnęła, a ojciec zrobił minę jakby chciał kogoś zabić.
-Co się stało?- zapytałam ponownie.
-Nie ważne- odpowiedział ojciec tonem ostrym jak brzytwa.
Weszłam w umysł Mari choć nie powinnam. Ujrzałam tam obietnice małżeństwa oraz nagły wybuch płaczu ponieważ Mari odkryła iz jest w ciąży. Kabuto cały w strachu i ojciec, który o wszystkim wiedział.
Weszłam w mysli ojca i ujrzałam tam żal, że Mari go zawiodła oraz to, że Kabuto okazał się takim nie odpowiedzialnym dupkiem ponieważ dobrał się do jego córki przed ślubem. Posmutniałam co od razu zwróciło powszechną uwagę.
-Ageha co się stało?- zapytała mama.
-Nic po prostu juz wiem- odpowiedziałam. Mari spojrzała na mnie przerażona, a ojciec tylko pokiwał głową.
-Sama widzisz, że ta sprawa jest dość delikatna- powiedział.
-Tak tato, ale się nie martw to się da załatwić o ile oboje będą chcieli- powiedziałam pewnie.
-Oczywiście, że ja chce ale nie wiem co Kabuto na to ponieważ ojciec nie dał mu nic powiedzieć- powiedziała głośno Mari patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się tylko i wstałam.
Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę gdzie stał dom Kabuto.
Pomyśleć, że jeszcze niedawno przejmowałam się takimi sprawami jak jedzenie na następny dzień lub gdzie będę spać następnej nocy.
Teraz to jednak moja rodzina jest najważniejsza.
Podeszłam do furtki i ujrzałam młodego chłopaka na oko dziewiętnastoletniego stojącego przed drzewem i mówiącego "przepraszam" w kółko.
-Ssssih da sun- szepnęłam i ujrzałam jego myśli. W tych myślach była Mari z najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu można było u niej zobaczyć. Jej zakochany wzrok oraz szczęście malujące się na twarzy. Wiedziałam, że Kabuto zalezy na mojej siostrze, ale on musi się sam zdeklarować u ojca, że weźmie za nią odpowiedzialność. Otworzyłam furtkę i podeszłam do niego. Nie zauważył mnie dopóki nie klepnęłam go w ramię. Podskoczył jak oparzony, ale jak mnie zobaczył to zaśmiałam się na widok jego miny.
-Cześć jestem Ageha siostra Mari- przedstawiłam się i podałam mu dłoń. Wiem wiem nie mnie takie dziwne zachowanie przecież jestem "posiadającym" to do mnie trzeba się z szacunkiem odzywać żebym w ogóle się odezwała, ale tu chodzi o moją siostrę no.
-Witaj jestem Kabuto- odpowiedział cokolwiek zaskoczony moim wyglądem jak i wiadomością kimże to ja jestem.
-Słyszałem o tobie- powiedział po chwili.
-Tak jak każdy- powiedział z uśmiechem.
-Czy to znaczy iz powinienem się do ciebie zwracać z szacunkiem?- zapytał co mnie nie zdziwiło.
-Nie nie musisz, ale zachowaj maniery mimo wszystko- powiedziałam cicho i z uśmiechem.
-Powiedz zatem co cię do mnie sprowadza- poprosił.
-Chodzi mi o to czy weźmiesz odpowiedzialność za moją siostre i całą tę sytuacje w jakiej się znaleźliście?- zapytałam. Gdy to usłyszał westchnął ciężko. Przeczesał włosy palcami po czym wziął głęboki wdech.
-Oczywiście, że tak ponieważ bardzo mi zalezy na Mari, ale ona mi powiedziała, że ślubu nie weźmiemy dopóki jej najstarsza siostra się nie hajtnie, ale ze ty nie masz jeszcze męża to jakoś długo by to trwało zanim oboje byśmy mogli w końcu się pobrać i tak jakoś doszło do tego- powiedział spoglądając mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Mam pomysł ponieważ ja sama ślubu brać nie zamierzam i raczej by mi to nie pasowało postanowiłam, że Nanami i Mari wezmą ślub wtedy gdy chcą nie czekając na mnie, ale potrzebuję pomocy- szepnęłam do niego z chytrym uśmieszkiem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co to za plan?- zapytał mimo wszystko zaciekawiony. Nie dziwię się mu ponieważ widziałam w jego umyśle jak bardzo kochał Mari. 
Opowiedziałam mu co chce zrobić i on się zgodził. Pożegnaliśmy się i poszłam w stronę domu drugiego chłopaka. 
Sham był ukochanym Nanami. Wiedziałam o nim odkąd tylko zdążyłam zapoznać się z Nanami i jej myślami. Były wypełnione właśnie nim.
Zastanawiające prawda żeby zajmować się sprawami tak trywialnymi jak załatwienie ślubu siostrom. Już nie ratuje życia i nie uciekam przed innymi. Juz nie chodże leśnymi ścieżkami i nie pracuje w różnych miastach.
Nie zastanawiam się kim jest władca oraz ten ich >mistrz<, o którym to raczej nie wiele mogłam powiedzieć jak tylko to iz stał się zbyt mało dumny. Mimo to rozumiałam dlaczego uratował życie Ryu oddając mu swój kodeks. Jakbym wiedziała wcześniej iż >mistrz< jest bratem jego wysokości jednocześnie ojcem Ryu to bym inaczej się wobec zachowywała na początku. Choć później ten fakt jakoś mnie nie przemienił.
He he he. Szłam spokojnie, a wieczorne powietrze sprawiało mi przyjemność. Chłodny, a zarazem delikatny.
Włosy rozpuściłam aby wiatr je przeczesywał. Zaczęłam myśleć o Haku. Był człowiekiem dość bezpośrednim, ale szczerym. Niczego nie ukrywał. Zaśmiałam się na wspomnienie jego uśmiechniętej twarzy. 
Dziwne jest to, że ja sama nie jestem w stanie tak szczerze się uśmiechać jak on. 
Spojrzałam na niebo usiane gwiazdami. Kilka minut wystarczyło abym znów zaczęła płakać. Jeden delikatny podmuch wiatru w trawie przypomniał mi tembr głosu Yu. Dlaczego to takie dziwne i jednocześnie proste uczucie nie może zniknąć? 
Za bardzo to przeżywam powinnam była o nim zapomnieć tak szybko jak się tylko da.
Choć zastanawia mnie czy Yu w ogóle mnie szukał po tym jak zniknęłam.
Teraz to i tak nie ważne. 
W końcu doszłam do domu Sham'a. Zapukałam i poczekałam az się drzwi otworzą.
