niedziela, 17 maja 2015

05. Pierwszy twój uśmiech, a serce drgnęło...

Jakiś miesiąc zleciał tak szybko. Dziwne, że czas szybciej mija. Myślałam, że będzie się dłużył.
Pracuje spokojnie w hotelu i mieszkam a małym pokoiku. Oczywiście oddałam mieszkanie i zabrałam rzeczy jakie mi były potrzebne. Resztę po prostu wyrzuciłam. Wczoraj widziałam, że już ktoś tam mieszka. Byłam szczęśliwa.
Teraz tylko wspominam Kreml’a i czarnego wilka.
Obaj z jakiegoś powodu wciąż siedzieli w mojej głowie.
Nie chciałam ich zostawiać, ale musiałam. Wiedziałam, że prędzej czy później stamtąd odejdę jednakże wolałam się nie przywiązywać dlatego odeszłam tak szybko jak się udało. Rana na brzuchu zagoiła się w końcu i została blizna ale już nie ma problemów.
Każdy dzień był dla mnie wyzwaniem. Nie chodziłam do szkoły ale za to po pracy chodziłam do biblioteki i uczyłam się tam. Zależało mi na tym ponieważ od następnego roku powinnam zacząć liceum.
Musze tylko zdać egzamin i od września zacznę się uczyć.
Tylko że muszę jeszcze poczekać do sierpnia przyszłego roku a to tylko trochę czasu.
Spokojnie daję radę mimo to myśli i wspomnienia z tamtego miejsca wciąż krążyły mi w głowie.
Nie chciałam niczego zostawiać ale zapomnieć tez nie. Jakoś tak sama sobie zaprzeczam jestem jakaś dziwna.
-Eli- to moja nowa ksywka heh- powinnaś się już przebierać i iść do biblioteki ponieważ za dwie godziny zamykają zapomniałaś?- usłyszałam kierownika.
-Już już idę i dziękuje- podeszłam do niego i uściskałam. Potem szybko się przebrałam i pobiegłam do największej biblioteki w mieście.
Ach jakie mam szczęście że mam Tima za kierownika. Jest facetem po czterdziestce więc traktuje mnie jak córkę i jestem mu za to wdzięczna ponieważ takiego ojca chciałabym mieć.
-Witaj Eli jak tam dzisiaj w pracy?- usłyszałam pytanie Megan młodej kobiety pracującej w bibliotece. Zaprzyjaźniłyśmy się jakoś ponieważ przychodzę tu codziennie, a ona mi pomagała kilka razy i jakoś tak doszło do kilku rozmów by przerodzić się jakąś formę przyjaźni.
-Dzień dobry Megan dzisiaj tak samo jak zwykle na szczęście udało mi się zdążyć na jakąś godzinę by się pouczyć- uśmiechnęłam się wyraźnie.
-Tak tak powodzenia jakby coś to daj znać- tez się uśmiechnęła.
Podeszłam do półek z książkami i wybrałam te które chciałam przeczytać jeszcze dzisiaj.
Siedząc tak i redagując je poczułam, że za chwilę coś się wydarzy jakbym nie mogła pozbyć się uczucia iż jestem obserwowana. Rozejrzałam się ale nikt na mnie nie patrzył.
To dziwne.
-Eli powinnaś się już zbierać zaraz zamykamy bibliotekę ale te książki możesz zabrać do domu- Megan jak zwykle delikatnie uśmiechnięta wskazała na zegar na ścianie. No tak szybko czas zleciał. Zebrałam książki i szybko wyszłam z budynku kierując się do hotelu.
Nagle znów poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Skręciłam za następnym rogiem i szłam dalej. Jakoś się wystraszyłam, że to mogli by być ci kolesie odpowiedzialni za śmierć mojego ojczyma więc starałam się zachowywać normalnie. Delikatnie rozejrzałam się wokół siebie jednakże nie zobaczyłam nikogo kto choć odrobinę by przypominał tamtych gości.
Stanęłam na światłach. Czekając na zmianę świateł wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam że to powietrze nie jest zbyt czyste ale no chciałam się uspokoić.
