poniedziałek, 26 listopada 2012

14. Pierwszy znak...

Dni mijały mi jak piasek w klepsydrze. Nie czułam nic szczególnego. Czasem pogadałam z kilkoma osobami z klasy, ale przeważnie wolałam być sama. Zawsze po lekcjach stawałam przy oknie na korytarzu i spoglądałam na drzewa jakbym chciała coś usłyszeć. Nie mogłam się pozbyć uczucia, że umknęło mi coś ważnego. Jakbym zapomniała o czymś. Tylko o czym do jasnej cholery??!!
Nie radziłam sobie z własnymi uczuciami, które były jak po przejściu trąby powietrznej.
"Muszę to jakoś poukładać ponieważ w ogóle nie dam rady"- pomyślałam zła na siebie.
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam ze mam juz tylko godzinę by dostać się do szpitala na ćwiczenia. Utrapienie z tym, ale cóż lekarz ma nadzieję iż uda mi się odzyskać władze w nogach jeśli poćwiczę i bede cierpliwa. Ja uważałam, że to strata czasu.
Odwróciłam się w stronę windy gdy nagle zobaczyłam chłopaka. Zielonooki koleś z wcześniej.
-Cześć- pomachał do mnie.
-Cześć- odpowiedziałam cokolwiek niechętnie.
-Co porabiasz?-
-Jak byś nie zauważył to siedzę na wózku-
-To nie o to pytałem chodziło mi raczej co porabiasz tak ogólnie-
-Jadę do windy-
-Heh jesteś dość bezpośrednia-
-Po czym wniosek?-
-A tak jakoś-
-Spoko, a teraz muszę spadać-
-Nie zapytasz mnie nawet o powód czemu ja tu jestem?-
-A na co mi ta informacja?-
-Sam nie wiem uprzejmość nakazuje?-
-Jasne i zapewne ta wiedza przyda mi się w życiu zapewne-
-Auć- złapał się za serce jakbym go tam uderzyła.
-Zabij się i tak nie zapłacze-
-Wredna z ciebie istota-
-Życie-
-Wiesz powiem ci jedno-
-Co mianowicie?-
-Żałuj, że zapomniałaś Agi- tylko tyle mi powiedział i odszedł.
Nie rozumiałam tych słów. Co miał przez to na myśli?
Przeciez gościa nie znam, a on mnie za to tak. Cholera nawet w domu mnie tak nie nazywają.
"Agi" to przezwisko nadał mi kolega w podstawówce, ale on zupełnie inaczej wygląda.
W sumie to nawet nie jest śmieszne, że ktoś mnie zna, a ja nic o nim nie wiem.
Westchnęłam i podjechałam do windy. Nie wiedziałam, że jestem obserwowana przez tego zielonookiego nieznajomego.
Ciekawe naprawdę ciekawe.
W końcu przyjechałam do domu. Czekała tam na mnie mama z uśmiechem na twarzy.
-Co jest mamuś?- zapytałam cokolwiek zdziwiona.
-Przyszło cos do ciebie jest w twoim pokoju- odpowiedziała tylko i ukryła się w kuchni.
Ja nie mogąc nic na to odpowiedzieć skierowałam się tam.
Gdy już znalazłam się w nim ujrzałam jedyną inną rzecz od moich. Był to kwiat. Piękny nie do końca rozwinięty pąk róży herbacianej. Mojego ukochanego kwiatu. Nie wiedziałam co mam o tym Myślec gdy ujrzałam małą kopertę przyczepioną do łodygi. Była zaklejona więc nikt nie czytał treści. Podjechałam powoli i wzięłam kopertę do ręki. Przeczuwałam coś niezbyt dla mnie zrozumiałego. Nie wiedziałam tylko, że to będzie cos takiego.