-Ooo cześć Ageha co cię do mnie sprowadza w ten wieczór?- powiedział pan Hiodi, ojciec Sham'a.
-Chciałabym się spotkać z Sham'em jeśli to możliwe- powiedziałam wchodząc do środka. Owinęło mnie ciepło ogniska i ciepłe mysli matki Sham'a , która jak mnie zobaczyła to od razu odłożyła ręczne robótki i przytuliła na powitanie.
-Oczywiście poczekaj chwilkę zaraz zejdzie- pan Hiodi klepnął mnie w plecy i pokazał wolne miejsce przy stole.
-Napijesz sie czegoś kochanieńka?- zapytała pani Hiodi podchodząc do czajnika nad ogniskiem.
-Poproszę herbatę jeśli mozna- oparłam się o Stół i zaczęłam obserwować całą kuchnię.
Ciepłe brązowe kolory kontrastowały z białym sufitem i zieloną podłogą. Dość ciekawie dobrane kolory, ale jakoś nie wyglądało to źle. Zapewne to tutaj zamieszka Nanami jak już wyjdzie za mąż za Sham'a o ile ten się zgodzi tak w ogóle. W końcu pojawił się Sham.
-Dobry wieczór- przywitałam się na co on lekko się zdziwił na mój widok.
-Dobry wieczór Agi co ty tu robisz?- zapytał zaraz po powitaniu. Wstała i pokiwałam na niego ręką.
Podszedł do mnie , a ja szepnęłam mu do ucha, ze mam ważną sprawę i czy moglibyśmy przenieść się do bardziej prywatnego miejsca.
-Jasne możemy iść się przejść i tak nie mam teraz nic do roboty- odpowiedział na moją prośbę.
Pożegnałam się z jego rodzicami wyszliśmy.
-No więc o co chodzi?- zapytał bez ogródek.
-Widzę, ze nie pałasz do mnie szczególną miłością- powiedziałam gdy odczułam jego dość sceptycznie podejście do mojej osoby.
-Wiesz dlaczego więc nie musisz nawet pytać- odpowiedział.
-Tak wiem, ale teraz najważniejsze jest to aby w końcu doprowadzić do waszego ślubu- powiedziałam aby załagodzić jego humorki. Tak Sham od początku nie lubił mnie za to iż nie mógł się ożenić z Nanami z powodu mojego braku zamążpójścia. Spojrzałam na niego przekornie po czym opowiedziałam o moim planie. Zgodził się od razu co sprawiło, że pierwszy raz od czasu dzieciństwa, zobaczyłam jego uśmiech.
Pożegnaliśmy się i ruszyłam w stronę domu. 
Ciągle się zastanawiałam na d detalami mojego planu, gdy nagle wyczułam iż ktoś pojawił się w moim otoczeniu. Ktoś kto nie pochodzi  z mojej wioski, ale ta aura była mi znana.
Nagle zrozumiałam kto to. Poczułam łzy w oczach. Na szczęście powstrzymałam się od płaczu. 
Odwróciłam się i ujrzałam piękne zielone oczy i szeroki uśmiech. Yu.
Gdy tak staliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy usłyszałam cichy pomruk smoka stojącego gdzieś w oddali.
Uśmiechnęłam się na ten dźwięk. 
Ucieszyłam się, że Yu mnie znalazł i jednocześnie poczułam smutek, że będę musiała go odprawić z niczym.
-Szukałem cię-
-Wiem-
-Dlaczego odeszłaś zanim zdążyliśmy się bliżej poznać?- 
-Ponieważ nie mogłam już dłużej wytrzymać- 
-Powiedz mi co to za wioska?-
-Moje rodzinne strony-
-Mieszka tu twoja rodzina?- 
-Tak-
Chwila ciszy i nagle Yu podszedł do mnie szybko i przytulił. Zdziwiona nie byłam w stanie się ruszyć. Po chwili jednak odpowiedziałam na jego uścisk. Przekazałam mu w ten sposób jak bardzo moje serce tęskniło za jego widokiem.
Chyba to wyczuł ponieważ przytulił mnie jeszcze mocniej. Poczułam na karku jego ciepły oddech. Dreszcze przeszły mi po plecach. Nie miałam zamiaru go wypuszczać z mych ramion, ale nie mogłam go też zwodzić.
Odsunęłam go od siebie spojrzałam na twarz. Wyrażała smutek oraz delikatną tęsknotę.
-Tęskniłem za twoim widokiem-
-Ja też-
-Jak to możliwe, że mimo iz znamy się tylko jeden dzień, a ja już czuję iż mógłbym z tobą spędzić całe życie?-
-Nie wiem, ale mam tak samo-
-Wiesz powiem ci, że rozmawiałem z moim ojcem i powiedziałem mu iż znalazłem kobietę, z którą chce się ożenić, ale ona zniknęła- 
-Poważnie? Dlaczego jednak wybrałeś właśnie te kobietę?-
-Ponieważ sprawia ona iż moje serce nie jest spokojne i jednocześnie je oczy dają mi spokój duszy- 
-Dziękuje- 
Nie mogłam wytrzymać gdy usłyszałam te słowa. Podeszłam i delikatnie przytuliłam go. On jednak odsunął moją głowę i pochylając się dotknął swoimi ustami moje. Jego wargi były ciepłe aczkolwiek wilgotne. Pocałunek tez nie trwał długo, ale mi się wydawało iż trwa wiecznie.
-Powiedz, że za mnie wyjdziesz-
-Nie-
-Dlaczego?-
-Nie mogę ci powiedzieć-
-Znam swoje uczucia do ciebie i wiem iż czujesz dokładnie to samo więc skąd ten upór?-
-To zbyt trudne by o tym mówić-
-Nie odpuszczę i wierz mi będę walczył o twoją zgodę-
-Wiem, ale moja odpowiedź wciąż będzie taka sama-
Ujrzałam smutek w jego oczach, ale też determinacje. Przyciągnął mnie do siebie i mocno połączył nasze ustaw gorącym pocałunku. Jednakże tym razem go pogłębił używając języka. Sprawił mi tym nie lada przyjemność. Nasze języki tańczyły przy dźwięcznym wietrze w koronach drzew. 
Czułam ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Jego ręce trzymające mocno moje ciało delikatnie łaskotały moje plecy oraz kark. Tak bardzo chciałam się zapomnieć w jego ramionach, ale nagle uświadomiłam sobie co robię i szybko odepchnęłam go od siebie. W jego oczach zobaczyłam determinacje połączoną z błyskiem radosnych iskierek. W środku skakałam z radości, ale na zewnątrz moja twarz nic nie wyrażała. Jego myśli docierały do mnie otwarcie. Byłam w nich ja oraz jego uczucia. Ucieszyłam się, że odwzajemnia to co ja czułam.