Nagle wyczułam w powietrzu zapach żywicy i runa leśnego.
Jak to możliwe przecież do lasu jest taki kawał a ja jestem w samym centrum.
Spojrzałam za siebie. W zaułku dwóch budynków ujrzałam cień wielkiego psa. Chociaż jak się przyjrzeć bliżej to raczej wilka?
Szybko podbiegłam do tego zaułka i ujrzałam pięknego czarnego wilka. W moich oczach poczułam zbierające się łzy. Wilk delikatnie przysunął się do mnie i wtulił swój pysk. Byłam tak szczęśliwa że łzy spływały strumieniem po moich policzkach.
-Jeju nie spodziewałam się że jeszcze kiedykolwiek cię ujrzę Kor- szepnęłam do niego.
Jak tylko usłyszał mój głos jeszcze bardziej się wtulił a ja w niego i wdychając ckliwie towarzyszący mu zapach lasu, ryczałam jak idiotka.
-Kor jesteś tu?- usłyszałam cichy głos. Kor zawarczał i nagle przy nim pojawił się nie kto inny jak sam Kreml. Byłam tak zaskoczona, że przestałam płakać tylko wpatrywałam się w niego jak urzeczona. Dlaczego? Ponieważ ubrany był w ubrania, które widuję na co dzień w moim mieście. Byłam zaskoczona nie tyle faktem iż miał je na sobie raczej jak świetnie w nich wyglądał. Włosy zaś miał związane czarną wstążką. Jakoś tak wyglądał bosko. Poczułam jak się lekko czerwienie.
Jakoś tak słowa nawet nie mogłam powiedzieć. Czułam jak wpatruje się w e mnie zdziwionym wzrokiem. Nie byłam w stanie spojrzeć na jego twarz. Czułam się poniekąd winna i jednocześnie zawstydzona faktem iż Kreml wygląda tak świetnie.
Wciąż wpatrzona w ziemię nie zauważyłam jak on do mnie podszedł. Gdy nagle zostałam porwana i uściśnięta przez duże męskie ramiona. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko a serce waliło. Mimo iż nie chciałam to podniosłam głowę i ujrzałam najpiękniejszy uśmiech na świecie. Jakby pierwsze promienie słońca rozproszyły ciemność nad światem. Jakby gwiazda na niebie spadła mi w ręce i świeciła ciepłym blaskiem oświetlając mi drogę. Jakbym rozpływała się jak lody waniliowe w gorący dzień. Nie miałam innych porównań ale tak to właśnie było. To wszystko naraz poczułam jak zobaczyłam ten uśmiech.
Wpatrzona nie mogłam też uwierzyć iż widzę go we własnej osobie.
Co mi jest? Otrząśnij się idiotko! Jesteś taką kretynką żeby teraz o tym myśleć powinnaś wracać do hotelu! -łajałam się w myślach.
-Powinnaś była dać znać, że żyjesz nawet nie wiesz jak bardzo się wszyscy martwiliśmy o ciebie chociaż nawet cię nie rozpoznałem na początku- w jego głosie szło wyczuć pewną dozę zaskoczenia. No tak gdy z nimi przebywałam ubierałam się inaczej i moje włosy były białe tymczasem ponieważ musiałam się w jakiś sposób ukryć farbowałam je na brązowo i zakręciłam żeby inaczej wyglądać. Każdego dnia uważałam gdziekolwiek nie szłam.
-Powinniśmy już wracać skoro cię znaleźliśmy- te słowa mnie nie zdziwiły w końcu oni są z innego świata prawda. Muszą wracać ponieważ tu nie jest ich miejsce a ja zaś zostanę tutaj ponieważ jestem z stąd.
-Chodź nie powinniśmy zwlekać- zaczął mnie ciągnąć. Jak to?! Przecież ja nie mam zamiaru z nimi nigdzie iść. Zaczęłam się opierać co zdziwiło Kreml’a.