Treść listu była dla mnie czymś tak zdumiewającym,  że o mało co nie spadłam z wózka.
Kochana Agi z okazji półrocznej rocznicy od naszego ślubu. Czekam. Twój kochający mąż.
Byłam tak wstrząśnięta, że zupełnie nie mogłam myśleć. Normalnie to chyba zwariowałam co nie?
Niemożliwe żeby stało się cos tak idiotycznego prawda?
Szybko zlazłam z wózka i doczołgałam się do łóżka. Kładąc się wciąż miałam treść przed oczami.
Niemożliwe  to jest po prostu niemożliwe.
Nadal starałam się ogarnąć to wszystko gdy nagle do pokoju wpadła Nana i zaczęła wypytywać o treść listu.
-Sama poczytaj a nie uwierzysz- odpowiedziałam.
-Okej ale nie czaje o co ci chodzi mimo to pytać nie bede- wzięła kartkę i zaczęła czytać. Nagle na jej twarzy pojawił się grymas złości i jakiś szept typu "oż cholera jasna" i nic więcej.
Była wstrząśnięta jak ja. Nie była w stanie juz nic powiedzieć tylko wciąż wpatrywała się w ten liścik.
W końcu podniosłam Głowę i spojrzałam na nią.
-I co sądzisz?- zapytałam ponieważ mi nic do głowy nie przychodziło.
-Sama nie wiem i nie wiem czemu ktoś ci robi taki głupi kawał- odpowiedziała cokolwiek skonfundowana.
-Ja tez i wcale mnie to nie bawi i jeszcze jedno w Szkole jest taki chłopak ma zielone oczy i jest taki dość wysoki choć nie umiem zbytnio ocenic ponieważ jestem teraz w dość innej sytuacji jednakże on tez się dzisiaj zachował dziwnie powiedział do mnie takie słowa " żałuj że zapomniałaś Agi" więc teraz se tak myślę czy to nie on to wymyślił- powiedziałam do niej a ona tylko spojrzała na mnie jeszcze bardziej zdziwiona.
-Ty chyba nie masz na mysli Yu Kawamasurę co?!- podbiegła do mnie i spojrzała na mnie natarczywie.
-Nie wiem jak on się nazywa ponieważ nie pytałam a i on mi nic nie mówił wiem tylko że tak wygląda i tak do mnie mówił- chciałam się jakoś wyrwac spod jej natarczywego wzroku. Wstała i podeszła do drzwi.
-Musimy to jakos wyjaśnić i wiem juz jak to zrobić tylko daj mi trochę pomyśleć a potem jakoś cię wprowadzę ok?- skinęłam głową po czym Nana wyszła.
Nie chciałam już Myślec o niczym postanowiłam zatem się przespać.
Niestety moje sny tez nie dały mi odpocząć.
Widziałam jakieś zamazane obrazy, czułam coś na kształt bólu i radości. Nie umiałam dokładnie zrozumieć tego co widziałam. Budziłam się się często. Byłam cała zlana potem i czułam zimne dreszcze. Nie wiedziałam co się dzieje. Przez całą noc wciąż mnie dręczyły te niewyraźne obrazy i uczucia.
Bałam się.
Musze się ogarnąć bo inaczej nigdy sobie nie poradzę skoro mam problemy teraz to co będzie później?

********
cześc wam z tej strony siostra "Nanami" pisze za nią ponieważ jej nie bedzie przez dłuższy czas a, że stwierdziła iż mogę za nią skończyć pisac tego bloga poprosiła mnie o to...
mam nadzieję że bede w stanie was czytelników zadowolić aczkolwiek nie jestem tego taka pewna...
z góry dziękuje... ten rozdział jest jakby krótki ale to dlatego że dopiero zaczełam...
nie obeznaje się jeszcze w tych wszystkich funkjac ale jak już dojde co i jak zapewne nie bedzie tu takic błędów jakie zapewne są... dziękuje i przepraszam ale klawiatura w tym laptopie powinna być już dawno zmienina coś niestety sis jej nie naprawiła mimo ciągłych wizyt w salonie komputerowym:D
tak przy okazji jestem Karo:D
pozdrawiam:D



środa, 14 listopada 2012

13. Normalny dzień?...

-Więc dzisiaj idziesz do szkoły co?- moja mama podała mi talerz z kanapkami. Podjechałam do stołu i stawiając talerz na stole spojrzałam na Nanę. 
-Co się patrzysz będziemy w tej samej klasie to nic strasznego prawda?- zasmiała się. Nana jest rok młodsza odemnie, ale ja musze zacząć liceum od nowa. Na szczęście wszystkie testy zdałam śpiewająco imogłam zacząć uczęszczać do szkoły. 
Nieważne. Zjadłam kanapki popiłam herbatą i skierowałam się do wyjścia.
-Poczekaj na mnie przecież i tak razem idziemy!- krzykneła. Poczekałam na nią przed domem. Mari najmłodsza z nas wszystkich juz dawno z domu wybyła. Pobiegła wczesniej poniewaz miała dzisiaj poranny trening. Biega w szkolnej drużynie atletycznej. Dobra jest cholera jedna:D
-Już idziemy mamo więc papa- pożegnałyśmy sie i ruszyłyśmy do szkoły.
-Jak myślisz dasz se rade sama?- zapytała mnie nagle sis.
-Tak a czemu pytasz?-
-Poniewaz spotykam się dzisiaj z chłopakiem i nie wiedziałam czy moge cię sama zostawić-
-Nie ma problemu-
-Naprawde?! Bardzo się cieszę, ale pamiętaj jakby co wystarczy zadzwonić- wyciągneła swój telefon i postukała po nim. Uśmiechnełam sie. Wiedzałam, że moja sis nie chce okazać swojej troski, ale ukryć tego jednak nie potrafi. Głupia przecież jestem starsza powinna se odpuścić.
-Dobra to idź już poniewaz wiem, że on na ciebie czeka- pomachałam ręką na co Nana tylko mnie uściskała i pobiegła jak na skrzydłach.
Jechałam dalej wózkiem spoglądając za nią. Powinnam tez się tak zakochać. Ta myśl sprawiła, że poczułam ciężar w klatce piersiowej i jednoczeście uczucie straty. Jakbym już miała kogoś i straciła.
Nie rozumiem tego uczucia.
W końcu dojechałam do budynku. Wszyscy spoglądali na mnie dziwnie. Czułam te spojrzenia, ale starałam się tym nie przejmować. W końcu też dotarłam do sekretaritu. Na szczęście w tej szkole są zainstalowane dwie windy więc mogłam dostać się na pierwsze piętro. 
-Witam jestem Ageha Nonohara- podjechałam do biurka nauczyciela, który był moim nowym wychowawcą. Poznaliśmy się już wczesniej na egzaminie więc wiedziałam kim jest.
-O Nonohara cześć chodź musimy się pospieszyć ponieważ zajęcia zaczyanmy po drugiej stronie budynku- powiedziała szybko i wstał, a ja zanim.
Kierowaliśmy się szybko do klasy w zupełnej ciszy. Kilkoro uczniów jakich mijalśmy spoglądało na mnie ze zdziwieniem. Olałam to.
-A gdzie twoja siostra przecież powinnyście być razem jeśli się nie mylę?- zapytał nagle nauczyciel.
-Jakoś tak powiedziałam jej że sobie poradze w końcu nie jestem małym dzieckiem- odpowiedziałam cokolwiek opryskliwie, ale nauczyciel się tylko zasmiał. Chyba zrozumiał co chciałam mu przez to powiedzieć. Zrobiłam naburmuszoną minę, a nauczyciel jeszcze bardziej się rozesmiał.
-Prosze przestać się ze mnie śmiać- byłam zła, ale tez się cieszyłam.
-Przepraszam Nonohara, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać- odpowiedział  i dalej kierowaliśmy się ku klasie. 
W końcu dotarliśmy. Słyszałam wiele głosów. Krzyki, śmiechy oraz szuranie krzeseł.
Poczułam stresa, ale nie powinnam go okazywać. 
Weszliśmy (ja wjechałam ale to szczegół:P)
-Witajcie i siadajcie na swoch miejscach już- powiedział nauczyciel.
-A więc jak już wiecie do naszej klasy dołączy dzisiaj Nonohara starsza sisostra waszej koleżanki Nany powitajcie ją ciepło- wskazał na mnie. Skinełam głowa i przedstawiłam się po czym skierowałam się do wsakzanego miejsca. Dziwnie tak ponieważ oni sa odemnie młodsi.
W końcu rozpoczeły się zajęcia i jakoś się szybko wpasowałam. Nanan od czasu do czasu pytała czy u mnie wszystko dobrze.
-Spójrzcie trzecie klasy mają w-f a więc  bedziemy widzieć naszego księcia!- usłyszałam krzyk jednej z dziewcząt. Własnie odbywały się zajęcia własne i nauczyciel nas pilnujący spokojnie siedział sobie w rogu klasy i czytał jakąś książkę w ogóle nie przejmując się uczniami. Oni zresztą tez chyba, ale przestrzegali zasady, że z klasy nie wolno wychodzić i być w miarę spokojnym aby nie przeszkadzac innym.
Podjechałam do okna aby zobaczyć o kim tak rozprawiają i zobaczyłam klasę stojąca w strojach sportowych rozciągającą się do zajęć. 
-Ciekawe czy bedą dzisiaj biegać czy coś innego?- zastanowił się ktoś.
-Mi tam wystraczy tylko patrzeć- dodała inna dziewczyna.
Ktoś się zaśmiał, a chłopaki byli zajęci jakąś grą.
Spojrzłam na nich i zobaczyłam jednego, który się wyróżniał wyglądem. Wysoki o jasnej karnacji i czarnych włosach. Twarzy zbytnio nie widziałam, ale to dlatego, że był za daleko.
Jakoś mnie nie zainteresował. Odjechałam bez słowa i zaczełam czytać. 
W końcu zajęcia się skończyły i mogłam już wracać do domu. 
Jechałam korytarzem gdzie już nikogo nie było. Specjalnie zostałam dłużej w klasie aby nikt się mną nie przejmował. Jechałam zatem na wózku i powoli rozglądałam się poniewaz chciałam zapamiętać drogę.
Nana zdązyła już [poleciec do swojego chłopaka. Pytała oczywiście czy nie potrzebuje pomocy ale zbyłam ją.
Podjechałam do jednego z okien na korytarzu i spojrzałam na widok. Drzewa całe w zieleni powoli zmieniały kolor na pomarańcze i brązy. Jesień co? Zastanowiłam się. 
Usłyszałam jakies głosy, ale się nie przejęłam.
-No to co stary idziemy na to spotkanie ponieważ chciałbym wiedzieć czy się podejmesz tej pracy kuzyn liczy na szybką odpowiedź- 
-Tak podejde około 6 wieczorem i wtedy na spokojnie pogadam z twom kuzynem-
-Dobra zadzwonie Koty i umawiamy się na 6 więc ja już bede leciał-
-Dobra ja musze jeszcze torbe z klasy zabrać- 
Właśnie przechodzili obok mnie i czułam ich spojrzenia na plcach.
-Ty jak myślisz kto to na wóżku?-
-Nie wiesz?-
-O czym?-
-To jest Nonohara, która miała ten wypadek i była w śpiączce - może i szeptali, ale wszystko słyszałam.
-Wiecie co wystarczyło podejść i zapytać ja mam tylko nogi sparaliżowane, ale słuch mam świetny- powiedziałam dalej spoglądając na widok za oknem.
-Sorry iż uraziliśmy panienki delikatne uczucia- usłyszałam w odpowiedzi. Zaśmiałam się głośno.
-Dobra dobra i panienką nie jestem jakby co tylko zwykłą dziewczyną- dalej się śmiałam. Odwróciłam się do nich. Dwóch wysokich chłopaków o jasnej cerze. Obaj mieli czarne włosy, ale nie byli do siebie podobni. Jeden z nich miał niebieskie oczy, a drugi zielone. Jakoś się tak zastanowiłam, że wyglądali znajomo.
-No dobra ja już muszę ruszać do domu- powiedziałm i odwróciłam się w stronę windy. Podjechałam do niej i przycisnełam guzik. Myślałam, że oni już se poszli ponieważ słyszałam kroki. Myliłam się jednak. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam zielonookiego jak stał i wciąz się na mnie gapił.
Pomachałam do niego, a on jakby wyrwany z otępienia odmachał mi. Wjechałam do windy i stanełam twarzą do drzwi. Zielonooki wciąż tam stał. Uśmiechmiechnełam się do niego. Wciąz tylko patrzył.
Naprawde dziwny koleś. Zjechałam na parter i w końcu wydostałam się na zewnątrz. Jadąc tak do domu nawet się nie domyślałam, że on wciąz mnie obserwuje. Przestałam o nim myśleć jak tylko wyjechałam za bramę szkoły. 
Możliwe, że bede go w szkole widywac ponieważ też tam się uczy. 
Wieczorem Nana i Mari wpadły do mojego pokoju i mówiąc jedna przez drugą poczeły opowiadac o swoim dniu. Śmiałayśmy i się kłuciłyśmy. Jakoś tak zeszło nam do nocy aż w końcu mama na  nas nakrzyczała, że późno już i w ogóle.
Gdy już leżąłam w łóżku znów poczułam strach przed zaśnieciem. Jak każdego wieczora odkąd się wybudziłam ze śpiączki.
Tak mi minął normalny dzień...
**************************
byc może zanudzam ale nastepny rozdział już napisany:D
Buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*

wtorek, 13 listopada 2012

12. Powrócic do utraconego życia...

Otworzyłam oczy. Ujrzałam siebie jakby stojąca w powietrzu. Wokół mnie wirowało tysiące iskier w pięknej lekko lazurowej przestrzeni.
Rozejrzałam się.
-Gdzie ja jestem...jestem...jestem...- powiedziałam, a echo niosło me słowa w głąb gdzieś znikając.
Ujrzałam nagle białego smoka. Jej oczy wyrażały ciepło. Jakby chciała mnie pocieszyć.
Nagle usłyszałam jej słowa.
-Zapomnij i bądź szczęśliwa...szczęśliwa...szczęśliwa- echo niosło jej głos by po chwili też zniknąć.
Nie wiedziałam co mi chciała powiedzieć. Czułam pustkę po rozstaniu z ukochanymi ludźmi.
Nagle zaczęło brakować mi powietrza jakbym tonęła.
Zaczęłam się dusić. Kurczowo walczyłam o każdy następny haust powietrza.
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.... uuuuhuuuuh.... bam!
Obudziłam się z maską tlenową na twarzy.
-Hej obudziła się już!- usłyszałam głos Nanami. Spojrzałam na nia jak na idiotkę.
Zdjęłam maskę tlenową.
-Powinnaś mi pomóc, a nie krzyczeć idiotko- odpowiedziałam.
-Heh wróciła opryskliwa jędza- zaśmiała się Nana na moje słowa.
Mama podeszła i przytuliła mnie. Zdążyłam usiąść. 
-Czemu nie czuje nóg?- zapytałam zdziwiona. Ujrzałam dziwne miny na ich twarzach.
-Agi podczas wypadku, przez który wpadłaś w te śpiączkę, zostałaś sparaliżowana.- usłyszałam.
-Zajebiście po prostu- odpowiedziałam tylko.
-Idę po lekarza powinien cie zbadać- usłyszałam Nanę. Wyszła spokojnie. Wychodzi na to, że spałam dość długo ponieważ moje włosy były długie i to bardzo. Moje ciało za to chude jak patyk. Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam zwykły pokój szpitalny.
-Ciekawe co się działo jak spałam?- zastanowiłam się na głos.
-Budziłaś się co jakiś czas lecz to były tylko sekundy- usłyszałam w odpowiedzi od lekarza. 
-Doktor Sagiha dzień dobry- przywitałam się. Uśmiechnął się na te moje słowa ja zresztą też.
-Widzę, że już rozpoznajesz mnie choć wcześniej twierdziłaś, że jestem jakimś dziwnym magiem w białym płaszczu leczącym ludzi- zaczał się śmiać.
-Powaga bo nico nie kojarzę- tekst roku nieprawdaż. Pokazałam mu język. Zawsze taka byłam. Wredna i niedostępna dla innych. Tylko rodzina wiedziała jaka jestem naprawdę.
-Więc tak oprócz paraliżu nic ci nie jest- powiedział patrząc na mnie. Wstchnełam. Dziwne to moje podejście do całej sytuacji. Właśnie się dowiedziałam, że nie bede mogła już chodzić, a przejęłam się tym jak kot faktem, że trawa rośnie. Coś normalnego co nie.
Heh. Prawda była inna, ale co ja bede przezywać. Stało się.
-Pamiętasz cokolwiek z wypadku?- zapytał.
-Pamiętam, że zobaczyłam kobietę w ciąży przechodzącą po pasach i że jakiś samochód jechał nie zatrzymując się więc podbiegłam do niej, a dalej pustka aż do tej chwili- odpowiedziałam spokojnie.
-Czyli nie pamiętasz jak się przebudzałaś?-
-Nie, nic z tych rzeczy-
-No dobra skoro tak to ja już nie mam więcej pytań musisz odpoczywać- wyszedł zostawiając mnie z rodziną. 
-No dobra niech mi ktoś da teraz cole do picia- Nana wyszła szybko i została ze mną już tylko mama. Spojrzała na mnie. Wiedziała co czuje. Podeszła i przytuliła mnie mocno, a ja poczułam łzy płynące mi po twarzy.
-Mamuś dlaczego?- wyszeptałam przez łzy.
-Nie wiem skarbie naprawdę nie wiem- przytulała mnie mocno do siebie wiedząc doskonale co właśnie czułam. Byłam załamana.
-Musisz sobie to na spokojnie przemyśleć, ale pamiętaj nie jesteś sama masz nas- dodała po chwili.
-Wiem mamuś wiem- przytuliłam się do niej najmocniej jak tylko umiałam. 
Powinnam zapomnieć na razie o wszystkim. 
Po kilku tygodniach w końcu wyszłam ze szpitala. W sumie wyjechałam na wózku.
Jadąc tak tym wózkiem po ulicy w stronę domu, czułam wiatr we włosach. Jakoś mi się tak lekko zrobiło na duszy. 
W końcu dotarliśmy do parku oddzielającego miejski gwar od rodzinnych osiedli. Usłyszałam śpiew ptaków. Rozejrzałam się jakby szukając, ale czego?
-Mamo powiedz czy ja miałam jakiegoś ptaka lub coś w tym stylu?- zapytałam odwracając się do niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Nie to, że miałaś, ale zaopiekowałaś się rannym ptakiem jak byłaś młodsza dziwne, że nie pamiętasz ponieważ to był dość rzadki biały kruk- powiedziała uśmiechając się na wspomnienie.
-Tak? Ciekawe- odpowiedziałam skonsternowana. Czułam, że kojarzyłam to. Nie wiedziałam tylko gdzie to umieścić. Jakby niektóre fragmenty mojego życia mi uciekły.
-Aha, a więc jedźmy dalej jeszcze tylko trochę i będziemy w domu- wskazała ręką kierunek.
Podążyliśmy zatem we wskazanym przez nią kierunku. 
Nagle się jednak zatrzymałam. Usłyszałam szum wiatru w trawie. Jakby wołał moje imię.
Dziwne uczcie. Jakbym o czymś zapomniała. Potrząsnęłam głową. 
Pojechałam za mamą wprost do mojego domku.

************************
hej duszki kochane:D
następny rozdział napisany. wierze że się spodoba i plis skomentujcie.
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*...

niedziela, 11 listopada 2012

11.Czas odejść ...

Biegłam wciąż i w ciąż bez zatrzymywania się ponieważ ci smoczy ludzie w końcu się jakby otrząsnęli i sami zaczęli używać swojej energii by sobie pomóc.
Dobiegłam do źródła tych wstrząsów. Stanęłam przerażona.
Przed moimi oczami ukazała się wielka brama jakby wykuta w tej ogromnej górze.
Była otwarta na oścież, a z niej wydobywały się jakieś opary w kolorze zgniłej zieleni.
Zaczęłam kaszleć od nagromadzonego dymu. Pomachałam ręką żeby go odgonić i zobaczyłam szalejącą bestię. Biały smok machał skrzydłami oraz kończynami na wszystkie strony. Tumany kurzu wzbijały się w powietrze, a ja zaczęłam mocniej kaszleć.  Ogarniałam kurz i dym aby w końcu móc coś zobaczyć.
Wielki zwierz jakby ogarnięty wściekłością wciąż rzucał się jakby w agonii. Podbiegłam do niego, a on nagle jakby się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-Ty jesteś następnym człowiekiem pragnącym mnie uwięzić nie pytając o zdanie co?- usłyszałam nagle w moje głowie. Podeszłam bliżej aby móc mu odpowiedzieć.
-Nie ja nie zamierzam cię zamknąć!- krzyknęłam głośno. Wzrok białego smoka była zimny. 
-Jeśli nie to dlaczego wciąż przybywacie by zamknąć tę oto klatkę i mnie w niej- usłyszałam znów w mej głowie.
-Pozwól mi zatem zapytać czemu jesteś tu więziony?- oddychałam coraz ciężej. Nie wiedziałam skąd to uczucie, ale czułam, że coś jest nie tak.
-Odebrali mi moje dzieci, odebrali je wszystkie i nie chcą oddać!- krzyk tego smoka odbił się echem w mojej głowie sprawiając mi tym ból.
Nagle zobaczyłam Yumir'e ojca Yu, jak biegł w stronę białego Smoka wraz z jakimiś łysymi ludźmi.
Czyżby to byli ci ze świątyni? Zastanowiłam się przez chwilę.
-Ageho!- krzyk Yu był niewyraźny, ale usłyszałam go z daleka. Zobaczyłam jak biegł w moją stronę.
Odwróciłam się w stronę Yumir'y. Zobaczyłam jak posłał w stronę smoka jakąś formę energii, ale smok tylko machnął łapą i znikło. Jednocześnie zamachnął się drugą jakby chciał ich odrzucić uderzając ich tą łapą.
Nie zwracając uwagi na wołającego mnie Yu, pobiegłam aby uratować Yumir'e od pewnej śmierci.
-Shisoessam- wyszeptałam i przyspieszyłam. Gdy w końcu znalazłam się pomiędzy łapą smoka i ludźmi.
-Gehhhhhsatassso!- krzyknęłam i czas jakby zwolnił. Ja stanęłam rozkładając ręce jakby w geście obrony, a łapa smoka wolno przebiła moje ciało. Widziałam to tak jakby działo się krok po kroku. Plunęłam krwią jednak zatrzymałam łapę tego smoka przed atakiem.
-Ageho nieeee!- krzyk Yu jakby mnie obudził z tego wolnego tempa. Obejrzałam się.
-Heh... Yu przepraszam khe khe khe... nie wiedziałam, że to się nie uda khe khe khe pozwólcie jej być wolnym ona chce jedynie swoje dzieci khe khe khe pozwólcie jej na to aby je odzyskała to wszystko- starałam się mówic wyraźnie, ale krew mi raczej nie pomagała w dodatku ciężko oddychałam.
Czułam się coraz bardziej ospała jakbym miała tylko zasnąć. widziałam jak Yu krzyczy, ale już go nie słyszałam. Wciąż trzymałam łapę smoka aby nie atakował.
Nagle usłyszałam jego głos:
-Jesteś niezwykła nikt inny by tak nie postąpił wierz mi, ale mam nadzieję, że tam gdzie trafisz będziesz  szczęśliwa....- już nic do mnie nie docierało, ale chciałam choć powiedzieć coś Yu.
Spojrzałam w jego załzawione oczy i ból jaki w nich emanował.
-Yu wiesz co dziękuje ci i przepraszam, że nie dotrzymam słowa- łzy spływały też po mojej twarzy.
-Proszę pozwól mi ujrzeć twój uśmiech- spojrzałam błagalnie.
Widziałam jak łzy na jego twarzy błyszczały w świetle iskierek pojawiających się przy mojej ranie. Wiedziałam, że ten raz już mi nie pomogą. 
Zobaczyłam go. Uśmiech Yu. Jedyny w swoim rodzaju uśmiech ukochanego faceta, w którym się zakochałam.
Tez się uśmiechnęłam z miłością by po chwili poczuć jak smok podnosi swoją łapę i zabiera mnie do siebie.
Ujrzałam jak Yu mówił wciąż te same słowa i mimo, że ich nie słyszałam to wiedziałam co mówił.
KOCHAM CIĘ

*********************
wiem zabijecie mnie za ten rozdział ale mimo wszystko wierzę, że wybaczycie mi to ponieważ to jeszcze nie koniec:D
czekajcie na następny rozdział
kocham was
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*

czwartek, 8 listopada 2012

10. Obudzona ze snu jak oderwana z życia...

Stałam na balkonie i spoglądałam na ten bajkowy widok. Piękne kolorowe dachy budynków wyglądały jak mozaika ze szkła.
Czułam się taka spokojna. Szczerze nawet nie śniłam, że kiedyś trafię do tego kraju gdyż nie każdemu można tu wejść. To jest zamknięty kraj. Ludzie są tutaj zbyt nieufna dla obcych. Jednakże jak się zaprzyjaźniają to całkowicie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie ludzi jakich spotkałam podczas wspólnych spacerów z Yu.
Nagle ktos przytulił mnie i pocałował w policzek.
-I jak tam kochanie?- usłyszałam Yu tuż przy uchu.
-U mnie dobrze i jakoś tak czuję się spokojnie- odpowiedziałam jawnie kłamiąc. To nie prawda, że u mnie dobrze nawet jeśli czułam spokój to jednak z każdym dniem byłam coraz słabsza.
Jakoś udawało mi się to ukrywać przed innymi choć przed Yu było najciężej.
W końcu był mi bardzo bliski. Każdego dnia poznawaliśmy się, kłucilismy, śmialiśmy, wspominaliśmy czasem planowaliśmy gdy nam się zapomniało. Potem tylko zwyczajnie się przytulaliśmy i spoglądaliśmy na niebo.
Jakoś tak czułam gdzieś w środku, że nam pisane było sie spotkać, że mieliśmy być razem i jakbyśmy znali się już wcześniej zanim w ogóle go poznałam.
Choć to niemożliwe.
-Masz ochotę na ciasto?- usłyszałam mamę jak wchodząc do pokoju podniosła tacę z ciastem. Świetnie się tu zadomowiła wraz z tatą. Zaśmiałam się z tej sytuacji. Mama i tata przezywali jakby drugą młodość tak mi się zdaje ponieważ jak ich razem widywałam to gruchali jak gołąbeczki. Zachichotałam ponieważ nie mogłam wytrzymać.
-Z czego się śmiejesz głupia- mama mnie skarciła.
-A bo jakoś tak przypomniałam sobie ciebie i tatę jak gruchaliście i no po prostu nie mogłam- zaśmiewałam się jak głupek. Yu tylko na mnie spojrzał z uśmiechem zrozumienia.
nie pozwól...brama... zamknąć... nie pozwól...
Nagle w mojej głowie znów rozbrzmiały te słowa, a przed oczami ukazał się ten chłopak. Stał jakby w oddaleniu i machał rękoma jakby ostrzegając przed czymś.
Chciałam w końcu uwolnić się od tych wizji.
-To jak wychodzimy dziś gdzieś?- zapytałam żeby oderwać się od wizji chłopaka wołającego do mnie.
-Jasne, a gdzie chcesz dzisiaj iść?- zapytał Yu spoglądając na mnie z miłością w oczach.
-Wszędzie- odpowiedziałam tylko. Złapał mnie za rękę i wyciągnął na dwór.
Chodziliśmy po mieście. Odwiedzaliśmy różne kramy z ciekawymi rzeczami, jedzeniem lub biżuterią. 
Śmialiśmy się i zajadaliśmy ciepłymi bułeczkami. 
Nagle poczułam zimny podmuch wiatru. To było takie przerażające zimno.
Spojrzałam szybko na Yu, ale on jakby niczego nie czuł.
Najwyraźniej tylko ja to byłam w stanie przezyć, a reszta jakby tego nie widziała.
Rozejrzałam się po twarzach ludzi i zobaczyłam ich uśmiechnięte twarze oraz słyszałam śmiech i rozmowy. Krzyki dzieciaków biegających po placu mieszał się z śpiewem ptaków. Spojrzałam w góre i zobaczyłam Shiro. Kruk swobodnie latał po niebie. 
W końcu nastąpiło to czego się obawiałam. Wielki wstrząs poruszył ziemią. 
Ludzie w panice zaczęli uciekać od zapadających się budynków. Wszyscy biegli w stronę pól aby tylko uniknąć gruzów spadających im na głowy. Dzieciaki przerażone płakały lub wołały rodziców.
-Yuuuu biegnij do domu sprawdź co z resztą, a ja muszę im pomóc!- krzyknęłam do niego on tylko skinął głową i pobiegł.
Nie wiedziałam, że to wszystko potoczy się tak szybko.
Biegłam jak szalona w stronę skąd pochodziły wstrząsy. Biegłam i biegłam po drodze się czasem zatrzymując by za pomoca cytonu pomóc niektórym dzieciakom lub osobom starszym,  które nie zdołały się uratować na czas.
Biegłam i łzy spływały mi po twarzy.
Mogłam tego uniknąć, cholera jasna mogłam, ale tak się bałam, że mam mało czasu dlaczego wcześniej nie zwróciłam uwagi na znaki?! Łajałam się w myślach za swoją głupotę. Biegłam nie przerwanie w stronę gdzie wiedziałam już od tej chwili, dokładnie w tym momencie, że czeka mnie koniec.
Co mnie spotka i jaki on będzie, nie wiedziałam. Czułam strach, ból, smutek.
Błagam niech mnie ktos zatrzyma ja naprawdę nie chcę...

***********************
hej hej kochane duszki oto następny rozdział mam nadzieję że nie zanudzam:D
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*...

poniedziałek, 5 listopada 2012

info info info...

mianowicie kecem tylkopowiadomic o innym blogu ja go nie pisze i nie wymyślam ja go tylko przepisuje na pewną prośbę kogoś dla mnie ważnego... mam nadzieję, że wam się spodoba.....
obyście mogli go chociaż raz skomentowac to osoba, która ją wymyśliła i mi przekazała, zapewne się ucieszy...
buziaki dobre duszki::*:*:*:*:*:*
zapraszam: http://smak-zielonej-herbaty.blogspot.com/