-Wrócę tu i znowu będę chciał usłyszeć odpowiedź-
-Nie zmienię zdania-
-Nie bądź tego taka pewna panno Ageho- dodał na koniec po czym odwrócił się i puścił się pędem do swojego smoka czekającego przy granicy północnego lasu. Stałam tak i patrzyłam za nim. Widziałam jak poły jego płaszcza rozwiewały się przy każdym ruchu i jak jego włosy tańczyły na wietrze.
Chwilę później usłyszałam cichy ryk smoka i ujrzałam cień wzlatujący ponad wioską i kierujący się ku południu kraju.
-Wrócisz tak? Będę czekać- szepnęłam w jego stronę po czym szybko pobiegłam do domu.
Tam porozmawiałam z Nanami i Mari, które to były szczęśliwe planem jaki im przedstawiłam i obiecały pomóc.
W ciągu kilku najbliższych dni byłam zajęta pracą na polach oraz przygotowaniami do ślubu obu sióstr.
Oczywiście Kabuto i Sham też pomagali. Chciałam szczęścia moich sióstr dlatego też więcej niż zwykle używałam cytonu. Niestety źle to wpływało na moje zdrowie, które z dnia na dzień się pogarszało.
Minął w końcu gorący tydzień i nadszedł długo wyczekiwany przez niektórych dzień.
 Załatwiłam wszystko co było do załatwienia oraz za pomocą energii utkałam suknie dla Nanami i Mari oraz galówki dla Kabuto i Sham'a.
Udało mi się zebrać wszystkich w domku jaki został specjalnie do tego przygotowany choć domkiem to ja go bym nie nazywała. Był to wielki budynek z ogromną pustą przestrzenią w środku. Specjalnie wybudowany na wiejskie zabawy lub wesela. 
Nikt nie wiedział czemu poprosiłam o zebranie, ale wszyscy przyszli z powodu szacunku jakim się darzy "posiadających".
W końcu też zebrali się tez wszyscy zamieszani w ten cały projekt.
Zaskoczenie jakie widziałam na twarzach zebranych gdy zaczęła się ceremonia zaślubin obu mych sióstr, dawał mi sporo satysfakcji.
Matka i ojciec byli zdziwieni, ale szczęśliwi. Z tego powodu byłam najbardziej dumna, a jak obie siostry w końcu zostały połączone węzłem małżeńskim, moje szczęście nie znało granic. Cała zebrana ludność bawiła się pryz dźwiękach grających instrumentów. Wszystko szło zgodnie z planem. W końcu zapadła noc. 
Trzeba by się było zebrać do domów, ale nikomu się nie chciało. Wszyscy chcieli się w końcu wyluzować po ciężkim tygodniu pracy na polach oraz faktem iz się udało. Można by było powiedzieć, że trafiłam w dobry moment.
Widziałam szczęście na twarzach mojej rodzinki.
Ojcowie Kabuto i Shama tańczyli teraz z pannami młodymi. Widziałam dumę na ich twarzach, że w końcu maja tez córki w domu, a nie tylko synów.
Ta atmosfera sprawiła iz sama zapragnęłam stać się taką dziewczyną biorącą ślub i tańcząca z ukochanym na tej sali.
-To jak zmieniłaś zdanie?- usłyszałam cichy szept przy uchu. Wzdrygnęłam się i obejrzałam. Yu spoglądał na mnie.
-Od kiedy tu jesteś?-
-Od początku, ale nie chciałem ci przeszkadzać-
-Poważnie powinieneś był wcześniej dać znać, że jesteś ponieważ obyczaj nakazuje abym przedstawiła cie rodzicom-
-Ooo powinienem to odebrać jako Zgodę na moja propozycje?- 
-Nie, nie chodziło mi o to tylko, że jesteś gościem, a ja jakby gospodarzem mimo to to moi rodzice są odpowiedzialni za wydanie swoich córek za mąż więc nawet jeśli nie chce za ciebie wyjść powinnam była cię im przedstawić-
-Poważnie jesteś uparta jak zwykle-
-Wiem- uśmiechnęłam się zadziornie po czym zaciągnęłam go do moich rodziców.
-Mamo tato to jest mój znajomy ma na imię Yu- przedstawiłam go rodzicom. Przywitali się i wymienili grzecznościowe formułki. Mama jednak spoglądała na mnie ukradkiem. Nie zauważyłabym tego gdyby nie fakt iz czytam w myślach. 
Zobaczyłam jak moja mama zastanawia się kiedy jej powiem o Yu i kiedy w końcu się przyznam iz to właśnie on jest moim powodem do uciekania w marzenia.
Czyli moja mama od razu zauważyła moje uczucia do Yu. Zaśmiałam się i uścisnęłam mamę. Na co ona od razu wiedziała o co mi chodziło.
Obeszliśmy całą sale i po kolei przedstawiałam Yu każdemu kto nas zaczepił oraz mojemu rodzeństwu.
Gdy jednak doszliśmy do mojego braciszka usłyszałam jego słowa skierowane do Yu.
-Masz się nią porządnie opiekować-
-Tak właśnie zamierzam-
Złapałam Yu za rękę i pociągnęłam do kąta sali.
-O czym wy gadaliście przecież nie zamierzam za ciebie wychodzić-
-Nie mam zamiaru przyjąć do wiadomości iz mi odmawiasz-
-Zmieniłeś się-
-Nie prawda po prostu nie było okazji byś mnie bliżej poznała-
-To prawda, ale dalej posiadasz tę aurę dostojności jaką miałeś przy naszym pierwszym poznaniu-
-Wierze ci na słowo-
Wyszliśmy z budynku na zimne wieczorne powietrze dające orzeźwienie. 
Yu przytulił mnie od tyłu, a ja nieświadomie wtuliłam się w jego ramiona. Jakbyśmy robili to od zawsze.
Czułam spokój i smutek. Dlaczego ten stan towarzyszył mi za każdym razem jak z nim przebywam?
Nie musiałam odpowiadać na to pytanie ponieważ odpowiedź znałam od samego początku.
Mój czas kurczył się nie miłosiernie.
-Odprowadzę cię do domu ponieważ nie wyglądasz za dobrze-
-Nie musisz, a w dodatku chce zobaczyć smoka- 
Zaprowadził mnie do północnego lasu. Przy granicy na ziemi leżał piękny smok.
Podeszłam do niego i połączyłam się z nim myślami.
Zamruczał cicho co znaczyło iz zaaprobował moją osobę. Dotknęłam go i po chwili głaskałam delikatnie jego łuskowatą skórę.
Smok przytulił się do mnie swoją głową co mnie trochę ucieszyło.
Zastanawiające jest to, że ja, która to zawsze starała się z nikim bliżej nie poznawać i w dodatku zawsze wredna bywałam dla innych.
Nagle rozczulam się nad tym iz smok przytulał się do mnie i mruczał jak kot.
Yu nagłe złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. Niestety nie zdążyłam uchronić umysłu przed nim.
Zdołał zobaczyć wszystko co przed nim ukrywałam.
-Proszę cie powiedz mi, że to nie prawda-
-Niestety Yu to właśnie z tego powodu ciągle ci odmawiam-
-Rozumiem chcesz zostać z rodziną-
-Tak i dlatego nie mogę iść z tobą-
-A jeśli zostanę tutaj z tobą?-
-Ale jak to?-
-Tak po prostu zostanę tutaj i zamieszkamy razem, a ty nie będziesz musiała odchodzić z tej wioski-
Wiedziałam co chciał mi powiedzieć, ale nie wiedziałam jak się do tego ustosunkować.
Czyżby chciał zrezygnować z życia wśród swoich i zostać ze mną w tym miejscu tylko dlatego, że tak bardzo mu zależy?
Nie chciałam tego. Z drugiej strony moglibyśmy w końcu być razem.
Żyć razem jak tego pragnęłam i nie musiałabym opuszczać rodziny. 
-A twój ojciec się zgodzi na opuszczenie przez ciebie domu?-
-Na pewno, a ja pragnę spędzić z tobą cały ten czas jaki ci pozostał- popłakałam się na te słowa. Przytulił mnie.
-Boje się tak bardzo się boję ponieważ odejdę tak szybko, a chciałam jeszcze tak wiele w życiu poznać- łzy lały się po mojej twarzy, a Yu wycierał je i scałowywał.
-Nie martw się sprawię iż będziesz szczęśliwa jak nigdy dotąd-
-Dziękuje Yu- przytuliłam się do niego.
Poczułam jak delikatnie odsuwa moją twarz po czym łączy się ze mną w gorącym pocałunku.
Postanowiłam wrócić do domu i opowiedzieć wszystko mamię. Yu za postanowił powiedzieć o wszystkim swojemu ojcu i wrócić tak szybko jak to możliwe.
Pożegnaliśmy się i on odleciał. Ja zaś natomiast szybko poszłam w kierunku domu.
Zaraz jak tylko przekroczyłam próg domu zobaczyłam rodziców siedzących przy stole i dosiadłam się do nich. Byli szczęśliwi, że w końcu Mari i Nanami wyszły za mąż. Teraz będą mieszkać w swoich nowych domach.
Ja tez się cieszyłam ich szczęściem. Pogadaliśmy chwilę na ten temat. Podziękowali mi za taką niespodzianke i za to, że ja wszystko przygotowałam. Opowiedziałam im o tym jak to wszystko załatwiłam i jaką pomocą były przy tym dziewczyny oraz ich obecni mężowie.
Można by rzec iz wiadomość o moim prawdobodobnym ożenku tez ich uszczęśliwi, ale bałam się tez decyzji jaką podejmie ojciec Yu. Opowiadał mi trochę o swoim życiu oraz kim jest. Jego ojciec nie miał nic przeciwko temu żeby jego syn ożenił się z kimś z innej nacji niż smoczy ludzie, ale czułam, że coś może się stać.
Pomyślałam, że poczekam z rozmową z moimi rodzicami do czasu aż Yu wróci i powie mi o decyzji jego ojca. W końcu ojciec Yu może wcale się nie zgodzić na odejście syna z ich rodzimego miejsca.
Poczułam niepokój. 
Nagle poczułam silny ból głowy oraz nastąpiła ciemność.
Musiałam zemdleć znowu.
Powoli otworzyłam oczy spodziewając się zobaczyć moich rodziców, ale zobaczyłam białe pomieszczenie z bzyczącym czymś w tle oraz osobę siedzącą obok mnie leżącej na łóżku. Zaczęłam się domyślać, że w tym śnie wciąż leżę na jakimś łóżku i że jestem w białym pokoju.
Odwróciłam głowę w stronę osoby w czarnych długich włosach. Była to młoda dziewczyna chyba w moim wieku. Mój wzrok w końcu się poprawił i zdążyłam się zorientować iz jestem w dużym pokoju pomalowanym na jasne kolory oraz, że po prawej stronie stoi cos na kształt Wieszaka z białym płótnem.
Dziewczyna nagle się podniosła.
-Ageha w końcu się obudziłaś jak się cieszę- mówiła do mnie. Nie wiedziałam kim ona jest. Dlaczego ona się tak dziwnie zachowuje?
Rozejrzałam się i zobaczyłam dziwne pudła z kolorowymi kropkami oraz jakieś rurko podobne coś co tkwiło w mojej ręce. Wystraszyłam się, ale się nie ruszałam. Skąd mogłam wiedzieć co to jest?
-Ageha możesz coś do mnie powiedzieć?- zapytała dziewczyna pochylając się nade mną.
Zaprzeczyłam.
-To może chcesz pić?-
Zaprzeczyłam.
-A chcesz coś w ogóle?-
Znów zaprzeczyłam.
-Wiesz gdzie jesteś?- 
Zaprzeczyłam.
-A wiesz kim ja jestem?-
Wciąż zaprzeczałam. Zobaczyłam iż zrobiło jej się smutno. Nagle do tego pokoju wszedł mężczyzna w białym płaszczu. 
-Obudziła się?- zapytał moją towarzyszkę jeśli tak ja mogę nazywać.
-Tak przed chwilką dosłownie, ale niestety nie wie kim jestem i nie wie gdzie jest- usłyszałam jej odpowiedź.
-No to może ją zbadam i się okaże co to się stało?-
-Dobrze panie doktorze- aaaa czyli to lekarz tak?! Rozumiem czyli jestem w tym śnie w jakimś miejscu gdzie leczy lekarz w białym płaszczu. To dobrze wiedzieć.
-Panienka jest niestety oszołomiona po przebudzeniu, a po tym wypadku miała bardzo ciężką ranę głowy co może mieć spory wpływ na jej pamięć- usłyszałam lekarza.
Nagle poczułam senność.
-Tracimy ją znowu...- zdążyłam jeszcze usłyszeć. 
Obudziło mnie silne uczucie gorąca. Otworzyłam oczy i zobaczyłam iz jestem w uścisku męskich ramion.
Poczułam zapach lasu oraz żywicy. 
-Mógłbyś mnie w końcu puścić wiesz bo inaczej się uduszę- powiedziałam próbując się uwolnić z uścisku.
-Ageha!- usłyszałam krzyk Yu.
-Tak to ja a co?- czyżbym znów wróciła do bycia wredna? Sama nie wiem, ale coś mi tu nie pasowało.
Jeden świat, w którym żyje odkąd pamiętam i ten drugi w moim śnie. Oba są rzeczywiste. A może ja żyje w jednym świecie i śnie o drugim, albo też to życie tutaj jest snem, a w tamtym żyje naprawdę.
Trochę mnie to dało do myślenia.
-Ageha w końcu się obudziłaś- jakieś deja-vu normalnie.
-A co się stało?- zapytałam rozglądając się wokół.
-Zemdlałaś jakiś tydzień temu w kuchni przy rodzicach i od tamtej pory się nie budziłaś- powiedział spokojnym już tonem Yu. Nagle się zorientowałam, że Yu w końcu jest przy mnie czyli to znaczy iz wrócił i że czekał aż się obudzę.
-Yu jesteś!-krzyknęłam szczęśliwa i przytuliłam go do siebie. On odwzajemnił mój uścisk.
-Więc jaka jest decyzja twojego ojca co do twojego zamieszkania tutaj?-zapytałam ponieważ chciałam już wiedzieć w końcu czy będziemy mogli być razem. Zobaczyłam jego niepewną minę.
-Niestety ojciec się nie zgodził- odpowiedział tylko, a ja poczułam ból w sercu.


*********************
wiem wiem powinnam teraz wstawić bonusik dla mojej kochanej Akogareno ale niestety nie miałam jak ponieważ całą historia się gdzieś straciła ale się nie bój miśku napewno ja napisze.
Teraz czekam na komcie w związku z moim nowym rozdziałem piszcie i się nie krępujcie się:D
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*....







wtorek, 9 października 2012

7. Kim jestem...

Stałam tak i spoglądałam na sześcioro osobliwie wyglądających członków nacji najrzadziej spotykanej na świecie. Jeden z nich wciąż patrzył na moją osobę. Czułam jego spojrzenie ponieważ było dość intensywne.
Zieleń jego oczu była tak głęboka, że można było ją pomylić z zielenią traw na łące. Były piękne.
Takie moje osobiste zdanie jednakże, gdy spojrzałam na Ryu zobaczyłam raczej przerażenie niż zachwyt.
Nie dziwię się im nigdy wcześniej zapewne nie spotkali nacji smoczych ludzi. Ja też, ale doskonale wiedziałam jak można ich rozpoznać oraz jak się wobec nich zachowywać gdy już dojdzie do takiego spotkania.
Nacja smoczych ludzi posiada swoją wersje cytonu. U nich jednak każdy ją posiada i raczej rzadko można spotkać smoczego człowieka bez energii.
Więc stałam tak i czekałam. Odkąd przylecieli i stanęli żaden z nich się nie odezwał. Wiedziałam, że czekają na powitanie, ale ja nie miałam na to ochoty, a że nie musiałam nawet tego robić tez czekałam.
Ryu podszedł do mnie i zaczął mnie szturchać łokciem.
-Co mamy zrobić?- zapytał. W końcu zapytał. Czekałam aż w końcu ktoś zapyta ponieważ nie było bata, że nie odpowiem.
-Spokojnie podejdź i się przedstaw, a potem czekaj aż któryś z nich odpowie pamiętaj żeby podkreślić swój status ponieważ oni oczekują iż spotkają kogoś ważnego zresztą wyczuwam to- powiedziałam szybko i dość wyraźnie. Ryu tylko skinął głową. Podszedł do swojego ojca i powtórzył moje słowa.
Postanowiłam iż poczekam na nich w pokoju gdzie wcześniej się kurowałam. Podobał mi się tamten pokój.
Spojrzałam jeszcze na nich bezosobowo po czym się odwróciłam i już chciałam iść. Niestety.
-Panienko czy możesz chwilkę poczekać?- usłyszałam dźwięk dzwonków leśnych. Oż cholera czemu nie mogę mieć spokoju. Czemu nie mogę wrócić do swojej podróży w odszukaniu swojej własnej prawdy na swój temat. Czemu zawsze muszę się wplątać w coś co mnie właściwie nie dotyczy.
Kiedy pomyślałam wcześniej że zobaczyłam swoje wybawienie i jednocześnie koszmar. Miałam wtedy na myśli iż Kreso nie będzie musiał korzystać z mojej pomocy do uratowania mu życia, a koszmar ponieważ to na pewno ma związek z moją karą.
Odwróciłam się do zgromadzonych i spojrzałam na zielonookiego.
-Czy panienka poczuła się cokolwiek urażona naszą obecnością iż odchodzi w ciszy?- zapytał.
Nic nie powiedziałam. Nie musiałam. Za to Kreso przeciwnie.
-Proszę wybaczyć ona nie musi nic mówić- powiedział cicho. Zielonooki spojrzał najpierw na niego, a potem znów na mnie. Jego twarz wyrażała lekkie zaciekawienie tą informacją. Ukryłam swój umysł przed jakimikolwiek próbami wtargnięcia przez innych i czekałam na słowa, które mogą sprawić iż przemówię. Widziałam też jak jego wysokość podszedł do nich, przedstawił się po czym zaczął z nimi rozmawiać.
Ja wciąż czekałam. Nie czułam już tego strachu, a nawet nie czułam nic. Aż się zdziwiłam gdy w pewnym momencie ten zielonooki ukłonił się lekko w moim kierunku.
-Witaj szanowna panienko mam nadzieję iż dotrzymasz nam swojego towarzystwa azaliż pragnę cię bliżej poznać oczywiście za twym przyzwoleniem- ten głos był tak niezwykle kusicielski. Szkoda, że jestem odporna ponieważ w tej chwili chciałam się w nim zatracić. Niestety nie ruszyło mnie to. Dalej stałam jak gdyby nigdy nic i spoglądałam na zebranych tu ludzi.
Jednakże zwrócił się do mnie jak należało wypadało by więc odpowiedzieć.
Ukłoniłam się tez lekko w jego stronę przy czym od razu zauważyłam leciutkie zdziwienie na twarzy smoczych ludzi. 
-Witaj szanowny panie bardzo dziękuję za twe jakże miłe słowa skierowane ku mej osobie pozwolisz jednak iż zmienimy miejsce naszych drobnych wymian informacji abyśmy mogli w spokoju bliżej się poznać- powiedziałam cichym głosem, ale na tyle wyraźnie aby wszyscy mnie usłyszeli.
W tym momencie wyczułam myśli innych, a przede wszystkim zdziwienie moim zachowaniem. Do króla się tak nie odezwałam o do tego osobnika tak. Szacunek trzeba sobie wypracować, a ponieważ jego wysokość nie miał zamiaru nic z tym robić ja nie zamierzałam się wobec niego zachowywać jak dama.
-Dziękuję ci serdecznie iż pozwalasz nam na to spotkanie- odpowiedział tylko i ruszył za Ryu, który to wskazał drogę. Poczekałam aż wszyscy wejdą do pałacu po czym odwróciłam się i spojrzałam na te piękne zwierzęta jakimi były smoki. Te stworzenia piękne na swój sposób oddawały słowu "piękno" najwspanialsze oblicze.
Ich łuski mieniły się w porannych promieniach słońca i mieniły się wszystkimi możliwymi kolorami.
Od razu poczułam ich myśli w głowie.
Widziałam ich uczucia w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Były spokojne i nie czuły strachu. Wręcz były pewne, że nic im nie grozi w tym miejscu. 
Nagle ktoś za mną stanął.
-Są wspaniałe prawda?- usłyszałam szum wiatru w trawie. Głos tego smoczego człowieka sprawiał mi nie lada przyjemność. Naprawdę żałuję iż nie jestem podatna na te kusicielskie bodźce. 
-Tak są niezwykle piękne- odpowiedziałam uśmiechając się przy tym. 
-Czy pozwolisz mi panienko poznać twe imię?- zapytał stając przy mym boku tak blisko, że aż poczułam jak jego długie włosy łaskotały mnie w twarz. 
-Może tak ty pierwszy panie zdradź swe imię- odpowiedziałam ponieważ z jakiegoś powodu nie byłam w stanie mu się odgryźć jak to robiłam z Ryu czy nawet jego wysokością. 
-Me imię brzmi Yu- powiedział spokojnie i spojrzał na mnie w oczekiwaniu.
-Ja się nazywam Ageha- nie odpowiedziałam mu spojrzeniem ponieważ czułam się lekko zdenerwowana w tej chwili. Jakbym miała się rozpłynąć w jego spojrzeniu. Dziwne pierwszy raz się tak czułam. Pierwszy raz bałam się też iż mogę stracić szanse na utratę znajomości. Nie chciałam się do nikogo przywiązywać, ale ten mężczyzna sprawiał iż moje serce biło szybciej i jakoś tak lekko. Był niezwykle przystojny oraz dostojny. Nie spoglądałam na jego twarz, ale reszta to co innego. 
-Czy wydaje się dość interesujący?- zapytał wyrywając mnie z tego dość oględnie mówiąc natarczywego oceniania jego osoby przeze mnie. Zaczerwieniłam się jak piwonia Poczułam się cokolwiek głupio iż zostałam tak jawnie przyłapana na tak żenującej czynności.
-Ttak panie Yu- lekko się zająknęłam co jeszcze bardziej mnie zawstydzało.
Zaśmiał się lekko i złapał mnie za moją dłoń.
-Nie musisz się do mnie zwracać tak oficjalnie mów mi po prostu Yu i jeśli pozwolisz ja się do ciebie też będę  zwracać tylko po imieniu- powiedział całując przy tym moja rękę i patrząc przy tym głęboko w moje oczy. W tym momencie moje serce zaczęło bić jak szalone. Czułam takie uniesienie jakbym miała zaraz wzlecieć.  To było tak niesamowite uczucie. Niestety poczułam też smutek co od razu zrzuciło mnie na ziemię jak kamień uderzyłam o podłoże. 
-Dziękuję i dobrze niech tak będzie- powiedziałam znów obojętnie i bez wyrazu. Zobaczyłam zdziwienie w jego oczach moją postawą. Nic jednak nie powiedział.
-Pozwolisz zatem iż udamy się do reszty zgromadzonych?- zapytałam.
-Nie ma takiej potrzeby ponieważ przybyliśmy tutaj aby porozmawiać a przewodzącym tej wyprawy jest mój towarzysz dzięki czemu ja nie muszę tam przebywać, ale zauważyłem iż ty także zbytnio nie poczuwasz się do swych obowiązków na tym dworze- powiedział to takim tonem jakbym była służącą która olewa pracę. Uśmiechnęłam się na te słowa.
-A jak myślisz kim ja jestem?- zapytałam.
-Damą dworu?- zapytał zadziornie. Roześmiałam się na głos. No po prostu nie wytrzymałam. Choć w środku płakałam iż możliwość pozostania przy boku tego człowieka jest niemożliwa.
Czy to się nazywa miłością od pierwszego wejrzenia? Sama nie wiem. Wiem jedno mam za mało czasu, a chce jeszcze ostatni raz spotkać moją rodzinę.
-Mylisz się ja nawet nie należę do tego dworu w dodatku uwłaczało by to mojej godności gdybym miała pracować w tym pałacu, bo widzisz w naszym kraju takimi jak ja nazywa się "posiadającymi" przez to inaczej się nas traktuję oraz zupełnie nas nie dotyczy ten cały kodeks zasad dobrego wychowania oraz okazywania szacunku innym a nawet władcy chociaż są wyjątki- powiedziałam to szybko.
-Wierzę jednak iż jesteś niezwykle dobrze wychowaną osobą ponieważ twoje zachowanie wobec mojej osoby było niezwykle godne podziwu- kiedy to mówił zaczęliśmy się przechadzać po ogrodzie gdzie leżały te piękne stworzenia zwane smokami.
-A to dlatego iż ty pierwszy zacząłeś wiesz ja wcale nie musiałam się odzywać ale skoro ty pierwszy począłeś mówić do mnie z jawnie okazywanym szacunkiem to wypadało abym zachowała się tak samo- odpowiedziałam spoglądając ukradkiem na tego mężczyznę.
Nagle się zorientowałam iż on cały czas patrzy na mnie. Nie ukrywał też faktu iż mu się podobam co mnie lekko zbiło z tropu. 
-Powiedz mi proszę czy jesteś aby zamężna bądź zaręczona?- tak jawne pytanie było dość obcesowe, ale tez jakże przeze mnie pożądane. Cholera weź się w garść dziewczyno zapomniałaś już o swojej misji??- złajałam się w myślach za moje zachowanie.
Przybrałam maskę obojętności na twarz po czym spojrzałam na Yu.
-Nie mam obowiązku odpowiadać na twoje pytanie, ale nie, nie jestem w żadnym związku oraz nie zostałam jeszcze nikomu przyobiecana- mój głos był taki suchy. Dobrze, dobrze o to mi właśnie chodziło. 
Gdy zobaczyłam iskierkę zadowolenia w jego oczach poczułam się cokolwiek szczęśliwa iż sprawiłam mu tą wiadomością radość. 
Jestem idiotką, ale cóż. Nie ma to jak zakochać się w takim momencie mojego życia.
Przynajmniej choć raz mogę szczerze dowiedzieć się co to znaczy. 
Nagle wyczułam Haku co mnie zdziwiło ponieważ powinien być uwięziony. Cokolwiek ruszyło mnie to na tyle abym w końcu przestała śnić na jawie.
-Sekko ma sakim- usłyszałam i nagle wokół mnie pojawiło się coś na kształt wiru powietrza.
Wiedziałam, że Haku w swoim żywiole jest jednym z najsilniejszych, ale ja dzięki swoim treningom byłam w stanie nawet złamać mu ręce i to nie dotykając go.
-Miha kero de sekko- odpowiedziałam i wir zniknął jednakże zaraz też usłyszałam cichy krzyk.
W całym tym zamieszaniu zapomniałam iż jestem w towarzystwie.
Spojrzałam w kierunku Yu i zobaczyłam jak w jego kierunku leciał sztylet. Na szczęście zdążyłam to zauważyć przed nim i skoczyłam tak szybko jak tylko pozwalało mi na to moje ciało.
Metal wbił mi się w lewe ramię. 
No tak kara w końcu i mnie dopadła. Haku oberwał wcześniej, ale kara jak już sięga po swoje żniwo to do końca. Heh jakie to śmieszne.
Upadłam wprost w wyciągnięte ręce Yu i poczułam jego silne ramiona oplatające moje ciało i chroniące przed upadkiem.
-He he he he dzięki już myślałam, że mnie nieźle załatwi- spojrzałam na niego dość jeszcze przytomnym wzrokiem. Okazało się iż ten sztylet był zatruty. No nieźle nie powiem.
-jak to możliwe iż go nie zobaczyłem i jak to możliwe iż ty tak szybko się poruszasz?- zadawał jedno pytanie za drugim.
-Już ci to mówiłam prawda jestem posiadającym, osobą która może używać energii cytonu do tworzenia, zniszczenia, pomagania lub innych rzeczy i wiem, że u was też tak jest- odpowiedziałam oddychając ciężko.
-Lepiej nic już nie mów musimy cie opatrzyć- powiedział biorąc mnie na ręce i niosąc jak księżniczkę w stronę pałacu.
-Nie musisz zresztą sam się przekonasz szkoda tylko, że przez to mój czas szybciej się skończy- odpowiedziałam pomiędzy jednym ciężkim oddechem, a drugim.
-Nie możliwe abyś się sama odratowała bez jakichkolwiek lekarstw i ingerencji lekarza- powiedział niosąc mnie dalej.
-Heh dzięki za troskę, ale patrz- powiedziałam i wtedy też ukazały się iskierki, które to zaczęły wirować wokół rany.
Yu stanął. Położył mnie na ziemi, a iskierki wciąż tańczyły. Poczułam słabość. Za każdym razem czułam się coraz gorzej. Yu trzymał mnie za rękę i czekał.
Nie traciłam przytomności więc widziałam jak Yu był zszokowany tym co zobaczył.
-To niemożliwe abyś to była ty- usłyszałam nagle głos odpowiadający odgłosu burzy. Zdziwiłam się słysząc taki niezwykły ton głosu.
Spojrzałam tam gdzie Yu i zobaczyłam smoczego człowieka o czerwonych oczach. 
-Co masz  na myśli mówiąc o niej w ten sposób?- zapytał Yu swego towarzysza. W mojej głowie zaś mieszał się szum wiatru w trawie z odgłosami burzy.
Czułam osłabienie i mroczki zaczęły się ujawniać przed moimi oczami.
-Cholera jasna tracę przytomność- zdążyłam tylko powiedzieć i zemdlałam. 
Byłam w jakimś białym pomieszczeniu. Słyszałam głosy jakichś ludzi, ale nikogo nie widziałam. Czułam się jakby coś wokół mnie brzęczało. Próbowałam szerzej otworzyć oczy i nagle zobaczyłam zamglony obraz osoby która się nade mną pochyliła i słyszałam przytłumiony krzyk
-Ageha obudziłaś się!.... Ageha proszę odpowiedz mi?!...- coś w tym stylu jednakże znów zamknęłam oczy i jakby to wszystko zniknęło. Obudziłam si e nagle w pokoju gdzie już byłam. Oczywiście obok mnie od razu pojawił się Forst-sen. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.
-I jak się panienka czuje?- zapytał.
-Wiesz całkiem nieźle Forst-sen i nie mów do mnie "panienko" tylko Ageha- dodałam
-Jak sobie życzysz Ageho- usiechnełam się znowu.
-Ktoś czeka aby sprawdzić co u ciebie- powiedział wskazując na drzwi.
-Poczekaj chwilkę usiądę przy stoliku nie będę przecież ich przyjmować w łóżku bo to jakieś dziwne uczucie deja-vu będzie mnie dręczyć- odpowiedziałam wstając i ubierając się.
-Deja-vu?? A co to znaczy?- zapytał Forst-sen patrząc na mnie zdziwony.
-Jak to nie znasz tego? Dziwne, bo myślałam, że to dość powszechnie znane, a jeśli chodzi o znaczenie to deja-vu znaczy iż coś się zdarzyło drugi raz tak samo- powiedziałam mu i usiadłam przy stoliku. Forst-sen podał mi herbatę po czym podszedł do drzwi i wpuścił czekających na zewnątrz gości.
Do pokoju wszedł, a raczej wbiegł Ryu i uściskał mnie z uśmiechem na twarzy. Za nim wkroczyło dwoje gości. Yu i jego towarzysz spojrzeli na mnie i kiwnęli głowami w moim kierunku. Odpowiedziałam im tym samym.
-Widzę, że panienka już na nogach mimo dość poważnych obrażeń i osłabionego organizmu- powiedział towarzysz Yu.
-Tak dziękuję za troskę- odpowiedziałam cicho lekko się przy tym rumieniąc. Yu wciąż nic nie mówił tylko spoglądał na mnie z troską w oczach. nagle powiedział cos do ucha swego jak narazie bez imiennego towarzysza, którego to ja nazywałam w myślach czerwonookim. Ten jakby się wzdrygnął usłyszaną właśnie wiadomością i począł się gwałtownie z nim kłócić, ale wciąż tylko szeptał. 
Niestety nie usłyszałam tego o czym tak rozprawiali ponieważ Ryu wciąż przy mnie siedział i co chwile pytał czy aby wszystko ze mną dobrze. Nie rozumiałam jego troski o moją osobę skoro chciał mnie zatrzymać. 
Widziałam jednak jego myśli i wszystko się wyjaśniło. Nie chce nawet o tym myśleć, ale Ryu myslał iż za niego wyjdę jak tylko wszystko się uspokoi. Chyba zgłupiał. Spojrzałam na Yu i moje serce podskoczyło gdy nasze spojrzenia się spotkały. Poczułam takie mrowienie w brzuchu. 
Nagle zachciałam abyśmy zostali sami w tym pokoju ponieważ miałam nieodpartą ochote choć raz się wtulić w te jego cudowne ramiona. Objął by mnie a ja poczułabym w końcu jak to jest być kochaną choć prze chwilkę. Nagle zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy. Na mojej twarzy zaś poczułam ciepłe strumienie moich własnych łez.
-Co?.. co to jest?... czemu płaczę?- zastanowiłam się na głos.
-Pozwólcie panience wypocząć dopiero co się wybudziła więc jeśli pozwolicie niech zostanie na chwilkę sama- powiedział Forst-sen.
Wszyscy się zgodzili i wyszli. Zostałam sama z Forstem i poczułam jego ciepłe ramiona oplatające mnie i przytulające jakby w pocieszeniu.
Zaczęłam płakać coraz rzewniej, a on bez słowa wciąż mnie przytulał.
Wszystkie łzy jakie tłumiłam w sobie odkąd się dowiedziałam jak mało czasu jeszcze mi pozostało i to jak bardzo się bałam każdego dnia i to jak zrozumiałam iż nie będę mogła byc z osobą którą dopiero odkryłam. Pokochałam i straciłam tym samym momencie.
-Forst-sen ja muszę stąd odejść i to jeszcze w tej chwili ponieważ straciłam za dużo czasu, a oni nie mogą się o tym dowiedzieć proszę pomóż mi- złapałam go za ramię i ze łzami w oczach poczęłam go błagać aby mi pomógł.
-Dobrze- tylko tyle powiedział i złapał mnie za ramiona twarzą do siebie.
Nagle usłyszałam cichą melodię w mojej głowie. Spojrzałam na Forst-sena i ujrzałam ciepły uśmiech na jego twarzy i mimo iż nie poruszał ustami wciąż słyszałam te cichą melodię w moje głowie. 
Nagle przed moimi oczami ujrzałam wzgórze na zachód od mojej rodzinnej wioski oraz Shiro latającego wciąż nad tym wzgórzem. Pomyślałam w tym momencie, że chciałabym właśnie w tym miejscu się znaleźć zamknęłam jednak oczy aby nie ranić się bardziej. 
Nie wiedziałam jak, ale to co zobaczyłam po tym jak melodia w moje głowie ucichła i otworzyłam oczy, sprawiło iż popłakałam się z wdzięczności do Forst-sena.
Moje ukochane wzgórze. Stałam na jego szczycie i widziałam moją rodzinną wioskę. Nagle na moim ramieniu usiadł Shiro.
-A więc to tutaj odleciałeś gdy powiedziałam abyś znalazł bezpieczne miejsce- zaśmiałam się lekko i ze szczęścia. Shiro zakrakał.
Puściłam się biegiem do mojego domu jaki widziałam w oddali. Czułam się wolna. Jak mała dziewczynka, która tu kiedyś się bawiła beztrosko.
Biegła i biegłam, aż zobaczyłam moją ukochaną mamę sprzątającą taras przed domem. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam ponieważ tak bardzo znów chciałam ja przytulić i o wszystkim opowiedzieć.
Dobiegłam do furtki i stanęłam nagle w obawie, że moja mama zapomniała o mnie lub wyrzekła się wyrodnej córki, która odeszła z domu. Nagle poczułam obawę iż moja rodzina wcale nie chce mojego powrotu.
A co jeśli oni przestali widzieć we mnie członka rodziny? Nigdy wcześniej nie dopuszczałam tych myśli do głosu ponieważ święcie wierzyłam iż wrócę do domu i tego ciepła. 
Nagle zobaczyłam jak moja mama odkłada miotłę i powoli wycierając ręce w fartuch podchodzi furtki.
Dzielił nas ten kawałek podwórza oraz 5 długich lat rozłąki, ale w tym momencie czułam się jak tamta jedenastoletnia dziewczynka stojąca przy furtce i czekająca na to aby mama ja jednak zatrzymała. Ja wcale nie chciałam odejść. Poczułam jak łzy spływają mi po twarzy. Zobaczyłam też niedowierzanie na twarzy mojej rodzicielki oraz niezwykłą radość jaka się później na niej ukazała. Moja kochana matka podbiegła do furtki otworzyła ja i złapała mnie jakby sprawdzając czy jestem prawdziwa. Przytuliła mnie tak mocno jakby nie chciała już nigdy abym odeszła. Popłakałam się jeszcze bardziej.
-Ageho moja Kochana córeczka moje serce mój skarb w końcu wróciłaś do domu czekałam na ciebie każdego dnia i każdej nocy odkąd odeszłaś nawet nie wiesz jaka jestem teraz szczęśliwa- mówiła przez łzy wciąż i wciąż przytulając mnie do siebie jakby się bała że zaraz zniknę.
Ja nie mogąc mówić zdołała  jedynie wypowiedzieć trzy słowa jakie pragnęłam jej powiedzieć tamtego dnia i każdego następnego odkąd odeszłam
-Kocham cię mamo- w tym momencie moja mam przytuliła mnie tak delikatnie jak wtedy gdy byłam mała.
-Dziękuje, że wróciłaś skarbie- powiedziała i zaprowadziła mnie do domu. 
Przekraczając próg drzwi powiedziałam
-Wróciłam- moja mam odpowiedziała
-Witaj spowrotem córeczko- po czym delikatnie zamknęłam za sobą drzwi.



*********************
taaaaaaaaa to zapewne brzmi jakbym skończyła całą opowieść 
ale nie ma bata ta historia doszła do najważniejszego momentu
ale nie zdradzę nic ponieważ na tym to polega
powiem jedno będzie zszokowane 
choc od początku wiedziałam jak się potoczy ta cała historia to i tak sama nie mogę uwierzyć iż mi się jeszcze udaje to napisać:D
czekajcie zniecierpliwościa na następny rozdział:D
kocham was<3
Miśku jeszcze jeden dzień i bonusik się pojawi na stronce kocham cie
buziaki dla wszystkich dobrych duszków czytających moje marne wypocinki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*