-No chodź przecież po to tu przyszliśmy- złapał się za głowę- kurcze zapomniałem że ty nie rozumiesz co mówię- zaczął się zastanawiać jak mi przekazać żebym z nimi poszła.
Jednakże widziałam jak starał się to robić nie mogłam wytrzymać.
-Nie mogę z wami iść przecież ja nie nalezę do waszego świata w dodatku gdym z wami poszła to wam by groziło niebezpieczeństwo- mój cichy głos wywarł na nim dość nie małe wrażenie.
-Ty mówisz i jeszcze rozumiesz co mówię jak to możliwe?- usłyszałam w odpowiedzi.
-Tak właściwie to tylko ciebie- sprostowałam.
-Od kiedy?-
-Od dnia w którym byłeś wściekły i tak mną potrząsałeś że mi się rana otworzyła- byłam trochę skrępowana ponieważ wtedy też go pocałowałam.
-Wiesz dlaczego cię szukaliśmy?- zapytał.
-Nie wiem chociaż przychodzi mi do głowy, że chcieliście wyjaśnień odnośnie mojego odejścia tak bez słowa- podrapałam się po głowie. W zasadzie tylko to jedno mi do głowy przyszło, ale po jego minie widziałam, że to nie to.
-Właściwie przybyliśmy tu po ciebie ponieważ jesteś moją przyszła żoną- Kreml był poważny nawet jego oczy były poważne.
-Ja? Jak to możliwe przecież niczego takiego nie pamiętam zresztą powinno się to jakoś okazywać co nie i w ogóle to ja jestem za młoda na zamążpójście!- byłam tak zdziwiona i zszokowana, że nie wiedziałam jak mam się zachować i w ogóle myśleć.
-Właściwie to była twoja wina ponieważ to ty nas zaręczyłaś a ja mam nawet znak, że jestem już zajęty przez ciebie- pokazał mi na szyi znak gwiazdy w obręczy.
-Jak to możliwe?- byłam tak skonfundowana, że moje pytania ograniczyły się do tego jednego.
-Pocałowałaś mnie a to oznacza zaręczyny w moim kraju- tu spojrzał na mnie i kazał mi odsłonić szyję. Zrobiłam jak kazał i ujrzał na niej ten sam znak.
-Ja przysięgam nie wiedziałam czy można to jakoś odwołać?- na twarzy Kreml’a ujrzałam szok.
-No wiesz co jak możesz przecież jestem władca przez myśl by mi nie przeszło to odwoływać przecież to jest obowiązek króla- mało co się nie załamałam.
-Nie mogę poważnie przecież ja nawet nie jestem z twojego kraju nawet nie znałam tego zwyczaju proszę odwołaj to jakoś- byłam zbyt zaskoczona żeby przejąc się faktem iż Kor pchał mnie w kierunku lasu a ja szłam bezwiednie wciąż mówiąc do Kreml’a kroczącego obok mnie.
-To nie możliwe ponieważ takich zaręczyn nie da się odwołać- stwierdził.
-Od dnia w którym mnie pocałowałaś przypieczętowałaś swój los z moim więc od teraz staniesz się moją kobietą- jego słowa i władczy ton sprawiły, że się jeszcze bardziej przeraziłam.
-Nie!- krzyknęłam i zdołałam uciec. Biegłam szybko aby tylko dostać się do hotelu. Na szczęście nie byłam daleko i dość szybko ukryłam się w murach budynku. Wiedziałam, że jak się nie ukryje to Kreml i Kor złapią mnie i siłą zaciągnął do swojego kraju.
Ale dlaczego ja się tak broniłam? Przecież gdybym żyła w ich świecie to nie musiałabym się bać każdego dnia i nie martwiłabym się o dalszą przyszłość. Jest jednak coś co muszę załatwić i dlatego nie mogę z nimi pójść.
Muszę znaleźć matkę, która rzekomo nie żyje…
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________
tak jestem trochę dziwna i za szybko przemieszczam się z czasme ale taki początek heh później będzie bardziej złożony czas:D ale no ciesze się że w końcu ktos to przeczytał:D
buziaki:*:*:*…

2 komentarze: