poniedziałek, 26 listopada 2012

14. Pierwszy znak...

Dni mijały mi jak piasek w klepsydrze. Nie czułam nic szczególnego. Czasem pogadałam z kilkoma osobami z klasy, ale przeważnie wolałam być sama. Zawsze po lekcjach stawałam przy oknie na korytarzu i spoglądałam na drzewa jakbym chciała coś usłyszeć. Nie mogłam się pozbyć uczucia, że umknęło mi coś ważnego. Jakbym zapomniała o czymś. Tylko o czym do jasnej cholery??!!
Nie radziłam sobie z własnymi uczuciami, które były jak po przejściu trąby powietrznej.
"Muszę to jakoś poukładać ponieważ w ogóle nie dam rady"- pomyślałam zła na siebie.
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam ze mam juz tylko godzinę by dostać się do szpitala na ćwiczenia. Utrapienie z tym, ale cóż lekarz ma nadzieję iż uda mi się odzyskać władze w nogach jeśli poćwiczę i bede cierpliwa. Ja uważałam, że to strata czasu.
Odwróciłam się w stronę windy gdy nagle zobaczyłam chłopaka. Zielonooki koleś z wcześniej.
-Cześć- pomachał do mnie.
-Cześć- odpowiedziałam cokolwiek niechętnie.
-Co porabiasz?-
-Jak byś nie zauważył to siedzę na wózku-
-To nie o to pytałem chodziło mi raczej co porabiasz tak ogólnie-
-Jadę do windy-
-Heh jesteś dość bezpośrednia-
-Po czym wniosek?-
-A tak jakoś-
-Spoko, a teraz muszę spadać-
-Nie zapytasz mnie nawet o powód czemu ja tu jestem?-
-A na co mi ta informacja?-
-Sam nie wiem uprzejmość nakazuje?-
-Jasne i zapewne ta wiedza przyda mi się w życiu zapewne-
-Auć- złapał się za serce jakbym go tam uderzyła.
-Zabij się i tak nie zapłacze-
-Wredna z ciebie istota-
-Życie-
-Wiesz powiem ci jedno-
-Co mianowicie?-
-Żałuj, że zapomniałaś Agi- tylko tyle mi powiedział i odszedł.
Nie rozumiałam tych słów. Co miał przez to na myśli?
Przeciez gościa nie znam, a on mnie za to tak. Cholera nawet w domu mnie tak nie nazywają.
"Agi" to przezwisko nadał mi kolega w podstawówce, ale on zupełnie inaczej wygląda.
W sumie to nawet nie jest śmieszne, że ktoś mnie zna, a ja nic o nim nie wiem.
Westchnęłam i podjechałam do windy. Nie wiedziałam, że jestem obserwowana przez tego zielonookiego nieznajomego.
Ciekawe naprawdę ciekawe.
W końcu przyjechałam do domu. Czekała tam na mnie mama z uśmiechem na twarzy.
-Co jest mamuś?- zapytałam cokolwiek zdziwiona.
-Przyszło cos do ciebie jest w twoim pokoju- odpowiedziała tylko i ukryła się w kuchni.
Ja nie mogąc nic na to odpowiedzieć skierowałam się tam.
Gdy już znalazłam się w nim ujrzałam jedyną inną rzecz od moich. Był to kwiat. Piękny nie do końca rozwinięty pąk róży herbacianej. Mojego ukochanego kwiatu. Nie wiedziałam co mam o tym Myślec gdy ujrzałam małą kopertę przyczepioną do łodygi. Była zaklejona więc nikt nie czytał treści. Podjechałam powoli i wzięłam kopertę do ręki. Przeczuwałam coś niezbyt dla mnie zrozumiałego. Nie wiedziałam tylko, że to będzie cos takiego.
Treść listu była dla mnie czymś tak zdumiewającym,  że o mało co nie spadłam z wózka.
Kochana Agi z okazji półrocznej rocznicy od naszego ślubu. Czekam. Twój kochający mąż.
Byłam tak wstrząśnięta, że zupełnie nie mogłam myśleć. Normalnie to chyba zwariowałam co nie?
Niemożliwe żeby stało się cos tak idiotycznego prawda?
Szybko zlazłam z wózka i doczołgałam się do łóżka. Kładąc się wciąż miałam treść przed oczami.
Niemożliwe  to jest po prostu niemożliwe.
Nadal starałam się ogarnąć to wszystko gdy nagle do pokoju wpadła Nana i zaczęła wypytywać o treść listu.
-Sama poczytaj a nie uwierzysz- odpowiedziałam.
-Okej ale nie czaje o co ci chodzi mimo to pytać nie bede- wzięła kartkę i zaczęła czytać. Nagle na jej twarzy pojawił się grymas złości i jakiś szept typu "oż cholera jasna" i nic więcej.
Była wstrząśnięta jak ja. Nie była w stanie juz nic powiedzieć tylko wciąż wpatrywała się w ten liścik.
W końcu podniosłam Głowę i spojrzałam na nią.
-I co sądzisz?- zapytałam ponieważ mi nic do głowy nie przychodziło.
-Sama nie wiem i nie wiem czemu ktoś ci robi taki głupi kawał- odpowiedziała cokolwiek skonfundowana.
-Ja tez i wcale mnie to nie bawi i jeszcze jedno w Szkole jest taki chłopak ma zielone oczy i jest taki dość wysoki choć nie umiem zbytnio ocenic ponieważ jestem teraz w dość innej sytuacji jednakże on tez się dzisiaj zachował dziwnie powiedział do mnie takie słowa " żałuj że zapomniałaś Agi" więc teraz se tak myślę czy to nie on to wymyślił- powiedziałam do niej a ona tylko spojrzała na mnie jeszcze bardziej zdziwiona.
-Ty chyba nie masz na mysli Yu Kawamasurę co?!- podbiegła do mnie i spojrzała na mnie natarczywie.
-Nie wiem jak on się nazywa ponieważ nie pytałam a i on mi nic nie mówił wiem tylko że tak wygląda i tak do mnie mówił- chciałam się jakoś wyrwac spod jej natarczywego wzroku. Wstała i podeszła do drzwi.
-Musimy to jakos wyjaśnić i wiem juz jak to zrobić tylko daj mi trochę pomyśleć a potem jakoś cię wprowadzę ok?- skinęłam głową po czym Nana wyszła.
Nie chciałam już Myślec o niczym postanowiłam zatem się przespać.
Niestety moje sny tez nie dały mi odpocząć.
Widziałam jakieś zamazane obrazy, czułam coś na kształt bólu i radości. Nie umiałam dokładnie zrozumieć tego co widziałam. Budziłam się się często. Byłam cała zlana potem i czułam zimne dreszcze. Nie wiedziałam co się dzieje. Przez całą noc wciąż mnie dręczyły te niewyraźne obrazy i uczucia.
Bałam się.
Musze się ogarnąć bo inaczej nigdy sobie nie poradzę skoro mam problemy teraz to co będzie później?

********
cześc wam z tej strony siostra "Nanami" pisze za nią ponieważ jej nie bedzie przez dłuższy czas a, że stwierdziła iż mogę za nią skończyć pisac tego bloga poprosiła mnie o to...
mam nadzieję że bede w stanie was czytelników zadowolić aczkolwiek nie jestem tego taka pewna...
z góry dziękuje... ten rozdział jest jakby krótki ale to dlatego że dopiero zaczełam...
nie obeznaje się jeszcze w tych wszystkich funkjac ale jak już dojde co i jak zapewne nie bedzie tu takic błędów jakie zapewne są... dziękuje i przepraszam ale klawiatura w tym laptopie powinna być już dawno zmienina coś niestety sis jej nie naprawiła mimo ciągłych wizyt w salonie komputerowym:D
tak przy okazji jestem Karo:D
pozdrawiam:D



środa, 14 listopada 2012

13. Normalny dzień?...

-Więc dzisiaj idziesz do szkoły co?- moja mama podała mi talerz z kanapkami. Podjechałam do stołu i stawiając talerz na stole spojrzałam na Nanę. 
-Co się patrzysz będziemy w tej samej klasie to nic strasznego prawda?- zasmiała się. Nana jest rok młodsza odemnie, ale ja musze zacząć liceum od nowa. Na szczęście wszystkie testy zdałam śpiewająco imogłam zacząć uczęszczać do szkoły. 
Nieważne. Zjadłam kanapki popiłam herbatą i skierowałam się do wyjścia.
-Poczekaj na mnie przecież i tak razem idziemy!- krzykneła. Poczekałam na nią przed domem. Mari najmłodsza z nas wszystkich juz dawno z domu wybyła. Pobiegła wczesniej poniewaz miała dzisiaj poranny trening. Biega w szkolnej drużynie atletycznej. Dobra jest cholera jedna:D
-Już idziemy mamo więc papa- pożegnałyśmy sie i ruszyłyśmy do szkoły.
-Jak myślisz dasz se rade sama?- zapytała mnie nagle sis.
-Tak a czemu pytasz?-
-Poniewaz spotykam się dzisiaj z chłopakiem i nie wiedziałam czy moge cię sama zostawić-
-Nie ma problemu-
-Naprawde?! Bardzo się cieszę, ale pamiętaj jakby co wystarczy zadzwonić- wyciągneła swój telefon i postukała po nim. Uśmiechnełam sie. Wiedzałam, że moja sis nie chce okazać swojej troski, ale ukryć tego jednak nie potrafi. Głupia przecież jestem starsza powinna se odpuścić.
-Dobra to idź już poniewaz wiem, że on na ciebie czeka- pomachałam ręką na co Nana tylko mnie uściskała i pobiegła jak na skrzydłach.
Jechałam dalej wózkiem spoglądając za nią. Powinnam tez się tak zakochać. Ta myśl sprawiła, że poczułam ciężar w klatce piersiowej i jednoczeście uczucie straty. Jakbym już miała kogoś i straciła.
Nie rozumiem tego uczucia.
W końcu dojechałam do budynku. Wszyscy spoglądali na mnie dziwnie. Czułam te spojrzenia, ale starałam się tym nie przejmować. W końcu też dotarłam do sekretaritu. Na szczęście w tej szkole są zainstalowane dwie windy więc mogłam dostać się na pierwsze piętro. 
-Witam jestem Ageha Nonohara- podjechałam do biurka nauczyciela, który był moim nowym wychowawcą. Poznaliśmy się już wczesniej na egzaminie więc wiedziałam kim jest.
-O Nonohara cześć chodź musimy się pospieszyć ponieważ zajęcia zaczyanmy po drugiej stronie budynku- powiedziała szybko i wstał, a ja zanim.
Kierowaliśmy się szybko do klasy w zupełnej ciszy. Kilkoro uczniów jakich mijalśmy spoglądało na mnie ze zdziwieniem. Olałam to.
-A gdzie twoja siostra przecież powinnyście być razem jeśli się nie mylę?- zapytał nagle nauczyciel.
-Jakoś tak powiedziałam jej że sobie poradze w końcu nie jestem małym dzieckiem- odpowiedziałam cokolwiek opryskliwie, ale nauczyciel się tylko zasmiał. Chyba zrozumiał co chciałam mu przez to powiedzieć. Zrobiłam naburmuszoną minę, a nauczyciel jeszcze bardziej się rozesmiał.
-Prosze przestać się ze mnie śmiać- byłam zła, ale tez się cieszyłam.
-Przepraszam Nonohara, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać- odpowiedział  i dalej kierowaliśmy się ku klasie. 
W końcu dotarliśmy. Słyszałam wiele głosów. Krzyki, śmiechy oraz szuranie krzeseł.
Poczułam stresa, ale nie powinnam go okazywać. 
Weszliśmy (ja wjechałam ale to szczegół:P)
-Witajcie i siadajcie na swoch miejscach już- powiedział nauczyciel.
-A więc jak już wiecie do naszej klasy dołączy dzisiaj Nonohara starsza sisostra waszej koleżanki Nany powitajcie ją ciepło- wskazał na mnie. Skinełam głowa i przedstawiłam się po czym skierowałam się do wsakzanego miejsca. Dziwnie tak ponieważ oni sa odemnie młodsi.
W końcu rozpoczeły się zajęcia i jakoś się szybko wpasowałam. Nanan od czasu do czasu pytała czy u mnie wszystko dobrze.
-Spójrzcie trzecie klasy mają w-f a więc  bedziemy widzieć naszego księcia!- usłyszałam krzyk jednej z dziewcząt. Własnie odbywały się zajęcia własne i nauczyciel nas pilnujący spokojnie siedział sobie w rogu klasy i czytał jakąś książkę w ogóle nie przejmując się uczniami. Oni zresztą tez chyba, ale przestrzegali zasady, że z klasy nie wolno wychodzić i być w miarę spokojnym aby nie przeszkadzac innym.
Podjechałam do okna aby zobaczyć o kim tak rozprawiają i zobaczyłam klasę stojąca w strojach sportowych rozciągającą się do zajęć. 
-Ciekawe czy bedą dzisiaj biegać czy coś innego?- zastanowił się ktoś.
-Mi tam wystraczy tylko patrzeć- dodała inna dziewczyna.
Ktoś się zaśmiał, a chłopaki byli zajęci jakąś grą.
Spojrzłam na nich i zobaczyłam jednego, który się wyróżniał wyglądem. Wysoki o jasnej karnacji i czarnych włosach. Twarzy zbytnio nie widziałam, ale to dlatego, że był za daleko.
Jakoś mnie nie zainteresował. Odjechałam bez słowa i zaczełam czytać. 
W końcu zajęcia się skończyły i mogłam już wracać do domu. 
Jechałam korytarzem gdzie już nikogo nie było. Specjalnie zostałam dłużej w klasie aby nikt się mną nie przejmował. Jechałam zatem na wózku i powoli rozglądałam się poniewaz chciałam zapamiętać drogę.
Nana zdązyła już [poleciec do swojego chłopaka. Pytała oczywiście czy nie potrzebuje pomocy ale zbyłam ją.
Podjechałam do jednego z okien na korytarzu i spojrzałam na widok. Drzewa całe w zieleni powoli zmieniały kolor na pomarańcze i brązy. Jesień co? Zastanowiłam się. 
Usłyszałam jakies głosy, ale się nie przejęłam.
-No to co stary idziemy na to spotkanie ponieważ chciałbym wiedzieć czy się podejmesz tej pracy kuzyn liczy na szybką odpowiedź- 
-Tak podejde około 6 wieczorem i wtedy na spokojnie pogadam z twom kuzynem-
-Dobra zadzwonie Koty i umawiamy się na 6 więc ja już bede leciał-
-Dobra ja musze jeszcze torbe z klasy zabrać- 
Właśnie przechodzili obok mnie i czułam ich spojrzenia na plcach.
-Ty jak myślisz kto to na wóżku?-
-Nie wiesz?-
-O czym?-
-To jest Nonohara, która miała ten wypadek i była w śpiączce - może i szeptali, ale wszystko słyszałam.
-Wiecie co wystarczyło podejść i zapytać ja mam tylko nogi sparaliżowane, ale słuch mam świetny- powiedziałam dalej spoglądając na widok za oknem.
-Sorry iż uraziliśmy panienki delikatne uczucia- usłyszałam w odpowiedzi. Zaśmiałam się głośno.
-Dobra dobra i panienką nie jestem jakby co tylko zwykłą dziewczyną- dalej się śmiałam. Odwróciłam się do nich. Dwóch wysokich chłopaków o jasnej cerze. Obaj mieli czarne włosy, ale nie byli do siebie podobni. Jeden z nich miał niebieskie oczy, a drugi zielone. Jakoś się tak zastanowiłam, że wyglądali znajomo.
-No dobra ja już muszę ruszać do domu- powiedziałm i odwróciłam się w stronę windy. Podjechałam do niej i przycisnełam guzik. Myślałam, że oni już se poszli ponieważ słyszałam kroki. Myliłam się jednak. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam zielonookiego jak stał i wciąz się na mnie gapił.
Pomachałam do niego, a on jakby wyrwany z otępienia odmachał mi. Wjechałam do windy i stanełam twarzą do drzwi. Zielonooki wciąż tam stał. Uśmiechmiechnełam się do niego. Wciąz tylko patrzył.
Naprawde dziwny koleś. Zjechałam na parter i w końcu wydostałam się na zewnątrz. Jadąc tak do domu nawet się nie domyślałam, że on wciąz mnie obserwuje. Przestałam o nim myśleć jak tylko wyjechałam za bramę szkoły. 
Możliwe, że bede go w szkole widywac ponieważ też tam się uczy. 
Wieczorem Nana i Mari wpadły do mojego pokoju i mówiąc jedna przez drugą poczeły opowiadac o swoim dniu. Śmiałayśmy i się kłuciłyśmy. Jakoś tak zeszło nam do nocy aż w końcu mama na  nas nakrzyczała, że późno już i w ogóle.
Gdy już leżąłam w łóżku znów poczułam strach przed zaśnieciem. Jak każdego wieczora odkąd się wybudziłam ze śpiączki.
Tak mi minął normalny dzień...
**************************
byc może zanudzam ale nastepny rozdział już napisany:D
Buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*

wtorek, 13 listopada 2012

12. Powrócic do utraconego życia...

Otworzyłam oczy. Ujrzałam siebie jakby stojąca w powietrzu. Wokół mnie wirowało tysiące iskier w pięknej lekko lazurowej przestrzeni.
Rozejrzałam się.
-Gdzie ja jestem...jestem...jestem...- powiedziałam, a echo niosło me słowa w głąb gdzieś znikając.
Ujrzałam nagle białego smoka. Jej oczy wyrażały ciepło. Jakby chciała mnie pocieszyć.
Nagle usłyszałam jej słowa.
-Zapomnij i bądź szczęśliwa...szczęśliwa...szczęśliwa- echo niosło jej głos by po chwili też zniknąć.
Nie wiedziałam co mi chciała powiedzieć. Czułam pustkę po rozstaniu z ukochanymi ludźmi.
Nagle zaczęło brakować mi powietrza jakbym tonęła.
Zaczęłam się dusić. Kurczowo walczyłam o każdy następny haust powietrza.
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.... uuuuhuuuuh.... bam!
Obudziłam się z maską tlenową na twarzy.
-Hej obudziła się już!- usłyszałam głos Nanami. Spojrzałam na nia jak na idiotkę.
Zdjęłam maskę tlenową.
-Powinnaś mi pomóc, a nie krzyczeć idiotko- odpowiedziałam.
-Heh wróciła opryskliwa jędza- zaśmiała się Nana na moje słowa.
Mama podeszła i przytuliła mnie. Zdążyłam usiąść. 
-Czemu nie czuje nóg?- zapytałam zdziwiona. Ujrzałam dziwne miny na ich twarzach.
-Agi podczas wypadku, przez który wpadłaś w te śpiączkę, zostałaś sparaliżowana.- usłyszałam.
-Zajebiście po prostu- odpowiedziałam tylko.
-Idę po lekarza powinien cie zbadać- usłyszałam Nanę. Wyszła spokojnie. Wychodzi na to, że spałam dość długo ponieważ moje włosy były długie i to bardzo. Moje ciało za to chude jak patyk. Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam zwykły pokój szpitalny.
-Ciekawe co się działo jak spałam?- zastanowiłam się na głos.
-Budziłaś się co jakiś czas lecz to były tylko sekundy- usłyszałam w odpowiedzi od lekarza. 
-Doktor Sagiha dzień dobry- przywitałam się. Uśmiechnął się na te moje słowa ja zresztą też.
-Widzę, że już rozpoznajesz mnie choć wcześniej twierdziłaś, że jestem jakimś dziwnym magiem w białym płaszczu leczącym ludzi- zaczał się śmiać.
-Powaga bo nico nie kojarzę- tekst roku nieprawdaż. Pokazałam mu język. Zawsze taka byłam. Wredna i niedostępna dla innych. Tylko rodzina wiedziała jaka jestem naprawdę.
-Więc tak oprócz paraliżu nic ci nie jest- powiedział patrząc na mnie. Wstchnełam. Dziwne to moje podejście do całej sytuacji. Właśnie się dowiedziałam, że nie bede mogła już chodzić, a przejęłam się tym jak kot faktem, że trawa rośnie. Coś normalnego co nie.
Heh. Prawda była inna, ale co ja bede przezywać. Stało się.
-Pamiętasz cokolwiek z wypadku?- zapytał.
-Pamiętam, że zobaczyłam kobietę w ciąży przechodzącą po pasach i że jakiś samochód jechał nie zatrzymując się więc podbiegłam do niej, a dalej pustka aż do tej chwili- odpowiedziałam spokojnie.
-Czyli nie pamiętasz jak się przebudzałaś?-
-Nie, nic z tych rzeczy-
-No dobra skoro tak to ja już nie mam więcej pytań musisz odpoczywać- wyszedł zostawiając mnie z rodziną. 
-No dobra niech mi ktoś da teraz cole do picia- Nana wyszła szybko i została ze mną już tylko mama. Spojrzała na mnie. Wiedziała co czuje. Podeszła i przytuliła mnie mocno, a ja poczułam łzy płynące mi po twarzy.
-Mamuś dlaczego?- wyszeptałam przez łzy.
-Nie wiem skarbie naprawdę nie wiem- przytulała mnie mocno do siebie wiedząc doskonale co właśnie czułam. Byłam załamana.
-Musisz sobie to na spokojnie przemyśleć, ale pamiętaj nie jesteś sama masz nas- dodała po chwili.
-Wiem mamuś wiem- przytuliłam się do niej najmocniej jak tylko umiałam. 
Powinnam zapomnieć na razie o wszystkim. 
Po kilku tygodniach w końcu wyszłam ze szpitala. W sumie wyjechałam na wózku.
Jadąc tak tym wózkiem po ulicy w stronę domu, czułam wiatr we włosach. Jakoś mi się tak lekko zrobiło na duszy. 
W końcu dotarliśmy do parku oddzielającego miejski gwar od rodzinnych osiedli. Usłyszałam śpiew ptaków. Rozejrzałam się jakby szukając, ale czego?
-Mamo powiedz czy ja miałam jakiegoś ptaka lub coś w tym stylu?- zapytałam odwracając się do niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Nie to, że miałaś, ale zaopiekowałaś się rannym ptakiem jak byłaś młodsza dziwne, że nie pamiętasz ponieważ to był dość rzadki biały kruk- powiedziała uśmiechając się na wspomnienie.
-Tak? Ciekawe- odpowiedziałam skonsternowana. Czułam, że kojarzyłam to. Nie wiedziałam tylko gdzie to umieścić. Jakby niektóre fragmenty mojego życia mi uciekły.
-Aha, a więc jedźmy dalej jeszcze tylko trochę i będziemy w domu- wskazała ręką kierunek.
Podążyliśmy zatem we wskazanym przez nią kierunku. 
Nagle się jednak zatrzymałam. Usłyszałam szum wiatru w trawie. Jakby wołał moje imię.
Dziwne uczcie. Jakbym o czymś zapomniała. Potrząsnęłam głową. 
Pojechałam za mamą wprost do mojego domku.

************************
hej duszki kochane:D
następny rozdział napisany. wierze że się spodoba i plis skomentujcie.
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*...

niedziela, 11 listopada 2012

11.Czas odejść ...

Biegłam wciąż i w ciąż bez zatrzymywania się ponieważ ci smoczy ludzie w końcu się jakby otrząsnęli i sami zaczęli używać swojej energii by sobie pomóc.
Dobiegłam do źródła tych wstrząsów. Stanęłam przerażona.
Przed moimi oczami ukazała się wielka brama jakby wykuta w tej ogromnej górze.
Była otwarta na oścież, a z niej wydobywały się jakieś opary w kolorze zgniłej zieleni.
Zaczęłam kaszleć od nagromadzonego dymu. Pomachałam ręką żeby go odgonić i zobaczyłam szalejącą bestię. Biały smok machał skrzydłami oraz kończynami na wszystkie strony. Tumany kurzu wzbijały się w powietrze, a ja zaczęłam mocniej kaszleć.  Ogarniałam kurz i dym aby w końcu móc coś zobaczyć.
Wielki zwierz jakby ogarnięty wściekłością wciąż rzucał się jakby w agonii. Podbiegłam do niego, a on nagle jakby się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-Ty jesteś następnym człowiekiem pragnącym mnie uwięzić nie pytając o zdanie co?- usłyszałam nagle w moje głowie. Podeszłam bliżej aby móc mu odpowiedzieć.
-Nie ja nie zamierzam cię zamknąć!- krzyknęłam głośno. Wzrok białego smoka była zimny. 
-Jeśli nie to dlaczego wciąż przybywacie by zamknąć tę oto klatkę i mnie w niej- usłyszałam znów w mej głowie.
-Pozwól mi zatem zapytać czemu jesteś tu więziony?- oddychałam coraz ciężej. Nie wiedziałam skąd to uczucie, ale czułam, że coś jest nie tak.
-Odebrali mi moje dzieci, odebrali je wszystkie i nie chcą oddać!- krzyk tego smoka odbił się echem w mojej głowie sprawiając mi tym ból.
Nagle zobaczyłam Yumir'e ojca Yu, jak biegł w stronę białego Smoka wraz z jakimiś łysymi ludźmi.
Czyżby to byli ci ze świątyni? Zastanowiłam się przez chwilę.
-Ageho!- krzyk Yu był niewyraźny, ale usłyszałam go z daleka. Zobaczyłam jak biegł w moją stronę.
Odwróciłam się w stronę Yumir'y. Zobaczyłam jak posłał w stronę smoka jakąś formę energii, ale smok tylko machnął łapą i znikło. Jednocześnie zamachnął się drugą jakby chciał ich odrzucić uderzając ich tą łapą.
Nie zwracając uwagi na wołającego mnie Yu, pobiegłam aby uratować Yumir'e od pewnej śmierci.
-Shisoessam- wyszeptałam i przyspieszyłam. Gdy w końcu znalazłam się pomiędzy łapą smoka i ludźmi.
-Gehhhhhsatassso!- krzyknęłam i czas jakby zwolnił. Ja stanęłam rozkładając ręce jakby w geście obrony, a łapa smoka wolno przebiła moje ciało. Widziałam to tak jakby działo się krok po kroku. Plunęłam krwią jednak zatrzymałam łapę tego smoka przed atakiem.
-Ageho nieeee!- krzyk Yu jakby mnie obudził z tego wolnego tempa. Obejrzałam się.
-Heh... Yu przepraszam khe khe khe... nie wiedziałam, że to się nie uda khe khe khe pozwólcie jej być wolnym ona chce jedynie swoje dzieci khe khe khe pozwólcie jej na to aby je odzyskała to wszystko- starałam się mówic wyraźnie, ale krew mi raczej nie pomagała w dodatku ciężko oddychałam.
Czułam się coraz bardziej ospała jakbym miała tylko zasnąć. widziałam jak Yu krzyczy, ale już go nie słyszałam. Wciąż trzymałam łapę smoka aby nie atakował.
Nagle usłyszałam jego głos:
-Jesteś niezwykła nikt inny by tak nie postąpił wierz mi, ale mam nadzieję, że tam gdzie trafisz będziesz  szczęśliwa....- już nic do mnie nie docierało, ale chciałam choć powiedzieć coś Yu.
Spojrzałam w jego załzawione oczy i ból jaki w nich emanował.
-Yu wiesz co dziękuje ci i przepraszam, że nie dotrzymam słowa- łzy spływały też po mojej twarzy.
-Proszę pozwól mi ujrzeć twój uśmiech- spojrzałam błagalnie.
Widziałam jak łzy na jego twarzy błyszczały w świetle iskierek pojawiających się przy mojej ranie. Wiedziałam, że ten raz już mi nie pomogą. 
Zobaczyłam go. Uśmiech Yu. Jedyny w swoim rodzaju uśmiech ukochanego faceta, w którym się zakochałam.
Tez się uśmiechnęłam z miłością by po chwili poczuć jak smok podnosi swoją łapę i zabiera mnie do siebie.
Ujrzałam jak Yu mówił wciąż te same słowa i mimo, że ich nie słyszałam to wiedziałam co mówił.
KOCHAM CIĘ

*********************
wiem zabijecie mnie za ten rozdział ale mimo wszystko wierzę, że wybaczycie mi to ponieważ to jeszcze nie koniec:D
czekajcie na następny rozdział
kocham was
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*

czwartek, 8 listopada 2012

10. Obudzona ze snu jak oderwana z życia...

Stałam na balkonie i spoglądałam na ten bajkowy widok. Piękne kolorowe dachy budynków wyglądały jak mozaika ze szkła.
Czułam się taka spokojna. Szczerze nawet nie śniłam, że kiedyś trafię do tego kraju gdyż nie każdemu można tu wejść. To jest zamknięty kraj. Ludzie są tutaj zbyt nieufna dla obcych. Jednakże jak się zaprzyjaźniają to całkowicie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie ludzi jakich spotkałam podczas wspólnych spacerów z Yu.
Nagle ktos przytulił mnie i pocałował w policzek.
-I jak tam kochanie?- usłyszałam Yu tuż przy uchu.
-U mnie dobrze i jakoś tak czuję się spokojnie- odpowiedziałam jawnie kłamiąc. To nie prawda, że u mnie dobrze nawet jeśli czułam spokój to jednak z każdym dniem byłam coraz słabsza.
Jakoś udawało mi się to ukrywać przed innymi choć przed Yu było najciężej.
W końcu był mi bardzo bliski. Każdego dnia poznawaliśmy się, kłucilismy, śmialiśmy, wspominaliśmy czasem planowaliśmy gdy nam się zapomniało. Potem tylko zwyczajnie się przytulaliśmy i spoglądaliśmy na niebo.
Jakoś tak czułam gdzieś w środku, że nam pisane było sie spotkać, że mieliśmy być razem i jakbyśmy znali się już wcześniej zanim w ogóle go poznałam.
Choć to niemożliwe.
-Masz ochotę na ciasto?- usłyszałam mamę jak wchodząc do pokoju podniosła tacę z ciastem. Świetnie się tu zadomowiła wraz z tatą. Zaśmiałam się z tej sytuacji. Mama i tata przezywali jakby drugą młodość tak mi się zdaje ponieważ jak ich razem widywałam to gruchali jak gołąbeczki. Zachichotałam ponieważ nie mogłam wytrzymać.
-Z czego się śmiejesz głupia- mama mnie skarciła.
-A bo jakoś tak przypomniałam sobie ciebie i tatę jak gruchaliście i no po prostu nie mogłam- zaśmiewałam się jak głupek. Yu tylko na mnie spojrzał z uśmiechem zrozumienia.
nie pozwól...brama... zamknąć... nie pozwól...
Nagle w mojej głowie znów rozbrzmiały te słowa, a przed oczami ukazał się ten chłopak. Stał jakby w oddaleniu i machał rękoma jakby ostrzegając przed czymś.
Chciałam w końcu uwolnić się od tych wizji.
-To jak wychodzimy dziś gdzieś?- zapytałam żeby oderwać się od wizji chłopaka wołającego do mnie.
-Jasne, a gdzie chcesz dzisiaj iść?- zapytał Yu spoglądając na mnie z miłością w oczach.
-Wszędzie- odpowiedziałam tylko. Złapał mnie za rękę i wyciągnął na dwór.
Chodziliśmy po mieście. Odwiedzaliśmy różne kramy z ciekawymi rzeczami, jedzeniem lub biżuterią. 
Śmialiśmy się i zajadaliśmy ciepłymi bułeczkami. 
Nagle poczułam zimny podmuch wiatru. To było takie przerażające zimno.
Spojrzałam szybko na Yu, ale on jakby niczego nie czuł.
Najwyraźniej tylko ja to byłam w stanie przezyć, a reszta jakby tego nie widziała.
Rozejrzałam się po twarzach ludzi i zobaczyłam ich uśmiechnięte twarze oraz słyszałam śmiech i rozmowy. Krzyki dzieciaków biegających po placu mieszał się z śpiewem ptaków. Spojrzałam w góre i zobaczyłam Shiro. Kruk swobodnie latał po niebie. 
W końcu nastąpiło to czego się obawiałam. Wielki wstrząs poruszył ziemią. 
Ludzie w panice zaczęli uciekać od zapadających się budynków. Wszyscy biegli w stronę pól aby tylko uniknąć gruzów spadających im na głowy. Dzieciaki przerażone płakały lub wołały rodziców.
-Yuuuu biegnij do domu sprawdź co z resztą, a ja muszę im pomóc!- krzyknęłam do niego on tylko skinął głową i pobiegł.
Nie wiedziałam, że to wszystko potoczy się tak szybko.
Biegłam jak szalona w stronę skąd pochodziły wstrząsy. Biegłam i biegłam po drodze się czasem zatrzymując by za pomoca cytonu pomóc niektórym dzieciakom lub osobom starszym,  które nie zdołały się uratować na czas.
Biegłam i łzy spływały mi po twarzy.
Mogłam tego uniknąć, cholera jasna mogłam, ale tak się bałam, że mam mało czasu dlaczego wcześniej nie zwróciłam uwagi na znaki?! Łajałam się w myślach za swoją głupotę. Biegłam nie przerwanie w stronę gdzie wiedziałam już od tej chwili, dokładnie w tym momencie, że czeka mnie koniec.
Co mnie spotka i jaki on będzie, nie wiedziałam. Czułam strach, ból, smutek.
Błagam niech mnie ktos zatrzyma ja naprawdę nie chcę...

***********************
hej hej kochane duszki oto następny rozdział mam nadzieję że nie zanudzam:D
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*...

poniedziałek, 5 listopada 2012

info info info...

mianowicie kecem tylkopowiadomic o innym blogu ja go nie pisze i nie wymyślam ja go tylko przepisuje na pewną prośbę kogoś dla mnie ważnego... mam nadzieję, że wam się spodoba.....
obyście mogli go chociaż raz skomentowac to osoba, która ją wymyśliła i mi przekazała, zapewne się ucieszy...
buziaki dobre duszki::*:*:*:*:*:*
zapraszam: http://smak-zielonej-herbaty.blogspot.com/

środa, 24 października 2012

14.MAŁY BONUSIK:D

 DOZWOLONE OD LAT 18-stu wchodzisz na wlasna odpowiedzialnosc.
Powiadamiam ze ten rozdzial jest bonusikiem zwiazanym z moja poprzednia historia i ze to jest tylko dlatego iz MISIEK mnie prosila
zaznaczam ze jest to ostor hentai'owe więc ostrzegam, że nie jst dla dzieci. Zastrzegam sobie prawo do zrzeczenia się od odpowiedzialności z a treść czytaną przez niepełnoletnich.
Więc prosże zastanwoć się nad tym czy chcecie to czytać czy nie ponieważ to rodzice biorą za to odpowiedzialność:D
Buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
---------------------------
Stałam tak i spoglądałam na twarz dziadka na zdjęciach z ostatnich naszych wspólnych wakacji.
Były trzy lata temu. Teraz mam 25 lat i jestem pełnoprawną właścicielką całego imperium.
Ech... Szkoda tylko że właśnie teraz muszę siedzieć za biurkiem obładowana papierzyskami jak jakiś wielbłąd.
-Kurcze no niech ktoś weźmie te robotę za mnie wykona!- krzyknęłam do nieznanych sił.
Wstałam i podrapałam się po głowie. Miałam dzisiaj skończyć przeglądać, podpisać, przerzucić te wszystkie dane do kompa i jeszcze nie mam czasu na kawę ponieważ zaraz muszę wychodzić. Spotkanie, \bankiet potem jeszcze biznesowa kolacja wraz z kilkoma innymi współpracownikami.
Zaś w tygodniu mam wyjazd do jednej z filii mojej firmy.
Czy ja nie mam własnego życia??!! Złapałam się za głowę i zaczęłam kombinować jakby to wszystko rozłożyć na innych. Musze w końcu mieć czas dla siebie bo zwariuję. Odkąd zostałam prezesem nie miałam ani jednego dnia wolnego nie licząc niektórych niedziel, które praktycznie przesypiałam.
Nagle usłyszałam dzwonek interkomu.
-Tak Suzan?- zapytałam gdy usiadłam spowrotem na fotel.
-Pani prezes chodzi o to iż ma pani niespodziewanego gościa i on stwierdził iz go pani zna- powiedziała dość niepewnie Suzan.
-Nie rozumiem za bardzo co masz przez to na myśli, ale niech się przedstawi chociaż ponieważ ja nie mam czasu żeby przyjmować kogoś bez zapowiedzi- odpowiedziałam zmęczonym głosem.
-Podaje jego nazwisko panie prezes, a nazywa się Shi Tai- gdy usłyszałam to nazwisko i imię aż się we mnie w środku coś zakręciło.
Ile to już lat minęło?? osiem czy dziewięć? sama nie wiem, ale wiem jedno Tai często był przeze mnie widywany ale na okładkach różnych magazynów lub w reklamach. Grał też w kilku filmach. Nie spotkaliśmy się ani razu osobiście od dnia na stacji gdzie wsiadłam do pociągu i odjechałam.
Ja wtedy rzeczywiście wrzuciłam ten list. Nie pojechaliśmy jednak do domu w stolicy lecz na drugi koniec kraju.
Zamieszkaliśmy tam i już nigdy więcej nie musiałam zmieniać szkoły. Studia zaś zaliczyłam za granicą.
Dziwne, że to właśnie Tai chce się ze mną spotkać.
-Wpuść go i nie łącz mnie z żądnymi telefonami jakby mnie nie było jasne- powiedziałam szybko i stanowczo.
-Tak jest pani prezes- odpowiedziała przestraszona Suzan. Po chwili przez drzwi wszedł wysoki mężczyzna.
Jego uśmiechnięta twarz mogłaby przyprawić o zawał serca, ponieważ był niezwykle przystojnym facetem.
Spojrzałam na te jego uchahaną twarzyczkę i pomyślałam, że w tej chwili mogłabym mu ja obić. Był zbyt śliczny.
Podeszłam do niego wyciągając rękę aby go przywitać, ale on nagle złapał mnie w uścisku.
-Nami-chan jakże się cieszę iż ciebie widzę- powiedział gdy w końcu udało mi się uwolnić z jego mocnego uścisku.
-Ty to zaskakujesz mnie że sama nie wiem jak mam się przy tobie zachowywać- powiedziałam uśmiechając się jak zwykle.
-Ech Nami powinnaś przestać tak się uśmiechać bo czuję się jakbym przyszedł na jakąś rozmowę o pracę- powiedział siadając przy moim biurku.
-A więc powiedz co cię do mnie sprowadza- stałam wciąż w tym samym miejscu.
-Znalazł cię i dobrze wiesz z jakiego powodu więc nie muszę ci tego tłumaczyć- spojrzał na mnie bez wyrazu.
-Jak mu się to udało przecież nie miał pojęcia nawet jak teraz wyglądam ani jak się nazywam- odpowiedziałam spokojnie choć w środku aż szalałam z nerwów.
-Nie musiał wystarczył mu tylko twój włos- 
-Cholercia zapomniałam o tym jednym szczególe, ale wiesz prędzej czy później doszło by do tego spotkania więc już i tak nie mam po co uciekać- złożyłam ręce.
-Spokojnie wiem gdzie on teraz jest, ale pytanie czy ty się chcesz z nim zobaczyć to mimo wszystko jest ktoś kogo pokochałaś prawda?- zadziorny uśmieszek na jego twarzy przypomniał mi o starych czasach.
-Nie mam innego wyjścia wiesz?- 
-Wiem, ale zawsze możesz odmówić mimo okoliczności-
-Wiem mimo to nie odmawiam możesz mu spokojnie powiedzieć aby przyszedł nawet nie muszę dzwonić- od samego początku jak tylko tutaj wszedł czułam, że o to mu chodziło. Od samego początku tego spotkania chodziło tylko o uzyskanie informacji czy jestem gotowa na spotkanie z Ryu. 
-Dobrze zatem pozwól, że już cię opuszczę ponieważ mam pracę, a i jeszcze jedno Nami chciałbym abyś wiedziała, że on się bardzo zmienił po tym jak ty zostawiłaś mu władzę w rękach- stanął przy drzwiach jakby się nad czymś zastanawiając.
-Wiesz zawsze chciałem zadać ci to pytanie-
-Jakie?-
-Skąd wiedziałaś o tej całej sprawie przecież miałaś wtedy zaledwie 7 lat?-
-Widzisz moja matka nigdy nie umiała trzymać języka za zębami gdy mnie biła- odpowiedziałam patrząc na niego z ukrywanym bólem. Chyba jednak nie udało mi się tego zbyt dobrze zamaskować ponieważ Tai podszedł do mnie i pocałował mnie w głowę.
-Dzięki- powiedziałam cicho. On tylko się uśmiechnął i wyszedł.
Usiadłam przy biurku i spojrzałam na papiery jakie wciąż czekały. 
-Kurde wiedziałam choć nie chciałam aby to się stało w ogóle- powiedziałam cicho do siebie.
Wieczór nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Puściłam biedną Suzan do domu i zostałam w firmie sama. No może jeszcze ochrona ale to nieważne. Siedziałam spokojnie i odwalałam robotę by w końcu uwolnić się od biurokracji gdy nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Nie podniosłam głowy. Nie musiałam. Wszędzie rozpoznam te aurę. Wciąż jednak nie podnosiłam głowy. W końcu moja praca była w tej chwili najważniejsza.
-Jeśli chcesz jest i kawa i herbata tam w rogu- wskazałam palcem i dalej pisałam oraz uzupełniałam papiery.
Usłyszałam szczęk kubka i lanej cieczy. Po chwili też słyszałam jak usiadł na kanapie. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie wolno mi było pokazać jak bardzo jestem zdenerwowana jego obecnością.
Siedziałam tak na papierami wciąż dopóki nie skończyłam a ostatnimi papierami. 
-W końcu- rozciągnęłam się i spojrzałam na właśnie stawiany mi kubek herbaty.
-Dziękuje ratujesz moje skołatane nerwy- podniosłam go do ust i popiłam ciepły napar.
-Jak widzę ciągle zajęta- powiedział cicho stojąc wciąż obok mnie.
-Taaa, niestety samemu nie da rady mieć wolnego nawet na chwile- odpowiedziałam.
Mogłam wyglądać na zrelaksowaną, ale w środku czułam napięcie.
Wiedziałam dlaczego przyszedł mimo to zapytałam.
-Co cie do mnie sprowadza?-
-Sama dobrze wiesz i nie musisz pytać- jego głos był zimny i taki przyciągający.
Wstałam i podeszłam do kanapy. Usiadłam i spojrzałam na niego znad okularów. Wyglądał bosko jednym słowem. Wysoki o jasnej cerze i czarnych włosach oraz ciemnych oczach, w którym widziałam lód.
Wiedziałam jak bardzo wpłynęła na niego moja decyzja o odejściu oraz pozostawieniu mu władzy.
Dlaczego jednak tak bardzo pragnął mnie odnaleźć przecież wiedział, że jak zostanę to mu nic nie przypadnie nawet jeślibyśmy się pobrali.
Tak bardzo chciałam wierzyć, że jest tu z powodu pamięci o naszych uczuciach, ale wiedziałam, że to nie to.
przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy i wymienialiśmy się swoimi myślami.
Takie dość dziwne to moje spostrzeżenie, ale tak to odczułam.
Podszedł powoli i pochylił nade mną. Wciąż spoglądał mi w oczy jak by nie chciał abym się odwróciła.
Czułam jak zamrożona tym jego lodowatym wzrokiem. Czułam też przyciąganie ku jego osobie.
Nie wiedziałam co planuje, ale tego co zrobił w ogóle nie brałam pod uwagę.
Pocałował mnie mocno i namiętnie wręcz brutalnie. Czułam jak jego zęby kąsają moje wargi. 
Nie byłam się w stanie poruszać przez pasję jaką czułam w tym pocałunku. Pożądanie ogarnęło nagle całe moje ciało. Nie chciałam tego, a jednocześnie pragnęłam więcej i więcej. Podciągnął mnie i począł całować coraz mocniej i brutalniej. Czułam delikatny posmak krwi, ale się tym nie przejęłam. Nie byłam w stanie myśleć ponieważ pożądanie ogarnęło także mój umysł.
Czułam jak powoli rozpina guziki mojej koszuli, a ja zaczęłam ściągać z niego płaszcz. 
Rozbieraliśmy się powoli całując się namiętnie i dotykając każdego nowo odkrytego skrawka ciała.
Szczerze mówiąc to ja nadal byłam dziewicą. Wiem śmiesznie to brzmi, ale nigdy nie spotkałam nikogo kto mógłby mi zastąpić Ryu.
Nie byłam także w żadnym związku dłużej niż kilka miesięcy. Jednak nigdy nie doszło do niczego więcej niż pocałunki lub przypadkowe przytulenie.
Bałam się? Nie chciałam? Sama nie wiedziałam do tej chwili. Ja chciałam to przeżyć właśnie z tym facetem.
Czułam jego gorące usta na moich piersiach. Bawił się nimi lekko przygniatał i kąsał nabrzmiałe sutki.
Jego język wędrował powoli po moim ciele. Nagle opadliśmy na kanapę. On już tylko w samych spodniach i ja w bieliźnie. Leżeliśmy tak i całowaliśmy się z pasją i brutalnością dzikich zwierząt.
Czułam jak jego penis nabrzmiał i ocierał się o moje udo. Gorąco ogarniało moje ciało i czułam wilgotność w dolnej części mojego ciała. Podniecona czekałam na więcej. Język Ryu wędrował po moim brzuchu.
Nagle poczułam jego palec na mojej myszce. Zaczął mnie pieścić sprawiając mi przy tym ogrom przyjemności. Czułam jak jego palec wszedł we mnie. Kręcił nimi sprawiał, że podniecałam się coraz bardziej. Pożądanie graniczyło wręcz z odlotem.
Chciałam więcej. W końcu jego język dotarł do mojej myszki począł mnie pieścić nim aż mało co nie szczytowałam, ale nagle się odsunął. Powoli ułożył mnie wygodnie i wszedł we mnie nagle. Poczułam krótki i ostry ból. Syknęłam cicho lekko się przy tym spinając. Poczułam jak Ryu przestał się ruszać i zaczął mnie całować i pieścić na całym moim ciele. W końcu się rozluźniłam i mógł poruszać się dalej. Jego ruchy były gwałtowne i szybkie, ale sprawiały mi tyle przyjemności. Nagle poczułam jak coś mnie ogarnia. Jakbym miała zaraz odlecieć. Drgawki ogarnęły moje ciało i czułam jak rozkosz rozpływa się po całym moim ciele. 
Nagle ta rozkosz sięgnęła zenitu. Krzyknęłam głośno by po chwili poczuć jak Ryu sam doszedł i położył się na mnie. To było dziwne. Dlaczego nie protestowałam? Sama nie wiem, ale to była najlepsza rzecz pod słońcem jaka mi się przydarzyła.
Ryu przytulił mnie do siebie mocno.
-Właściwie to przyszedłem do ciebie po coś zupełnie innego, ale nie mogłem wytrzymać tego twojego relaksu rysującego się na twarzy jakbyś w ogóle się niczym nie przejmowała- wyszeptał mi wprost do ucha.
-Wiem po co tu jesteś, ale rzeczywiście sama się tego nie spodziewałam- odpowiedziałam również szeptem.
-Widzisz chciałem abyś oficjalnie zrzekła się prawa do władzy i jednocześnie zgodziła się ze mną wrócić- dodała po chwili.
Wrócić?! Ja?! Ale po co? Przecież i tak nie jestem tam potrzebna.
-Powiedz mi po co mam tam wrócić?- zapytałam niepewnym głosem.
-Chciałem cie tylko dla siebie i żebyś zgodziła się być moją żoną dlatego-odpowiedział podnosząc się lekko i patrząc mi poważnym wzrokiem w oczy.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Poważnie byłam tym wyznaniem tak zaskoczona, że nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Spoglądałam na jego twarz, w jego oczy i w ogóle, by się upewnić, że nie żartował. Był śmiertelnie poważny. 
-Czy..to znaczy... masz na myśli, że właśnie mi się oświadczasz?- język mi się trochę plątał, ale w końcu to wykrztusiłam.
-Tak właściwie to tak proponuje ci małżeństwo- odpowiedział spokojnym i poważnym głosem.
Nigdy nie byłam takk szczęśliwa jak w tym momencie. Poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. 
-Co się stało?- zapytał gdy je zobaczył.
-Nie to nic złego po prostu jestem szczęśliwa ponieważ nigdy nie myślałam, że dojdzie do tego iż poprosisz mnie o rękę raczej myślałam, że będziesz chciał tylko mojej rezygnacji i w ogóle się potem nie będziesz ze mną kontaktował- mówiłam a łzy same jakoś spłynęły i po policzkach.
-Wiesz przypuszczalnie tak to by właśnie było, ale miałem od groma czasu gdy ty odeszłaś i myślałem nad tym dlaczego niczego mi nie wyjaśniłaś jak na przykład, że odzyskałaś pamięć oraz fakt iż o wszystkim wiedziałaś co sprawiło iż zrezygnowałaś zostawiając mi w rękach całą władze- powoli się podniósł i usiadł. Ja też usiadłam ubierając przy tym koszulę i poprawiając rozwalone włosy.
-Wiesz od tamtego dnia na stacji, gdy zrozumiałem to co mi chciałaś przeakazać poprzez pocałunek, byłem wściekły stałem tam patrząc jak odjeżdżasz i czekałam, że nagle jednak wyskoczysz z pociągu i wrócisz do mnie, ja czekałem Nana, ja wciąż czekałem na ciebie, na twój powrót, na znak od ciebie, ale ty nigdy się nie odezwałaś, nie wróciłaś. Udawało ci się ukrywać dość długi czas az pewnego dnia zobaczyłem ciebie idącą właśnie do tego budynku. To był totalny przypadek ponieważ byłem tutaj tylko i wyłącznie w swoich sprawach biznesowych, a ty pojawiłaś się znikąd jakbyś od zawsze tu była. Poczułem frustracje, że szłaś uśmiechnięta i zadowolona z życia. Obserwowałem cie tak kilka tygodni. W końcu poprosiłem Tai'a o pomoc, by on pierwszy do ciebie przyszedł- przerwałam mu.
-Tak wiedziałam od samego początku, że o ciebie chodziło gdy tu wszedł ponieważ ty i Tai zawsze trzymaliście się razem mimo wszystko- podrapałam się po głowie.
-Tak to prawda, ale żadne z nas nie odeszło  stamtąd wszyscy wracają nieważne gdzie i na jak długo zawsze wracają- powiedział łapiąc mnie za rękę.
-Więc jaka jest twoja odpowiedź odnośnie mojej propozycji?- spojrzał na mnie tak poważnie. Dotknęłam jego twarzy i pogłaskałam delikatnie po policzku.
-Wiesz zawsze zastanawiało mnie jedno dlaczego ja?-
-Teraz zadajesz mi takie pytanie?-
-Mhm- pokiwałam głową.
-No dobra ponieważ wyrwałaś mnie, nie nas wszystkich z tego więzienia jakim były nasze rodziny i nasz status ponieważ sprawiałaś, że byliśmy szczęśliwi, że ja byłem szczęśliwy, gdy tamtego dnia wróciłaś już do domu po tym naszym udawanym ślubie wszyscy postanowiliśmy, że zostaniesz z nami, a ja, że ożenię się z tobą w przyszłości, ale nikt nie przypuszczał iż to wszystko tak się potoczy- powiedział to cichym odrobinę drżącym głosem.
Wiedziałam co w tym momencie myślał i czuł.
-Wiesz moja odpowiedź jest bardziej niż oczywista zwłaszcza po tym co się przed chwilką stało- powiedziałam to i lekko się zaczerwieniłam.
-Poważnie?- był zdziwiony i jednocześnie szczęśliwy wyglądał jak dziecko które dostało wymarzoną zabawkę. Był to zabawny widok.
-Właśnie czy ty aby nie byłaś no wiesz..- nie był w stanie dokończyć, ale pokiwałam głową na potwierdzenie jego przypuszczeń.
-No to nieźle się musiałem zbłaźnić co- pochylił głowę i zasłonił ją dłońmi jakby chciał ukryć przede mną wstyd jaki poczuł.
-Nie martw się tym jakby było źle to raczej byłabym wściekła prawda- pogłaskałam go po głowie, a on spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach. Jego wzrok też się zmienił był ciepły i kojący. Przytuliłam go do siebie.
-Wyjdę za ciebie Ryu za nikogo innego nie byłabym w stanie tylko za ciebie- wyszeptałam mu do ucha.
Spojrzał na mnie i pocałował delikatnie aczkolwiek namiętnie.
To było najpiekniejsze zdarzenie w całym moim życiu.


****************************************
a więc MIŚKU masz swoje zakończenie.
powiedz mi co o nim sądzisz oraz zastrzegam że więcej już nie napisze nic do tej historii.
Buziaki:*:*:*:*:*:*...







poniedziałek, 15 października 2012

9. Proste życie czy zwykły sen?...

Siedziałam tak na swoim łóżku i wpatrywałam się w Yu. On też siedział i wpatrywał się we mnie.
Właśnie oznajmił mi, że zostaje tu z własnej woli i jego ojciec nic na to nie poradzi. Nie obchodzi go, że jego ojciec się nie zgadzał. On chciał być ze mną póki jeszcze może.
Moje serce skakało ze szczęścia. Twarz nie wyrażała nic.
-Jesteś pewny, że dobrze robisz?- zapytałam niepewnie.
-Tak jak najbardziej- przysunął się bliżej mnie. Teraz całe poddasze jest moje ponieważ Mari i Nanami  zamieszkały u swoich nowych rodzin. Więc byliśmy sami. Czułam się trochę zdenerwowana, gdy się zorientowałam, że jestem z nim sama. Yu przysunął się do mnie jeszcze bliżej tak, że nasze ramiona się stykały. Czułam ciepło od jego ciała. Zapach jaki mu towarzyszył wprawiał moje ciało w delikatny dreszcz.
Czułam się dziwnie, a zarazem dobrze. Jego oczy sprawiały, że moje serce szalało w galopie. Czy to możliwe jest abyśmy byli razem szczęśliwi?
To i wiele różnych pytań przeleciało mi przez głowę, gdy tak spoglądaliśmy sobie w oczy. Nasze czoła stykały się, a nasze oczy wciąż wpatrywały się w siebie.
-Dobrze robimy prawda?-
-Tak i wesz dlaczego-
-Tak wiem, ale to dość trudne-
-Rozumiem to doskonale-
-Zostajesz ze mna ponieważ ci zależy, a ja też bardzo tego pragnę-
-Wiem o tym i wiedziałem od początku, a więc mogę cię pocałować?-
-Mhm-
Połączył nasze usta w gorącym pocałunku. Zatracałam się w tym słodkim tańcu naszych języków.
Niesamowite gorące dreszcze przebiegały i po plecach. Yu w pewnym momencie objął mnie i przytulił mocno do siebie wciąż nie przerywając pocałunku.
Czułam sie jak w niebie. Jakbym wznosiła się ponad chmurami. Szczęśliwa, że Yu jest ze mną mimo wszelkich przeciwności.
Nagle poczułam jak ręka Yu zawędrowała na mój odsłonięty brzuch. W końcu ubrana byłam jedynie cienką koszulkę z zapięciem na wysokości piersi. Dziwne to było uczucie. Gorąco mi się zrobiło. Dotykał mnie palcami po brzuchu by po chwili zawędrować wyżej ku moim piersiom. Czułam gorąco w miejscach gdzie mnie dotykał. Nie byłam w stanie mu przerwać ponieważ chciałam więcej tych pieszczot. Sama zas  wplotłam dłoń w jego włosy nie przerywając tego namiętnego pocałunku. Yu odpiał jedyny guzik i odrywając swoje usta od moich począł całować moje piersi. Zaczęłam szybciej oddychać gdy nagle usłyszałam kroki na schodkach.
-Ageha skarbie jesteś w stanie zejść na dół i zjeść z nami przy stole?- usłyszałam pytanie mamy.
Trafiła w dobry moment. A nuż stało by się coś nie odwracalnego.
Spojrzałam na Yu i wstałam ubierając się. Zeszliśmy razem i usiedliśmy przy stole wraz z moja mamą i tatą.
-A więc jakie teraz macie plany?- zapytał ojciec surowym tonem spoglądając na Yu i na mnie.
-Zamierzam się ożenić z Agehą i zostać tu z wami- powiedział. Pod stołem trzymał moją rękę.
-To oczywiste, ale co z twoimi rodzicami czy aprobują ten związek?- ojciec był nie ugięty.
-Kiedy powiedziałem ojcu iż zamierzam się ożenić z Agehą nie miał nic przeciwko, a wręcz był szczęśliwy iż w końcu zamierzam się ustatkować- Yu odpowiedział zgodnie z prawdą. Czułam iż nie kłamie. Dlaczego jednak nie powiedział nic więcej na ten temat? Ponieważ wiedział iż mój ojciec nie zgodzi się na jego pozostanie tutaj jeśli ojciec Yu się na to nie zgadza.
-Dobrze, dobrze, a więc zamierzacie zamieszkać we własnym domu czy zostaniecie z nami w tej chacie?- zapytała mama.
-Ja już zdecydowałam, że zostaje z wami, a Yu stwierdził iż nie ma nic przeciwko i mu pasuje też tu mieszkać- powiedziałam uśmiechając się do mamy w podzięce za lekką zmianę kierunku rozmowy.
Yu tylko kiwał głową, że to prawda.
Rodzice uśmiechnęli się do siebie, a potem do nas.
-Teraz tylko trzeba wam ślub wyprawić i poddasze przygotować- powiedział ojciec zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wiedział, że któremuś z dzieci zostawi ten dom, ale nie wiedział komu.
Gdy sami podjęliśmy decyzję iż pozostajemy wraz z moimi rodzicami można by rzec iż zdjęłam mu z barków te decyzję.
Jakie to proste i nie wielkie problemy spotykają mnie odkąd wróciłam do domu. Nawet fakt iż Yu postanowił ze mną zostać mimo sprzeciwu ojca.
Zjedliśmy kolację.
-A więc skoro jesteście już sobie przyobiecani to możecie już razem mieszkac na poddaszu- usłyszałam od ojca, a matka zgodziła się z jego słowami. Spojrzałam na nich zdziwiona.
-A nie uważacie, że to trochę za szybko?-
-Właściwie to nie ponieważ wy tez szybko weźmiecie ślub prawda? Nie zamierzacie czekać?- ojciec spojrzał na nas z groźną miną.
-Oczywiście, że nie mamy zamiaru czekać weźmiemy ślub tak szybko jak to będzie możliwe- powiedział Yu aby uspokoić mojego ojca.
Ucieszyłam się na te słowa.
Weszliśmy więc razem na poddasze i usiedliśmy na łóżku.
-Powiedz Yu macie jakieś specjalne rytuały towarzyszące wam przy zaślubinach?- zapytałam od niechcenia.
-Tak ponieważ smoczy ludzie posiadają energię jak ci wasi "posiadający" mamy taki ważny moment, że pomocą energii łączymy nasze splecione dłonie i wypowiadamy słowa przysięgi w pradawnym języku- spojrzałam na niego i zobaczyłam jak powoli ściągał z siebie ubrania.
Zobaczyłam jego sylwetkę w świetle lampy. Wyrzeźbione ciało o ciemnej karnacji i bez grama tłuszczu. Pociągający widok. Poczułam lekkie zawstydzenie więc odwróciłam głowę by na niego  nie patrzeć.
Czy to możliwe, że on będzie chciał coś więcej niż tylko pójście spać?
A może ja powinnam mu powiedzieć, że nie jestem jeszcze gotowa na taki krok?
Nie wiedziałam co mam zrobić, gdy nagle zorientowałam się, że Yu śpi. Śpi obok mnie i tak jakoś bez słowa na dobranoc.
Pomyślałam w tym momencie, że szkoda iż nic nie zrobił. Szkoda?? Chyba mi odbiło.
Położyłam się obok i wtuliłam w jego ciepłe ramiona. Poczułam jak mnie do siebie przyciąga.
Uśmiechnęłam się mimo wolnie.
W końcu zasnęłam.
W ciągu kilku dni udało nam się załatwić wszystko i wzięliśmy skromny ślub. Oczywiście rodzinka była szczęśliwa. Ja zresztą też, a Yu w trakcie składania przysięgi połączył nasze dłonie za pomocą energii.
Było cudownie.
Wciąż jednak dręczyły mnie myśli, że to jest tylko zwykły sen i że skończy się dla mnie szybciej niż myślę.
Jednak jak narazie było dobrze.
Wieczorem zaraz p zaślubinach i skromnym przyjęciu tylko dla rodzinki poszliśmy w końcu na strych. Ujrzałam ogromne zmiany. Wszystko tu było urządzone specjalnie dla nas.
Yu powiedział mi, że w tajemnicy przede mną zrobił to wraz ojcem.
-Kochanie pozwól więc zatem, że wniosę cie do naszego nowego miejsca- wziął mnie na ręce i wniósł przez próg.
Dziwnie się poczułam z tym jego "kochanie", ale pewnie się przyzwyczaje. Zaczynałam miec wątpliwości ponieważ według mnie to wszystko dzieje się za szybko choć to zapewne tez dobrze skoro zostało mi tak niewiele czasu.
Położył mnie na łóżku i spojrzał z uśmiechem w moje oczy.
-Wiedziałem od początku, że to właśnie ciebie powinienem był pokochać- powiedział cicho.
-Ja też miałam coś podobnego- odpowiedziałam także szeptem.
To prawda  ponieważ miałam silne uczucie iż go znam i już wcześniej było wiadome iż jesteśmy dla siebie. Coś nas łączyło.
Jego ręce znalazły się na moim brzuchu. Delikatnie głaskał go ponieważ wiedział jak bardzo mimo wszystko się boje. Po chwili zaczął rozpinac guziki. Leżałam tak i wciąż na niego patrzyłam. Nie musiałam się bać. Nie musiałam mu odmawiać i nie musiałam już uciekać.
W końcu i ja mogłam zaznać szczęścia.
Wciąż jednak jak cień tlił się w mojej głowie obraz tego pokoju i lekarza.
W ciągu tych kilku dni raz mi się zdarzyło, że znów się tam znalazłam. To była chwila, ale słyszałam cichy szept tej dziewczyny obym się w końcu obudziła i nie opuszczała jej znowu.
Czułam żal w tamtej chwili, ale wróciłam jeśli tak to można ująć, do tego świata.
Obudziłam się następnego ranka tuż o świcie. Pierwsze promienie słońca delikatnie łaskotały moją twarz. Spojrzałam w bok i ujrzałam śpiąca twarz Yu. Lekko się zarumieniłam gdy przypomniałam sobie poprzednią noc. Zrobiliśmy sporo sprośnych rzeczy.
Zachichotałam cicho aby go nie obudzić.
Co się ze mną dzieję? Ostatnio stałam się łagodna i jakaś taka zbyt dziewczęca.
Powinnam była nie zapominać się aż tak. Mimo wszystko czujność została.
Wstałam delikatnie i ubrałam się normalne codzienne ciuchy. Postanowiłam, że jak zrobię śniadanie to wtedy dopiero go obudzę. Zeszłam po schodach i zobaczyłam mamę jak krzątała się już przy piecu.
-Cześć mamo- przytuliłam się do niej po czym usiadłam przy stole.
-Cześć skarbie i jak tam po nocy?- zapytała z tym swoim uśmieszkiem.
-Mamo weź no- zaczerwieniłam się.
-To najnormalniejsza rzecz pod słońcem więc się tak panienko nie kryguj- odpowiedziała odwrócona.
Specjalnie mnie o to zapytała.
-Widzisz Ageho teraz nosisz inne nazwisko, a ja nadal czuje jakbyś miała zaledwie pięć lat- powiedziała nagle. Wyczułam w jej głosie smutek.
Schodkami nagle zszedł Yu ubrany w zwykłe ciuchy. Nie takie jakie miał na sobie zazwyczaj, ale te jakie dostał od mamy.
-Witaj mamo- powiedział podchodząc do mojej mamy i całując ja w policzek. Dziwne, ale jak mi wcześniej mówił nie miał matki odkąd skończył 10 lat. Nie dziwiłam się zatem, że miał teraz moją mamę jako swoją.
Traktował ją jak królową chyba. Zaśmiałam się, ale nic nie powiedziałam. Mama za to lekko się zaczerwieniła.
Nawet jeśli było teraz tak szczęśliwie i spokojnie czułam jak coś się zbliżało. Coś niezbyt miłego i raczej nie zapowiadało to udanej sielanki życia.
Minęło kilka tygodni więc juz myślałam, że jednak się myliłam co do swoich przeczuć gdy jednak stało się:
Byłam razem z Yu w ogrodzie za domem i pieliłam grządki ponieważ za kilka dni trzeba będzie zebrać wszystkie warzywa zanim nadejdzie zima. Yu w tym czasie grabił liście. Czułam się niespokojnie ponieważ czułam się źle.
Nagle usłyszałam cichy pomruk Arti'ego, smoka Yu, który to leżał spokojnie pod drzewami za domem.
Wstał i spojrzałam w stronę Yu, a on na mnie. Miał niezbyt miły wyraz twarzy.
-Yu cos sie zbliża mam rację?- skinął głową, że się zgadza i wskazał na niebo. Spojrzałam i ujrzałam trzy smoki. Piękno zwierząt na sekundę oślepiło mnie by po chwili ukazać ich jeźdźców.
Byli to smoczy ludzie.
Spojrzałam na Yu, który podszedł do mnie i objął ramieniem. Czułam napięcie w jego postawie.
A prawda jego rodziny nie było na ślubie, ale wysłał w naszym wspólnym imieniu powiadomienie o ślubie.
Wiedziałam jednak, że nikt i tak nie przybędzie.
Teraz aż się bałam co nas spotka ze strony tych przybyszy.
-Rozumiesz kto przybył prawda Agi?- powiedział mi do ucha mój mąż ściskając mocniej moje ramię.
-Chciałabym wierzyć iz to pokojowe spotkanie jak sam wiesz nie jestem ostatnio w formie- odszepnęłam mu do ucha i pocałowałam w policzek po czym podeszliśmy do furtki stając przed poczekaliśmy aż przybysze sami do nas podejdą.
-Witaj ojcze- Yu podszedł do mężczyzny jakby tylko parę lat starszego od niego. Pocałował go w dłoń i odsunął się. Podeszłam też, ale wcale nie miałam najmniejszego zamiaru tego robić. Więc czekałam na powitanie z jego strony.
Nie miał żadnego prawa abym okazała mu szacunek nawet jeśli stał się moim teściem bez swojej aprobaty.
-Coś nie cos słyszałem o tobie Panienko Ageho- usłyszałam cichy szum wiatru w koronach drzew zamiast głosu, ale sowa wyraźnie dotarły do moich uszu.
-Ojcze ona jest moją żoną więc proszę nie zwracaj się do niej "panienko"- powiedział Yu łapiąc moją dłoń. Ja nadal nic nie mówiłam. Czekałam.
Ojciec Yu spojrzał najpierw na syna, a potem znów na mnie.
-Ach gdzie moje maniery proszę zatem wybacz moje złe maniery jestem Yumira ojciec Yu- lekko skinął głowa w moim kierunku. Moja dotąd twarz bez wyrazu od razu zmieniła się w czysty ciepły obraz uśmiechu i szczęścia.
-Dziękuje jestem Ageha żona Yu- odpowiedziałam i tez skinęłam głową. Yu tylko lekko się uśmiechnął na te moje zachowanie. Od początku wiedział o co chodziło, ale nie mówił nic.
Najwidoczniej wcześniej wspominał o tym jak się powinno zachowywać w stosunku do "posiadających" ponieważ smoczy ludzie nie znają tego zbyt dobrze wręcz nie posiadają takiej wiedzy zbyt rozlegle.
Poczułam chłód. Nie wiem skąd, ale taki zimny podmuch wiatru nie zwiastował niczego dobrego.
Rozejrzałam wokoło. Jakieś dziwne wibracje sprawiały, że lekko kręciło mi się w głowie.
-Yu ja Musze się położyć i jeszcze jedno zbliża się coś złego- powiedziałam zanim upadlam wprost w ramiona mojego męża.
Otworzyłam oczy i ujrzałam czarnowłosą dziewczynę siedząca obok łóżka i czytająca jakąś książkę. Poruszyłam się i nagle nade mną pojawiła się jej twarz. Zobaczyłam moją siostrę Nanami. Aż się zachłysnęłam wdychanym powietrzem.
-Nanami?- zapytałam przez coś co było przyczepione do mojej twarzy. Cos jak maska na sznurkach.
-Ageha ty się obudziłaś i powiedziałaś coś i jeszcze moje imię, pamiętasz mnie jak się cieszę- zobaczyłam wyraźnie jej twarz i łzy w oczach.
-Ty...jesteś moją...siostrą?- zapytałam poprzez ciężki oddech.
-Tak tak tak, jestem twoją młodszą siostrą o mój ty mnie poznałaś jestem szczęśliwa- wycierała nos jak małe dziecko rękawem bluzki. Przytuliła mnie. Jakoś się tak dziwnie poczułam. Skąd moja siostra tu jest? I jak to możliwe, że jest też w moim śnie? Może jest jakieś wytłumaczenie na to.
-Ageha powiedz mi jak się czujesz?- zapytała gdy się w końcu uspokoiła.
-Ja- wdech- czuje się- wydech- dość dobrze- wdech- ale ciężko mi oddychać- wydech.
-Rozumiem zaraz wezwę lekarza- powiedziała i wybiegła z szerokim uśmiechem z pokoju. Nagle do pokoju wbiegł koleś w białym płaszczu.
-Obudziłaś się Ageho więc pozwolisz mi zadać kilka pytań?- usiadł obok na krześle i przytrzymał chwile moją rękę. Po czym spojrzał na mnie.
-Nie mogę oddychać zbyt dobrze- powiedziałam poprzez ciężki oddech.
-Rozumiem, ale będzie tak przez jakiś czas ponieważ prze długi czas oddychałaś płytko więc płuca muszą się przyzwyczaic do głębszych wdechów i cięższej pracy- odpowiedział mi spokojnie.
Rozumiałam wszystko co mi mówił, ale wcale nie chciałam go słuchać.
Rozejrzałam w około.
-Gdzie ja jestem- zapytałam z ciężkim oddechem.
-W szpitalu ponieważ miałaś wypadek- usłyszałam od Nanami.
-Jak to? Jaki wypadek?- chciałam wykorzystać fakt iż jeszcze nie obudziłam się w swoim świecie i dowiedzieć się czegokolwiek.
-Musisz wypoczywać resztę opowiem ci jak już wydobrzejesz- Nanami miała zatroskaną minę.
-Nie uciekaj juz proszę w sen musisz tu z nami zostać- dodała trzymając mocno moja dłoń.
Nagle poczułam senność. To było ciężkie. Oddychałam ciężko i czułam ból, ale zasypiałam bezwolnie jakby na siłę ktoś mnie usypiał.
Nagle obudziłam się i usiadłam na łóżku.
Nagle patrze a tu łoże z baldachimem i ogromny pokój.
-Nie jestem w domu to gdzie?- zapytałam na głos.
-jesteś w moim rodzinnym domu kochanie- usłyszałam głos Yu. Spojrzałam na niego i ujrzałam zmartwienie na twarzy.
-Ile tym razem?- zapytałam tylko ponieważ nie chciałam wdawać się dyskusje.
-Miesiąc bez jednego dnia- przytulił mnie. Pocałował delikatnie.
-A tam wyglądało jakby tylko kilka minut- szepnęłam cicho do siebie.
-Gdzie?- zapytała mama podchodząc do mnie zła.
-Nieważne mamo, a skąd ty tutaj?-
-Widzisz zagroziłam Yu, że jak mi wszystkiego nie powie zabije go jako pierwszego i wierz mi byłam jak najbardziej poważna, a teraz wytłumacz mi dlaczego ukryłaś przede mną taki ważny fakt o twoim zdrowiu- spojrzała na mnie zmartwiona i zła jednocześnie.
-Nie byłam w stanie ci powiedzieć, że znów cię opuszczę tym razem na zawsze- odpowiedziałam poważnie.
-Teraz proszę o wyjaśnienia- Yu spojrzał na mnie trochę relatywnie aczkolwiek nic się przede mną nie ukryje, a że Yu zna moje zdolności jest w stanie ukryć przede mną umysł. Jednakże tym razem się udało.
Zobaczyłam wszystko od momentu mojego omdlenia do przylotu tutaj, moich krzyków o matce oraz o innych ludziach, których zdążyłam poznać w ciągu tych pięciu lat. Czułam nostalgię z każdym wykrzyczanym przeze mnie imieniem.
-Wiesz zawsze chciałem wiedzieć co ty przeżyłaś ale to co krzyczałaś było dla mnie wstrząsające- usłyszałam nagle Yu.
-Wiem, ale to i tak nie zmienia faktu, że musiałam to przeżyć to mimo wszystko jedyne co naprawdę mam, wspomnienia- powiedziałam.
-Ale masz mnie i rodzinę i wszystko co jest związane z miejscem gdzie się urodziłaś- zaczął mi tłumaczyć tym swoim szumem wiatru w trawie. Czułam uścisk w sercu.
-Tak mam to wszystko- pokiwałam głową żeby dał se już spokój.
Nagle do pokoju wszedł ojciec Yu.
Podszedł do mnie i poprosił o chwilę prywatności. Stwierdził, że to poważna sprawa i że  chce abym usłyszała ją sama.
Zgodziłam się ze względu na kodeks w końcu wciąż mnie obejmował. Mimo moich przeżyć.
-Zatem ojcze, jeśli mogę się tak do ciebie zwracać, co cię do mnie sprowadza?- spojrzałam na niego wstając z łóżka. Usiadłam przy stoliku i nalałam herbaty do dwóch filiżanek.
Usiadł na przeciw i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
-Możesz, a wiem, że nie zabronię ci tego i wiesz przede wszystkim chciałem cie powitać w mojej rodzinie i cieszy mnie fakt, że mam w końcu córkę, a nie tylko troje synów- uśmiechnął się na co ja się zaśmiałam.
Po chwili jednak.
-Wiem, że obowiązuje cie kodeks i wiedziałem, że nie odmówisz prośbie-
-Skąd wiedziałeś przecież smoczy ludzie nie posiadają wiedzy na temat kodeksu-
-Już tak bo widzisz dzieląc się sobą z moim synem podzieliłaś się sobą także z moją rodziną rozumiesz co mam na mysli prawda?- tak rozumiałam aż nazbyt dobrze, a to nie wróżyło dla mnie najlepiej.Choc nie byłam co do tego pewna to jednak brzmiało dość sensownie. Powinnam była to przewidzieć. Na szczęście nie wiedza nic jak oddaje się kodeks nawet jeśli powiedziałabym, że wystarczyłoby się napić mojej krwi to jeszcze za mało.
-Więc co to za ważna sprawa?-
-Chodzi o Bramę Świętych Smoków-
-Słyszałam-
-Słyszałaś?! Niemożliwe ponieważ wiem o tym tylko ja i kapłani tam przebywający- spojrzał na mnie zszokowany. Rozumiałam to ale dość trudno jest wytłumaczyć skąd się taką wiedzę posiada nie cofając się wstecz do wspomnień i całej tej historii z tym związanej. Nie chciałam go zanudzać i i tracić czas więc pomachałam ręką na znak, że to nieważne.
-Rozumiem dobrze zatem wróćmy do Bramy chodzi o to, że raz na jakiś czas otwiera się żeby oddac smocze jajo i zdarza się to tylko dwa razy w roku przez trzy dni jednakże tym razem jest tak, że ta brama otwiera się po raz trzeci, a z zapisków wynika, że zdarzyło się to już raz-
-Do rzeczy nie mamy całego dnia ojcze- wróciła moja natura wkurzającej sarkastycznej zimnej jak lód młodej dziewczyny wędrującej po kraju. Yatta!!
-Więc chodzi o to że to zagraża całemu krajowi gdyż wypuści nie jaja tylko Białego Smoka, który będzie wszystko niszczył, a jedynym ratunkiem jest "posiadający", który nie jest zwykłym jednotypowcem- coś czułam, że walnie mi niezłego news'a, ale to to juz przesada i to gruba.
-Czy ty cos sugerujesz?- spojrzałam na niego z boku jakby lekko przekrzywiłam głowę i zrobiłam kwaśną minę.
-Nie ja niczego nie sugeruję ponieważ wielotypowcy rodzą się raz na 20 lat więc twój poprzednik już nie mógłby nam pomóc zwłaszcza, że żadne nie dożyło wieku lat 18-stu- tu spojrzałam ze zrozumieniem.
-Iskierki-
-Iskierki? nie rozumiem- zdziwiło mnie, że o tym nie widział skoro podobno podzieliłam się swoimi myślami.
-To było dobre- wskazałam na niego palcem i zaśmiałam się sztucznie.
-Ale nie wiem o co ci chodzi?-
-Ty tak poważnie?-
-Jak najbardziej-
-Cholera następny, który to uważa się za mądrzejszego, a wyszedł na tym jak łysy handlem swoimi włosami- powiedziałam sarkastycznie. Niech żyje ja!
-Mogłabyś z łaski swojej wytłumaczyć o co ci chodzi-
-Nie, nie mogłabym i nie zamierzam sam sobie poszukaj skoro podobno wszystko już o mnie wiesz, a moze wiesz tylko tyle ile ci się udało wyciągnąć od biedaka Kreso co?- spojrzałam na niego i już wiedziałam, że trafiłam.
-Za to, że mogłeś uratować mu życie bez mojej pomocy czy nawet Haku, którego dawno juz nie ma w stolicy ponieważ zdołał zwiać, opowiedział ci o wszystkim, jednakże jak się okazuje nie wszytko dał ci rade powiedzieć- to była śmieszna sytuacja. Ja ta młodsza z dużo mniejszym zapewne bagażem życiowym wiedziałam o wiele więcej i czytałam z twarzy Yumir'y jak z książki.
Wiedziałam, że coś chrzanił, ale o wymianie mysli myślałam, ze mówił prawdę. Na szczęście to jednak nie prawda. Szkoda, że wśród smoczych ludzi nie ma tego faktu, że wiedziałabym kiedy kłamią.
-Chciałem cie prosic tylko o pomoc przy zamknięciu Bramy o nic więcej, a ty zachowujesz cokolwiek nie na miejscu-
-Czy fakt iż jestem żoną twojego syna i fakt iż jestem chora oraz to, że mój czas jest taki cenny gdyż kurczy się szybciej niż innych nie stawia ciebie w złym świetle? - poczułam łzy w oczach.
Zamknęłam oczy by je przetrzeć i nagle ujrzałam chłopca.
Był mniej więcej w moim wieku i miał krótkie srebrne włosy. Takie jak moje.
Cos krzyczał nie pozwól...brama... zamknąć... nie pozwól... nie rozumiałam tego. Musiał być moim poprzednikiem. Dlaczego jednak teraz mi się ukazał?
Spojrzałam na ojca Yu. Zrozumiałam w tym momencie co powinnam zrobić, ale czy zdołam? Nie wiem nawet jak to się skończy.
-Proszę czy mogę zostać sama?- poprosiłam.
-Oczywiście już wychodzę- wstał ukłonił się lekko i wyszedł.
Ja natomiast położyłam się spowrotem do łóżka. Nagle do pokoju wpadł Yu jakby biegł.
-Ageha i jak się czujesz?-
-Dobrze- wyciągnęłam ręce do niego- chodź do mnie proszę- szybko się do mnie przytulił.
Pocałowałam go, a on odpowiedział na to kładąc mnie i zaczął mnie rozbierać.
Kochaliśmy się namiętnie i szaleńczo jakby to miał być ostatni raz.
Nie ważne co się stanie ja bede go kochać.
Teraz tylko muszę czekać na to się wydarzy.
Czyżby to juz?


***************************
cześć duszki dobre moje kochane wiem wiem wiem długo nic nie pisałam. martwię się że poszło mi okropnie nudnawo... pomóżcie mi jestem w dołku bo moja wena mnie opuszcza.... hehehehe
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*....
ps: proszę o komcie:D










niedziela, 14 października 2012

8. Powoli odkrywam prawdę o sobie...

Minęły juz trzy tygodnie odkąd wróciłam do domu. Cała rodzina była szczęśliwa z powodu mojego powrotu. Ja też.
Choć wiedziałam iż mój czas się kończy to jednak postanowiłam zostać z nimi do końca.
Nie odejdę już. Postanowiłam tak gdy opowiadałam mamie o mich ostatnich przygodach. Oczywiście nie wspomniałam o tym, że mój czas się kończy. Mama by sie pewnie załamała. Postanowiłam wtedy, że zostanę z nimi do samego końca.
Teraz właśnie siedziałam w ogrodzie i pieliłam grządki przy warzywach. Słońce prażyło niemiłosiernie, ale trzeba swoje odbębnić prawda.
Słyszałam szum drzew oraz śpiew ptaków. Delikatny podmuch wiatru dodawał lekkiej ochłody, ale to było za mało. Jeszcze tylko kilka tygodni i ta pogoda całkowicie ulegnie zmianie. Zima zawsze przychodzi w te rejony dość gwałtownie i szybko. Na szczęście wszyscy już się do tego przyzwyczaili.
Zebrałam już wyrwane chwasty oraz warzywa jakie były potrzebne na dzisiejszy obiad.
-Ech jak gorąco- westchnęłam wycierając pot z czoła.
-Panienka się obija przy robocie- usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się z uśmiechem i zobaczyłam tatę jak szedł w moim kierunku. Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek na powitanie.
-Już po pracy?- zapytałam gdy ujrzałam jego spracowane dłonie oraz brudną koszulę.
-Taaa na dzisiaj koniec, ale jutro trzeba będzie wcześniej wstać aby zdążyć- dodał drapiąc się w głowę.
-A może wam pomogę?- zapytałam z troską. Ojciec znał moje możliwości ponieważ nie raz już mu zdążyłam pomóc w ciągu tych trzech tygodni. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Byłabyś naprawdę pomocna, a i inni też mieli by dzięki temu mniej roboty zwłaszcza, że w tym roku jakoś tak więcej jest zbiorów do zebrania- powiedział z szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam do domu.
W środku mama krzątała się przy piecu ponieważ zaczęła robić obiad. Dzisiaj Mari ma urodziny więc trzeba się ostro napracować. Kończy ta mała już 15 lat więc jest gotowa do zamążpójścia.
He he he trochę się z tego pośmiałam ponieważ te rytuały mnie ominęły, a wiem jakie to trochę wstydliwe przechodzić przez tą uroczystość.
Ubiera się taką panienkę w sukienkę obszytą kolorowymi tasiemkami oraz białe buciki na obcasie.
Pamiętam kilka takich uroczystości z moich lat przebywania jeszcze w domu. Wszyscy wokół ciebie biegają, a ty nie możesz się przewrócić i jeszcze nie wolno pozwolić chłopakom na podnoszenie spódnic.
Podobno Mari ma już swojego wybranego na męża, ale ja jeszcze nie wiem kto to jest. Na szczęście na dzisiejszej kolacji poznam tegoż odważnego co zabrał je małe serduszko. Zaśmiałam się na samą myśl jaka będzie Mari miała zawstydzoną minę jak Kabuto, bo tak mu na imię, mnie pozna. Wiem jaką furorę robię gdy ludzie mnie poznają. Moje długie srebrne włosy oraz fakt iz jestem "posiadającym"  robią nie mały zamęt w umysłach tych, którzy mnie wcześniej nie znali, ale o mnie słyszeli. Kabuto sprowadził się z rodziną do naszej wioski już po moim odejściu dlatego też nie znał ani mnie ani ja jego.
Mój starszy brat, już na swoim ze swoja śliczna żona, która spodziewa się dziecka, świetnie radził sobie w roli kowala. Wszyscy do niego ściągali nawet z sąsiednich wiosek. Cieszyłam się z jego sukcesów.
Musiałam przyznać iż jak na głupka jakiego go zapamiętałam stał się naprawdę wprawnym mężczyzną. Zaś jego żona, która znałam z czasów dzieciństwa, stała się piękna młodą gospodynią. Krisi jest cudowną dziewczyną aczkolwiek stanowczą co mnie zaskoczyło ponieważ pamiętałam ja jako wstydliwą dziewczynkę co się boi własnego cienia. Wyrobiła się przez te lata co jej wyszło na dobre. Teraz jako zona mojego brata świetnie sobie radzi.
Usiadłam przy stole i zaczęłam kroić warzywa.
-Mamo i jak tak dalej pójdzie to Mari wyjdzie za mąż szybciej niż Nanami prawda?- powiedziałam.
Mama spojrzała na mnie z naganą.
-Wiesz jak to się u nas odbywa prawda przecież Nanami czeka dopóki ty się nie hajtniesz a jesteś druga po swoim bracie- pomachała na mnie chochlą od zupy.
-Mamo przecież mówiłam ci, że nie mam zamiaru wychodzić za mąż, a nawet nie ma nikogo z kim mogłabym wiązać jakiekolwiek nadzieję- odpowiedziałam jej szybko ponieważ wiedziałam jak bardzo jej zależy abym ja tez miała w końcu męża.
-A ten, który wciąż zaprząta twoje myśli?- zapytała z chytrym uśmieszkiem.
-Kogo masz niby na myśli?- zdziwiona spojrzałam na odwracająca się mamę, ale nie odpowiedziała mi tylko się zaśmiała.
Ona mnie doskonale wyczuła. Nie powiedziałam jej o Yu ponieważ bałam się, że zacznie o niego wypytywać. Ja jeszcze sama się nie pogodziłam z tym iz zakochałam się i straciłam miłość mojego życia jednego dnia. W dodatku sama zbyt dobrze go nie znałam choć czułam, że coś nas połączyło.
Jego zielone oczy oraz aura jaką wytwarzał sprawiały iż chciałam się nim pochwalić całemu światu i jednocześnie zatrzymać dla siebie. Głos jego sprawiał iż chciałam się w nim zapomnieć. Wciąz i wciąż wspominałam nasze spotkanie. Mimo, że to było tylko raz sprawiało mi ogrom radości i jednocześnie bólu.
Spojrzałam na wchodzącego ojca. Był juz przebrany i czysty. Zaraz za nim wszedł mój brat i Krisi z dość już pokaźnym brzuszkiem. Czekałam jeszcze na Nanami i Mari. One pewnie zejdą jak tylko Mari ubierze swój strój. Ech ten rytuał znany w naszej wiosce od dawien dawna był celebrowany mimo wszelkich próśb zaniechania go.
Każda dziewczyna i chłopak w piętnaste urodziny go przechodzili więc nie ma możliwości aby go ominąć.
Ja byłam wyjątkiem ze względu mojego braku pobytu w wiosce w tym czasie, ale to nie znaczy iz go nie przejdę. Poczekać muszę tylko do siedemnastych urodzin, które to odbędą się w środku zimy. Jak se o tym pomyśle to az mnie ciarki przechodzą.
Nieważne właśnie Mari I Nanami schodzą po schodach, a przed domem zebrał się dość pokaźny tłum.
Wyszliśmy wszyscy aby zobaczyć rytuał przejścia Mari i zabawę jaka się podczas tego odbywa.
Śmiałam się ze wszystkimi gdy nagle poczułam zawroty głowy. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.
Otworzyłam oczy i znów znalazłam się białym pomieszczeniu. Coś brzęczało. Nadal widziałam wszystko tak rozmyte jakbym miała okulary zaparowane i przetarte na szybko. Poruszyłam ręką. Nagle ktoś się szybko podniósł i znów te krzyki
-Ageha obudziłaś się?!... Ageha proszę odpowiedz mi daj mi znak że mnie słyszysz!- takie Ciche przytłumione jakby krzyki słyszałam. Ruszyłam ręką, ale osoba tego nie zobaczyła. Zamknęłam oczy. Zapadła ciemność.
-Ageha skarbie otwórz oczy proszę kochanie obudź się- usłyszałam głos mamy.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarze domowników pochylonych nade mną. Nie czułam się zbyt dobrze, ale te dziwne sny pojawiały się ostatnio coraz częściej. Jakby ktoś na siłę chciał abym została w świecie moich snów.
Wiem jak bardzo to mnie smuciło, ale żeby smucić innych moimi problemami to nie był mój zamysł. Chciałam ich jakoś uspokoić, ale nic mi do głowy nie przychodziło dlatego też nic nie mówiłam. Czytałam ich myśli i wiedziałam jak bardzo są zmartwieni. Mama najbardziej ponieważ mój stan zrzucała na barki moich przygód jakie przeżyłam będąc po za domem.
-Nic mi nie jest po prostu kiepsko ostatnio śpię- powiedziałam w końcu.
-Nie powinnaś się forsować jeśli nie czujesz zbyt dobrze- powiedziała mama na te moje wytłumaczenie choć w głębi w ogóle mi nie uwierzyła. Wciąż uważała iż coś złego mnie spotkało po za domem skoro teraz  jestem w takim stanie.
Uśmiechnęłam się tylko na te jej myśli.
Wstałam powoli.
-To co teraz robimy?- zapytałam spoglądając na Mari wciąż ubrana w ten śmieszny strój.
-Teraz to idziemy jeść- powiedział mój braciszek podając mi rękę bym mogła wstać. Podciągnęłam się trzymając go za rękę i poszłam za nimi do jadalni. Usiedliśmy wszyscy przy stoli podziękowaliśmy za jedzenie i zaczelismy jeść.
Nagle się zorientowałam, że kogoś brakuje.
-A gdzie jest nasz gość?- zapytałam jakby od niechcenia. Mari się wzdrygnęła, a ojciec zrobił minę jakby chciał kogoś zabić.
-Co się stało?- zapytałam ponownie.
-Nie ważne- odpowiedział ojciec tonem ostrym jak brzytwa.
Weszłam w umysł Mari choć nie powinnam. Ujrzałam tam obietnice małżeństwa oraz nagły wybuch płaczu ponieważ Mari odkryła iz jest w ciąży. Kabuto cały w strachu i ojciec, który o wszystkim wiedział.
Weszłam w mysli ojca i ujrzałam tam żal, że Mari go zawiodła oraz to, że Kabuto okazał się takim nie odpowiedzialnym dupkiem ponieważ dobrał się do jego córki przed ślubem. Posmutniałam co od razu zwróciło powszechną uwagę.
-Ageha co się stało?- zapytała mama.
-Nic po prostu juz wiem- odpowiedziałam. Mari spojrzała na mnie przerażona, a ojciec tylko pokiwał głową.
-Sama widzisz, że ta sprawa jest dość delikatna- powiedział.
-Tak tato, ale się nie martw to się da załatwić o ile oboje będą chcieli- powiedziałam pewnie.
-Oczywiście, że ja chce ale nie wiem co Kabuto na to ponieważ ojciec nie dał mu nic powiedzieć- powiedziała głośno Mari patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się tylko i wstałam.
Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę gdzie stał dom Kabuto.
Pomyśleć, że jeszcze niedawno przejmowałam się takimi sprawami jak jedzenie na następny dzień lub gdzie będę spać następnej nocy.
Teraz to jednak moja rodzina jest najważniejsza.
Podeszłam do furtki i ujrzałam młodego chłopaka na oko dziewiętnastoletniego stojącego przed drzewem i mówiącego "przepraszam" w kółko.
-Ssssih da sun- szepnęłam i ujrzałam jego myśli. W tych myślach była Mari z najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu można było u niej zobaczyć. Jej zakochany wzrok oraz szczęście malujące się na twarzy. Wiedziałam, że Kabuto zalezy na mojej siostrze, ale on musi się sam zdeklarować u ojca, że weźmie za nią odpowiedzialność. Otworzyłam furtkę i podeszłam do niego. Nie zauważył mnie dopóki nie klepnęłam go w ramię. Podskoczył jak oparzony, ale jak mnie zobaczył to zaśmiałam się na widok jego miny.
-Cześć jestem Ageha siostra Mari- przedstawiłam się i podałam mu dłoń. Wiem wiem nie mnie takie dziwne zachowanie przecież jestem "posiadającym" to do mnie trzeba się z szacunkiem odzywać żebym w ogóle się odezwała, ale tu chodzi o moją siostrę no.
-Witaj jestem Kabuto- odpowiedział cokolwiek zaskoczony moim wyglądem jak i wiadomością kimże to ja jestem.
-Słyszałem o tobie- powiedział po chwili.
-Tak jak każdy- powiedział z uśmiechem.
-Czy to znaczy iz powinienem się do ciebie zwracać z szacunkiem?- zapytał co mnie nie zdziwiło.
-Nie nie musisz, ale zachowaj maniery mimo wszystko- powiedziałam cicho i z uśmiechem.
-Powiedz zatem co cię do mnie sprowadza- poprosił.
-Chodzi mi o to czy weźmiesz odpowiedzialność za moją siostre i całą tę sytuacje w jakiej się znaleźliście?- zapytałam. Gdy to usłyszał westchnął ciężko. Przeczesał włosy palcami po czym wziął głęboki wdech.
-Oczywiście, że tak ponieważ bardzo mi zalezy na Mari, ale ona mi powiedziała, że ślubu nie weźmiemy dopóki jej najstarsza siostra się nie hajtnie, ale ze ty nie masz jeszcze męża to jakoś długo by to trwało zanim oboje byśmy mogli w końcu się pobrać i tak jakoś doszło do tego- powiedział spoglądając mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Mam pomysł ponieważ ja sama ślubu brać nie zamierzam i raczej by mi to nie pasowało postanowiłam, że Nanami i Mari wezmą ślub wtedy gdy chcą nie czekając na mnie, ale potrzebuję pomocy- szepnęłam do niego z chytrym uśmieszkiem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co to za plan?- zapytał mimo wszystko zaciekawiony. Nie dziwię się mu ponieważ widziałam w jego umyśle jak bardzo kochał Mari. 
Opowiedziałam mu co chce zrobić i on się zgodził. Pożegnaliśmy się i poszłam w stronę domu drugiego chłopaka. 
Sham był ukochanym Nanami. Wiedziałam o nim odkąd tylko zdążyłam zapoznać się z Nanami i jej myślami. Były wypełnione właśnie nim.
Zastanawiające prawda żeby zajmować się sprawami tak trywialnymi jak załatwienie ślubu siostrom. Już nie ratuje życia i nie uciekam przed innymi. Juz nie chodże leśnymi ścieżkami i nie pracuje w różnych miastach.
Nie zastanawiam się kim jest władca oraz ten ich >mistrz<, o którym to raczej nie wiele mogłam powiedzieć jak tylko to iz stał się zbyt mało dumny. Mimo to rozumiałam dlaczego uratował życie Ryu oddając mu swój kodeks. Jakbym wiedziała wcześniej iż >mistrz< jest bratem jego wysokości jednocześnie ojcem Ryu to bym inaczej się wobec zachowywała na początku. Choć później ten fakt jakoś mnie nie przemienił.
He he he. Szłam spokojnie, a wieczorne powietrze sprawiało mi przyjemność. Chłodny, a zarazem delikatny.
Włosy rozpuściłam aby wiatr je przeczesywał. Zaczęłam myśleć o Haku. Był człowiekiem dość bezpośrednim, ale szczerym. Niczego nie ukrywał. Zaśmiałam się na wspomnienie jego uśmiechniętej twarzy. 
Dziwne jest to, że ja sama nie jestem w stanie tak szczerze się uśmiechać jak on. 
Spojrzałam na niebo usiane gwiazdami. Kilka minut wystarczyło abym znów zaczęła płakać. Jeden delikatny podmuch wiatru w trawie przypomniał mi tembr głosu Yu. Dlaczego to takie dziwne i jednocześnie proste uczucie nie może zniknąć? 
Za bardzo to przeżywam powinnam była o nim zapomnieć tak szybko jak się tylko da.
Choć zastanawia mnie czy Yu w ogóle mnie szukał po tym jak zniknęłam.
Teraz to i tak nie ważne. 
W końcu doszłam do domu Sham'a. Zapukałam i poczekałam az się drzwi otworzą.
-Ooo cześć Ageha co cię do mnie sprowadza w ten wieczór?- powiedział pan Hiodi, ojciec Sham'a.
-Chciałabym się spotkać z Sham'em jeśli to możliwe- powiedziałam wchodząc do środka. Owinęło mnie ciepło ogniska i ciepłe mysli matki Sham'a , która jak mnie zobaczyła to od razu odłożyła ręczne robótki i przytuliła na powitanie.
-Oczywiście poczekaj chwilkę zaraz zejdzie- pan Hiodi klepnął mnie w plecy i pokazał wolne miejsce przy stole.
-Napijesz sie czegoś kochanieńka?- zapytała pani Hiodi podchodząc do czajnika nad ogniskiem.
-Poproszę herbatę jeśli mozna- oparłam się o Stół i zaczęłam obserwować całą kuchnię.
Ciepłe brązowe kolory kontrastowały z białym sufitem i zieloną podłogą. Dość ciekawie dobrane kolory, ale jakoś nie wyglądało to źle. Zapewne to tutaj zamieszka Nanami jak już wyjdzie za mąż za Sham'a o ile ten się zgodzi tak w ogóle. W końcu pojawił się Sham.
-Dobry wieczór- przywitałam się na co on lekko się zdziwił na mój widok.
-Dobry wieczór Agi co ty tu robisz?- zapytał zaraz po powitaniu. Wstała i pokiwałam na niego ręką.
Podszedł do mnie , a ja szepnęłam mu do ucha, ze mam ważną sprawę i czy moglibyśmy przenieść się do bardziej prywatnego miejsca.
-Jasne możemy iść się przejść i tak nie mam teraz nic do roboty- odpowiedział na moją prośbę.
Pożegnałam się z jego rodzicami wyszliśmy.
-No więc o co chodzi?- zapytał bez ogródek.
-Widzę, ze nie pałasz do mnie szczególną miłością- powiedziałam gdy odczułam jego dość sceptycznie podejście do mojej osoby.
-Wiesz dlaczego więc nie musisz nawet pytać- odpowiedział.
-Tak wiem, ale teraz najważniejsze jest to aby w końcu doprowadzić do waszego ślubu- powiedziałam aby załagodzić jego humorki. Tak Sham od początku nie lubił mnie za to iż nie mógł się ożenić z Nanami z powodu mojego braku zamążpójścia. Spojrzałam na niego przekornie po czym opowiedziałam o moim planie. Zgodził się od razu co sprawiło, że pierwszy raz od czasu dzieciństwa, zobaczyłam jego uśmiech.
Pożegnaliśmy się i ruszyłam w stronę domu. 
Ciągle się zastanawiałam na d detalami mojego planu, gdy nagle wyczułam iż ktoś pojawił się w moim otoczeniu. Ktoś kto nie pochodzi  z mojej wioski, ale ta aura była mi znana.
Nagle zrozumiałam kto to. Poczułam łzy w oczach. Na szczęście powstrzymałam się od płaczu. 
Odwróciłam się i ujrzałam piękne zielone oczy i szeroki uśmiech. Yu.
Gdy tak staliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy usłyszałam cichy pomruk smoka stojącego gdzieś w oddali.
Uśmiechnęłam się na ten dźwięk. 
Ucieszyłam się, że Yu mnie znalazł i jednocześnie poczułam smutek, że będę musiała go odprawić z niczym.
-Szukałem cię-
-Wiem-
-Dlaczego odeszłaś zanim zdążyliśmy się bliżej poznać?- 
-Ponieważ nie mogłam już dłużej wytrzymać- 
-Powiedz mi co to za wioska?-
-Moje rodzinne strony-
-Mieszka tu twoja rodzina?- 
-Tak-
Chwila ciszy i nagle Yu podszedł do mnie szybko i przytulił. Zdziwiona nie byłam w stanie się ruszyć. Po chwili jednak odpowiedziałam na jego uścisk. Przekazałam mu w ten sposób jak bardzo moje serce tęskniło za jego widokiem.
Chyba to wyczuł ponieważ przytulił mnie jeszcze mocniej. Poczułam na karku jego ciepły oddech. Dreszcze przeszły mi po plecach. Nie miałam zamiaru go wypuszczać z mych ramion, ale nie mogłam go też zwodzić.
Odsunęłam go od siebie spojrzałam na twarz. Wyrażała smutek oraz delikatną tęsknotę.
-Tęskniłem za twoim widokiem-
-Ja też-
-Jak to możliwe, że mimo iz znamy się tylko jeden dzień, a ja już czuję iż mógłbym z tobą spędzić całe życie?-
-Nie wiem, ale mam tak samo-
-Wiesz powiem ci, że rozmawiałem z moim ojcem i powiedziałem mu iż znalazłem kobietę, z którą chce się ożenić, ale ona zniknęła- 
-Poważnie? Dlaczego jednak wybrałeś właśnie te kobietę?-
-Ponieważ sprawia ona iż moje serce nie jest spokojne i jednocześnie je oczy dają mi spokój duszy- 
-Dziękuje- 
Nie mogłam wytrzymać gdy usłyszałam te słowa. Podeszłam i delikatnie przytuliłam go. On jednak odsunął moją głowę i pochylając się dotknął swoimi ustami moje. Jego wargi były ciepłe aczkolwiek wilgotne. Pocałunek tez nie trwał długo, ale mi się wydawało iż trwa wiecznie.
-Powiedz, że za mnie wyjdziesz-
-Nie-
-Dlaczego?-
-Nie mogę ci powiedzieć-
-Znam swoje uczucia do ciebie i wiem iż czujesz dokładnie to samo więc skąd ten upór?-
-To zbyt trudne by o tym mówić-
-Nie odpuszczę i wierz mi będę walczył o twoją zgodę-
-Wiem, ale moja odpowiedź wciąż będzie taka sama-
Ujrzałam smutek w jego oczach, ale też determinacje. Przyciągnął mnie do siebie i mocno połączył nasze ustaw gorącym pocałunku. Jednakże tym razem go pogłębił używając języka. Sprawił mi tym nie lada przyjemność. Nasze języki tańczyły przy dźwięcznym wietrze w koronach drzew. 
Czułam ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Jego ręce trzymające mocno moje ciało delikatnie łaskotały moje plecy oraz kark. Tak bardzo chciałam się zapomnieć w jego ramionach, ale nagle uświadomiłam sobie co robię i szybko odepchnęłam go od siebie. W jego oczach zobaczyłam determinacje połączoną z błyskiem radosnych iskierek. W środku skakałam z radości, ale na zewnątrz moja twarz nic nie wyrażała. Jego myśli docierały do mnie otwarcie. Byłam w nich ja oraz jego uczucia. Ucieszyłam się, że odwzajemnia to co ja czułam.
-Wrócę tu i znowu będę chciał usłyszeć odpowiedź-
-Nie zmienię zdania-
-Nie bądź tego taka pewna panno Ageho- dodał na koniec po czym odwrócił się i puścił się pędem do swojego smoka czekającego przy granicy północnego lasu. Stałam tak i patrzyłam za nim. Widziałam jak poły jego płaszcza rozwiewały się przy każdym ruchu i jak jego włosy tańczyły na wietrze.
Chwilę później usłyszałam cichy ryk smoka i ujrzałam cień wzlatujący ponad wioską i kierujący się ku południu kraju.
-Wrócisz tak? Będę czekać- szepnęłam w jego stronę po czym szybko pobiegłam do domu.
Tam porozmawiałam z Nanami i Mari, które to były szczęśliwe planem jaki im przedstawiłam i obiecały pomóc.
W ciągu kilku najbliższych dni byłam zajęta pracą na polach oraz przygotowaniami do ślubu obu sióstr.
Oczywiście Kabuto i Sham też pomagali. Chciałam szczęścia moich sióstr dlatego też więcej niż zwykle używałam cytonu. Niestety źle to wpływało na moje zdrowie, które z dnia na dzień się pogarszało.
Minął w końcu gorący tydzień i nadszedł długo wyczekiwany przez niektórych dzień.
 Załatwiłam wszystko co było do załatwienia oraz za pomocą energii utkałam suknie dla Nanami i Mari oraz galówki dla Kabuto i Sham'a.
Udało mi się zebrać wszystkich w domku jaki został specjalnie do tego przygotowany choć domkiem to ja go bym nie nazywała. Był to wielki budynek z ogromną pustą przestrzenią w środku. Specjalnie wybudowany na wiejskie zabawy lub wesela. 
Nikt nie wiedział czemu poprosiłam o zebranie, ale wszyscy przyszli z powodu szacunku jakim się darzy "posiadających".
W końcu też zebrali się tez wszyscy zamieszani w ten cały projekt.
Zaskoczenie jakie widziałam na twarzach zebranych gdy zaczęła się ceremonia zaślubin obu mych sióstr, dawał mi sporo satysfakcji.
Matka i ojciec byli zdziwieni, ale szczęśliwi. Z tego powodu byłam najbardziej dumna, a jak obie siostry w końcu zostały połączone węzłem małżeńskim, moje szczęście nie znało granic. Cała zebrana ludność bawiła się pryz dźwiękach grających instrumentów. Wszystko szło zgodnie z planem. W końcu zapadła noc. 
Trzeba by się było zebrać do domów, ale nikomu się nie chciało. Wszyscy chcieli się w końcu wyluzować po ciężkim tygodniu pracy na polach oraz faktem iz się udało. Można by było powiedzieć, że trafiłam w dobry moment.
Widziałam szczęście na twarzach mojej rodzinki.
Ojcowie Kabuto i Shama tańczyli teraz z pannami młodymi. Widziałam dumę na ich twarzach, że w końcu maja tez córki w domu, a nie tylko synów.
Ta atmosfera sprawiła iz sama zapragnęłam stać się taką dziewczyną biorącą ślub i tańcząca z ukochanym na tej sali.
-To jak zmieniłaś zdanie?- usłyszałam cichy szept przy uchu. Wzdrygnęłam się i obejrzałam. Yu spoglądał na mnie.
-Od kiedy tu jesteś?-
-Od początku, ale nie chciałem ci przeszkadzać-
-Poważnie powinieneś był wcześniej dać znać, że jesteś ponieważ obyczaj nakazuje abym przedstawiła cie rodzicom-
-Ooo powinienem to odebrać jako Zgodę na moja propozycje?- 
-Nie, nie chodziło mi o to tylko, że jesteś gościem, a ja jakby gospodarzem mimo to to moi rodzice są odpowiedzialni za wydanie swoich córek za mąż więc nawet jeśli nie chce za ciebie wyjść powinnam była cię im przedstawić-
-Poważnie jesteś uparta jak zwykle-
-Wiem- uśmiechnęłam się zadziornie po czym zaciągnęłam go do moich rodziców.
-Mamo tato to jest mój znajomy ma na imię Yu- przedstawiłam go rodzicom. Przywitali się i wymienili grzecznościowe formułki. Mama jednak spoglądała na mnie ukradkiem. Nie zauważyłabym tego gdyby nie fakt iz czytam w myślach. 
Zobaczyłam jak moja mama zastanawia się kiedy jej powiem o Yu i kiedy w końcu się przyznam iz to właśnie on jest moim powodem do uciekania w marzenia.
Czyli moja mama od razu zauważyła moje uczucia do Yu. Zaśmiałam się i uścisnęłam mamę. Na co ona od razu wiedziała o co mi chodziło.
Obeszliśmy całą sale i po kolei przedstawiałam Yu każdemu kto nas zaczepił oraz mojemu rodzeństwu.
Gdy jednak doszliśmy do mojego braciszka usłyszałam jego słowa skierowane do Yu.
-Masz się nią porządnie opiekować-
-Tak właśnie zamierzam-
Złapałam Yu za rękę i pociągnęłam do kąta sali.
-O czym wy gadaliście przecież nie zamierzam za ciebie wychodzić-
-Nie mam zamiaru przyjąć do wiadomości iz mi odmawiasz-
-Zmieniłeś się-
-Nie prawda po prostu nie było okazji byś mnie bliżej poznała-
-To prawda, ale dalej posiadasz tę aurę dostojności jaką miałeś przy naszym pierwszym poznaniu-
-Wierze ci na słowo-
Wyszliśmy z budynku na zimne wieczorne powietrze dające orzeźwienie. 
Yu przytulił mnie od tyłu, a ja nieświadomie wtuliłam się w jego ramiona. Jakbyśmy robili to od zawsze.
Czułam spokój i smutek. Dlaczego ten stan towarzyszył mi za każdym razem jak z nim przebywam?
Nie musiałam odpowiadać na to pytanie ponieważ odpowiedź znałam od samego początku.
Mój czas kurczył się nie miłosiernie.
-Odprowadzę cię do domu ponieważ nie wyglądasz za dobrze-
-Nie musisz, a w dodatku chce zobaczyć smoka- 
Zaprowadził mnie do północnego lasu. Przy granicy na ziemi leżał piękny smok.
Podeszłam do niego i połączyłam się z nim myślami.
Zamruczał cicho co znaczyło iz zaaprobował moją osobę. Dotknęłam go i po chwili głaskałam delikatnie jego łuskowatą skórę.
Smok przytulił się do mnie swoją głową co mnie trochę ucieszyło.
Zastanawiające jest to, że ja, która to zawsze starała się z nikim bliżej nie poznawać i w dodatku zawsze wredna bywałam dla innych.
Nagle rozczulam się nad tym iz smok przytulał się do mnie i mruczał jak kot.
Yu nagłe złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. Niestety nie zdążyłam uchronić umysłu przed nim.
Zdołał zobaczyć wszystko co przed nim ukrywałam.
-Proszę cie powiedz mi, że to nie prawda-
-Niestety Yu to właśnie z tego powodu ciągle ci odmawiam-
-Rozumiem chcesz zostać z rodziną-
-Tak i dlatego nie mogę iść z tobą-
-A jeśli zostanę tutaj z tobą?-
-Ale jak to?-
-Tak po prostu zostanę tutaj i zamieszkamy razem, a ty nie będziesz musiała odchodzić z tej wioski-
Wiedziałam co chciał mi powiedzieć, ale nie wiedziałam jak się do tego ustosunkować.
Czyżby chciał zrezygnować z życia wśród swoich i zostać ze mną w tym miejscu tylko dlatego, że tak bardzo mu zależy?
Nie chciałam tego. Z drugiej strony moglibyśmy w końcu być razem.
Żyć razem jak tego pragnęłam i nie musiałabym opuszczać rodziny. 
-A twój ojciec się zgodzi na opuszczenie przez ciebie domu?-
-Na pewno, a ja pragnę spędzić z tobą cały ten czas jaki ci pozostał- popłakałam się na te słowa. Przytulił mnie.
-Boje się tak bardzo się boję ponieważ odejdę tak szybko, a chciałam jeszcze tak wiele w życiu poznać- łzy lały się po mojej twarzy, a Yu wycierał je i scałowywał.
-Nie martw się sprawię iż będziesz szczęśliwa jak nigdy dotąd-
-Dziękuje Yu- przytuliłam się do niego.
Poczułam jak delikatnie odsuwa moją twarz po czym łączy się ze mną w gorącym pocałunku.
Postanowiłam wrócić do domu i opowiedzieć wszystko mamię. Yu za postanowił powiedzieć o wszystkim swojemu ojcu i wrócić tak szybko jak to możliwe.
Pożegnaliśmy się i on odleciał. Ja zaś natomiast szybko poszłam w kierunku domu.
Zaraz jak tylko przekroczyłam próg domu zobaczyłam rodziców siedzących przy stole i dosiadłam się do nich. Byli szczęśliwi, że w końcu Mari i Nanami wyszły za mąż. Teraz będą mieszkać w swoich nowych domach.
Ja tez się cieszyłam ich szczęściem. Pogadaliśmy chwilę na ten temat. Podziękowali mi za taką niespodzianke i za to, że ja wszystko przygotowałam. Opowiedziałam im o tym jak to wszystko załatwiłam i jaką pomocą były przy tym dziewczyny oraz ich obecni mężowie.
Można by rzec iz wiadomość o moim prawdobodobnym ożenku tez ich uszczęśliwi, ale bałam się tez decyzji jaką podejmie ojciec Yu. Opowiadał mi trochę o swoim życiu oraz kim jest. Jego ojciec nie miał nic przeciwko temu żeby jego syn ożenił się z kimś z innej nacji niż smoczy ludzie, ale czułam, że coś może się stać.
Pomyślałam, że poczekam z rozmową z moimi rodzicami do czasu aż Yu wróci i powie mi o decyzji jego ojca. W końcu ojciec Yu może wcale się nie zgodzić na odejście syna z ich rodzimego miejsca.
Poczułam niepokój. 
Nagle poczułam silny ból głowy oraz nastąpiła ciemność.
Musiałam zemdleć znowu.
Powoli otworzyłam oczy spodziewając się zobaczyć moich rodziców, ale zobaczyłam białe pomieszczenie z bzyczącym czymś w tle oraz osobę siedzącą obok mnie leżącej na łóżku. Zaczęłam się domyślać, że w tym śnie wciąż leżę na jakimś łóżku i że jestem w białym pokoju.
Odwróciłam głowę w stronę osoby w czarnych długich włosach. Była to młoda dziewczyna chyba w moim wieku. Mój wzrok w końcu się poprawił i zdążyłam się zorientować iz jestem w dużym pokoju pomalowanym na jasne kolory oraz, że po prawej stronie stoi cos na kształt Wieszaka z białym płótnem.
Dziewczyna nagle się podniosła.
-Ageha w końcu się obudziłaś jak się cieszę- mówiła do mnie. Nie wiedziałam kim ona jest. Dlaczego ona się tak dziwnie zachowuje?
Rozejrzałam się i zobaczyłam dziwne pudła z kolorowymi kropkami oraz jakieś rurko podobne coś co tkwiło w mojej ręce. Wystraszyłam się, ale się nie ruszałam. Skąd mogłam wiedzieć co to jest?
-Ageha możesz coś do mnie powiedzieć?- zapytała dziewczyna pochylając się nade mną.
Zaprzeczyłam.
-To może chcesz pić?-
Zaprzeczyłam.
-A chcesz coś w ogóle?-
Znów zaprzeczyłam.
-Wiesz gdzie jesteś?- 
Zaprzeczyłam.
-A wiesz kim ja jestem?-
Wciąż zaprzeczałam. Zobaczyłam iż zrobiło jej się smutno. Nagle do tego pokoju wszedł mężczyzna w białym płaszczu. 
-Obudziła się?- zapytał moją towarzyszkę jeśli tak ja mogę nazywać.
-Tak przed chwilką dosłownie, ale niestety nie wie kim jestem i nie wie gdzie jest- usłyszałam jej odpowiedź.
-No to może ją zbadam i się okaże co to się stało?-
-Dobrze panie doktorze- aaaa czyli to lekarz tak?! Rozumiem czyli jestem w tym śnie w jakimś miejscu gdzie leczy lekarz w białym płaszczu. To dobrze wiedzieć.
-Panienka jest niestety oszołomiona po przebudzeniu, a po tym wypadku miała bardzo ciężką ranę głowy co może mieć spory wpływ na jej pamięć- usłyszałam lekarza.
Nagle poczułam senność.
-Tracimy ją znowu...- zdążyłam jeszcze usłyszeć. 
Obudziło mnie silne uczucie gorąca. Otworzyłam oczy i zobaczyłam iz jestem w uścisku męskich ramion.
Poczułam zapach lasu oraz żywicy. 
-Mógłbyś mnie w końcu puścić wiesz bo inaczej się uduszę- powiedziałam próbując się uwolnić z uścisku.
-Ageha!- usłyszałam krzyk Yu.
-Tak to ja a co?- czyżbym znów wróciła do bycia wredna? Sama nie wiem, ale coś mi tu nie pasowało.
Jeden świat, w którym żyje odkąd pamiętam i ten drugi w moim śnie. Oba są rzeczywiste. A może ja żyje w jednym świecie i śnie o drugim, albo też to życie tutaj jest snem, a w tamtym żyje naprawdę.
Trochę mnie to dało do myślenia.
-Ageha w końcu się obudziłaś- jakieś deja-vu normalnie.
-A co się stało?- zapytałam rozglądając się wokół.
-Zemdlałaś jakiś tydzień temu w kuchni przy rodzicach i od tamtej pory się nie budziłaś- powiedział spokojnym już tonem Yu. Nagle się zorientowałam, że Yu w końcu jest przy mnie czyli to znaczy iz wrócił i że czekał aż się obudzę.
-Yu jesteś!-krzyknęłam szczęśliwa i przytuliłam go do siebie. On odwzajemnił mój uścisk.
-Więc jaka jest decyzja twojego ojca co do twojego zamieszkania tutaj?-zapytałam ponieważ chciałam już wiedzieć w końcu czy będziemy mogli być razem. Zobaczyłam jego niepewną minę.
-Niestety ojciec się nie zgodził- odpowiedział tylko, a ja poczułam ból w sercu.


*********************
wiem wiem powinnam teraz wstawić bonusik dla mojej kochanej Akogareno ale niestety nie miałam jak ponieważ całą historia się gdzieś straciła ale się nie bój miśku napewno ja napisze.
Teraz czekam na komcie w związku z moim nowym rozdziałem piszcie i się nie krępujcie się:D
buziaki dobre duszki:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*....