niedziela, 17 maja 2015

02.Spotkałam ciebie na drodze ciszy...

Tymczasem w puszczy zawrzało…
-Ukim ktoś przekroczył zieloną granicę!- krzyknął jeden z obserwatorów do swojego przełożonego.
-Ukim co mamy robić?- wciąż i wciąż nawoływano młodego kapitana.
Ten wstał i delikatnie podniósł rękę aby uciszyć krzyki jego podwładnych.
-Już już spokojnie to nie musi być żadne zagrożenie przecież nie raz jakieś większe zwierzę ją przekraczało i nic się nie stało- był spokojną osobą z natury więc nie przeraził się wizją jakiegoś obcego z nie wiadomo skąd.
-Ukim, ale tym razem to nie jest zwierzę- kapitan obejrzał się i ujrzał szarego wilka wielkości dorosłego człowieka. Jego żółte oczy były zimne jednakże gdy spojrzał na swego partnera lekko pociemniały i ukazała się w nich nitka sympatii. Łączyła ich nierozerwalna więź więc tylko Ukim miał przywilej rozmawiać z Waru.
Szary wilk spokojnie podszedł do Ukima i dotknął go nosem na znak powitania. Ten odwzajemnił się skinieniem głowy.
-A więc Warau co masz do powiedzenia?- Ukim się troszkę zestresował gdy Warau powiedział na głos to czego się obawiali inni.
-Właściwie nie tyle do powiedzenia co do pokazania ponieważ osoba, która przekroczyła granicę , krwawi i to dość obficie co sprowadziło lekki niepokój wśród moich braci- Warau lekko powarkiwał przy każdym wypowiadanym słowie. Rzadko używał ich języka ponieważ wolał telepatię.
Jednakże tylko Ukim mógł się z nim nią posługiwać.
Westchnął ciężko.
-Ukim chodź zabiorę cię do tego osobnika- warknął, a Ukim usiadł na nim i odjechali w szybkim tempie do oddalonej części lasu. Przy starym dębie stało już kilka innych wilków wraz ze swoimi partnerami. Wilki lekko najeżone i zaniepokojone zapachem krwi czekały na Warau i Ukim’a.
-Ukim obcy tu jest- Ukim spojrzał we wskazanym kierunku. Widział kogoś leżącego w dziurze konara wielkiego dębu tuż przy zielonej granicy.
-Co mamy robić?- jeden z podwładnych podszedł do niego i spojrzał na obcego.
-Szczerze to nawet tego nie chcę ale najwyraźniej nie ma innego wyjścia- wyszeptał.
-Poślijcie po Kreml’a i Czarnego!-krzyknął do kilku strażników, a ci z kwaśną miną dosiedli swoich wilków za ich wcześniej pozwoleniem i odjechali tak szybko jak tylko można.
Tymczasem Ukim telepatycznie komunikował się z Warau.
-Musimy czekać na Kremla i Czarnego-
-Nie ma innego wyjścia Ukim sam wiesz, że to pierwszy przypadek gdy z drugiego świata ktoś do nas się dostał-
-Wiem Warau, ale to jest dość przerażające na swój sposób ponieważ starożytni założyli zieloną granicę i żaden obcy nie był w stanie jej przekroczyć więc dlaczego to się jednak stało?-
-Nie wiem Ukim zapewne wszystko się wyjaśni gdy obcy dostanie się w ręce szanownej Keyali-
-Tak Keyala będzie wiedzieć co robić-”
Po tej rozmowie Ukim stał wraz z innymi na straży, a wilki oddaliły się ponieważ wieść iż Czarny ma przybyć raczej nie napawała ich pozytywnymi uczuciami i już wróżyli obcemu niechybny koniec.
Jak stwierdził jeden z wilków o dość ciemno brązowej maści, obcy zginie jak tylko Czarny go dotknie więc o resztę się już nie ma co martwić.
Kreml wstał właśnie z wielkiego łoża w samej bieliźnie. Narzucił na siebie jakieś ubranie w ciemnym kolorze i podszedł do stołu gdzie czekała na niego taca z gorącym posiłkiem oraz napojami. Nalał sobie soku i wypił duszkiem. Podszedł do wielkiego okna otwartego na oścież co dawało przyjemny chłodny podmuch powietrza w ten dość upalny dzień.
Wyczuł Czarnego gdyż ten był niedaleko na polanie i wylegiwał się w słońcu. Pozornie.
Czarny nazywany tak przez wszystkich ponieważ jego umaszczenie było w tym kolorze oraz jego oczy, naprawdę leżał w oczekiwaniu na nadchodzących. Już od dłuższego czasu był niespokojny ponieważ wyczuł subtelną woń krwi. Krwi, której tylko raz zasmakował oraz  nigdy nie zapomniał.
To był człowiek. Człowiek ze świata po za zieloną granicą. Jak się przedostał przez tą magicznie stworzoną ścianą sam nie wiedział. Wiedział jednakże nie może pozwolić aby temu człowiekowi stała się krzywda jednakże musiał czekać. Czekanie wprawiało go w lekki stan rozdrażnienia przez co nie umiał powstrzymać cichego burczenia. Kreml natychmiast zareagował na zachowanie przyjaciela.
Jako jedyny nigdy nie siadł na wilku. Nie odczuwał takiej potrzeby zresztą Kor by mu nie pozwolił. Kreml jednak się tym nie przejmował. Dla niego najważniejsze było to, że Kor wybrał go na swojego partnera, a dzięki temu stali się przyjaciółmi.
-Kor co się dzieje?- zapytał patrząc na wilka z góry.
-Mamy gości- odwarknął Czarny. Kor to imię Czarnego jednakże tylko Kreml miał prawo i przywilej jednocześnie zwracania się tak do niego.
Kreml spojrzał gdzieś ponad gałęzie drzew i dostrzegł kilku strażników spod granicy.
Nie zdziwiło go to ponieważ sam odczuwał obecność obcego.
Teraz wychodzi na to, że jest potrzebny. Szybko wrócił do swojego pokoju przebrał się w wyjściowe ciuchy i zleciał na ziemię koło Czarnego.
-Widzę, że jak zwykle nie chce ci się używając schodów- Kor lekko  zaśmiał się widząc jak Kreml poprawia ubranie.
-Znasz mnie- Kreml nie przejął się przytykiem przyjaciela i skierował się ku nadjeżdżającym.
-Panie ważna wiadomość jesteś proszony aby udać się na miejsce gdzie przebywa obcy sam kapitan Ukim czeka na ciebie na miejscu- strażnik zasalutował.
-Dziękuje- tyle w odpowiedzi. Kreml zaczął unosić się w powietrzu i zniknął tak szybko jak błyskawica. Czarny wraz z nim.
Nagle pojawili się obok Ukim’a, ten nawet nie mrugnął ponieważ już przywykł.
Kreml spokojnie podszedł do drzewa. Bez strachu ani nerwów.
Czarny szedł tuz obok niego.
-Nie możesz się do obcego zbliżać- powiedział Kreml do Kor’a.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie ma potrzeby abym się trzymał z daleka- Kor jakoś uśmiechnął się pod nosem.
-Jesteś pewny?- Kreml jakoś nie wierzył, że Kor się powstrzyma mimo wszystko postanowił, że mu zawierzy.
Kor wiedział, że Kreml się obawia o jego dość nadszarpnięte nerwy.
Stanęli spokojnie i spojrzeli na obcego. Kor aż się zachłysnął od zapachu świeżej krwi, ale jednocześnie jak ujrzał tą młodą dziewczynę, serce się mu ścisnęło z żalu.
-Powiedzcie szanownej Keyali aby przygotowała się na przybycie ciężko rannego!- warknął głośno Czarny, a jeden z podwładnych pędem pobiegł do pałacu na najwyższym z drzew.
-Kor co się stało?- Kreml był zdziwiony zachowaniem swojego przyjaciela.
-Nie pytaj tylko pomóż mi ją na grzbiet położyć ponieważ ona szybko musi trafić do Keyali- Kor był zawzięty i przejęty. Przez tą krew zapewne ponieważ była taka znajoma w zapachu.
Kreml zrobił jak mu Kor kazał i wziął na ręce obcego nie czekaj obcą ponieważ Kor mówił o obcym jak o dziewczynie.
Więc obca już leżała na grzbiecie Kor’a. Czarny biegł tak szybko jak się tylko dało. Mijane wilki od razu wyczuwały krew, która ich drażniła.
Ludzie żyjący w tym świecie także byli poddenerwowani. Ponieważ partnerujące im wilki przekazywały swoje odczucia niepokoju.
Każde z żyjących w tym królestwie wilków miało swojego partnera. Łączyła ich więź jakiej nie da się rozerwać.
Odczuwali wszystko razem.
Teraz gdy Kor biegł wraz z tą dziewczyną na grzbiecie co dziwiło wszystkich ponieważ nikomu nie pozwalał na dosiadanie się, wszyscy byli zaniepokojeni, a Kreml czuł strach taki jaki tkwił w Czarnym.
Kor dostał się na pałac szybko więc i Keyala mogła szybko zając się ranną.
-Wynoście się stąd ponieważ to dziewczyna, a muszę ją rozebrać!- krzyknęła mocnym głosem Keyala.
Wszyscy, którzy zdążyli się zebrać w pokoju do badań, wyszli. Kreml został.
-Szanowna Keyalo powiesz mi jak się obudzi prawda bardzo cię proszę ponieważ Kor jest zdenerwowany a wiem, że ma to związek z tą obcą- Kreml rzadko odczuwał coś takiego jak smutek, ale o przyjaciela mimo wszystko się martwił.
-Oczywiście, że cię powiadomię, a teraz muszę się nią zająć- wygoniła Kremla, który udał się na dół do Kor’a.
-Wiem, że Keyala się nią dobrze zajmie więc i ty powinieneś spokojnie odpocząć- Kreml dotknął ręką przyjaciela. Kor położył się na ziemi i zamknął oczy. Prawda jest taka, że nie mógł dźwigać żadnych ciężarów dlatego też nie pozwalał się dosiadać.
Kreml o tym wiedział.
Czarny wilk przysnął zmęczony, a jednak czuwał.
Kreml zostawił przyjaciela, a sam poszedł do swojego pokoju. Uniósł się i dostał na balkon. Nie lubił schodzić schodami za dużo czasu i jednocześnie szkoda mu było skrzydeł nie ruszać.
Zaczęło zmierzchać. Kreml schował skrzydła i pozbywszy się ubrań położył się w swoim leżu.
Zasnął z uczuciem iż Kor coś przed nim ukrywa.
Minęło kilkanaście dni, a ja wciąż się nie budziłam.
Nikt się mną już nie przejmował. Byłam obcym, ale to nic skoro Keyala się mną zajęła. Czarny mnie woził na grzbiecie. Wszystko było w porządku. Mogłam tu zostać ponieważ najważniejsi mnie zaakceptowali i nie kazali zabić.
Kor siedział w pokoju do jakiego zostałam przeniesiona.
Keyala wspomniała, że moje ciało zostało uszkodzone przez jakiś dziwny przedmiot.
-Normalnie jak go trzymasz nie robi żadnej krzywdy, ale coś musi być jeszcze aby ta rzecz narobiła tyle szkód. Coś na kształt jak strzała i łuk- Keyala pokazała Kreml’owi kule, która wcześniej tkwiła w moim ciele, a teraz trzymała ją w dłoni.
Kreml się wzdrygnął. Kor wiedział co to jest, ale nie mówił nic.
Żył kiedyś w świecie ludzi tej obcej, ale nigdy nikomu o tym nie mówił. Wolał ten fakt zatrzymać dla siebie ponieważ gdy tam żył mało nie został zabity. Uratowała go malutka dziewczynka. Miała kilka lat dopiero, a już radziła sobie ze wszystkim sama.
Uratowała go i jeszcze pomogła dostać się do tego lasu aby mógł wrócić do domu.

Nigdy tego nie zapomniał i był wdzięczny tamtemu człowiekowi, ale nienawidził ludzi więc jak pierwszy raz chciała go dotknąć ugryzł ją i to dość mocno. Napił się jej krwi. Dziewczynka nawet nie zapłakała choć skarciła go lekko za to, że ją ugryzł.
Wtedy też zrozumiał, że nie wszystkich ocenia się jedną miarą.
Dziewczynkę zapamiętał po zapachu i smaku krwi. Teraz jak wyczuł krew tak podobną do tamtej postanowił ją uratować, nawet jeśli mogła okazać się nie tą dziewczynką.
Trochę czasu minęło od tamtych dni więc i tamta dziewczynka urosła.
Kor leżał i obserwował śpiącą. Myślał o tym co zrobi jak ona się wybudzi.
Miał dług do spłacenia. Nie chciał pozwolić aby stała się jej krzywda.
Dni mijały na patrolowaniu terenu oraz ciągłym pilnowaniu dziewczyny.
Kreml postanowił zostawić Kor’a z tą dziewczyną. Jakoś czuł, że nie powinien mu przeszkadzać. Rozmawiali tylko na codziennych patrolach.
Czarny nie wspomniał ani razu o całej sytuacji.
Ja tymczasem wciąż spałam.
W końcu minęły ze trzy tygodnie od mojego przybycia.
Nagle otworzyłam oczy. Zobaczyłam jasno zielone koronki nad głową. Pomyślałam, że obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu lub dalej śpię. Rozejrzałam się i ujrzałam piękne zielone koronki jak z pajęczyny. Wyciągnęłam rękę by ich dotknąć. Były delikatne w dotyku.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Nagle ujrzałam pysk tuż obok moje twarzy.
Usłyszałam ciche powarkiwanie. Polizał mnie po twarzy długim ciepłym językiem. Pogłaskałam go. Nie bałam się. Nie odczuwałam strachu ponieważ ten wilkopodobny pies nie wydawał się groźny.
Chciałam coś powiedzieć , ale nie mogłam nic wykrztusić.
„Szkoda, że nie mogę nic powiedzieć”- pomyślałam.
„Jesteś piękny i taki ciepły”- mówiłam dalej w myśli.
Znów mnie polizał i nagle wybiegł z tego pokoju.
Kor się ucieszył jak zobaczył, że się obudziłam jednak zmartwił go fakt iż nic nie mówiłam.
Pobiegł szybko do Keyali i powiedział o moim przebudzeniu. Ta jak tylko usłyszała wieści pobiegła do pokoju w którym leżałam.
-Och moja droga w końcu się obudziłaś!- krzyknęła jak zobaczyła mnie leżącą z otwartymi oczami.
Nie zrozumiałam ani słowa, ale jej uśmiech powiedział mi, że się o mnie martwiła.
Uśmiechnęłam się na znak, że ją słyszałam.
Próbowałam coś powiedzieć, ale niestety żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła.
-Ona nie jest w stanie nic mówić- Kor był zmartwiony. Ten czarny wilk był zmartwiony co rzadko się zdarzało. Nigdy nie okazywał uczuć.
Kreml zresztą tak samo. Byli do siebie niezwykle podobni. Może dlatego tak szybko się dogadali i zostali partnerami.
Do Kreml’a także dotarła wiadomość o wybudzeniu się mojej osoby. Szybko dostał się do mojego pokoju, ale nie wszedł do środka tylko słuchał rozmowy Kor’a i Keyali. Nie wiedział co ma robić. Postanowił zatem iż przyjdzie później.
Kor i Keyala wyszli zostawiając mnie samą. Szkoda, że nie rozumiałam ani słowa.
Poczułam się trochę samotna. Nie wiedziałam gdzie jestem. Zobaczyłam oczywiście, że mam opatrunek na brzuchu gdzie byłam postrzelona. Nie wiele pamiętałam z wydarzeń sprzed mojej utraty przytomności.
Czułam pieczenie na szyi i gdy ją dotknęłam tez miałam opatrunek.
Najwyraźniej musiałam się poranić podczas ucieczki. Nie mogłam mówić więc tylko myślałam.
Zapadł zmierzch. Nie czułam zmęczenia, ale wiedziałam, że muszę odpoczywać. Chciałam już zamknąć oczy aby zasnąć, ale nagle na balkonie okna mojego pokoju pojawił się cień.
Ujrzałam wysokiego chłopaka, nie mężczyznę. Miał długie proste czarne włosy. Jego oczy zaś zielone jak trawa na równinie. Widziałam ich kolor ponieważ lekkie światło oświetlało jego twarz.
Spoglądał na mnie podejrzliwie. Jakbym miała mu coś odebrać. Jego to się przestraszyłam. Nie wiedziałam tylko czego on ode mnie chce.
Pomachałam delikatnie ręką aby zauważył iż nie śpię. Spojrzał na mnie, ale nie podszedł.
-Jesteś dziwnym osobnikiem- Kreml jakoś się nie martwił, że może ją urazić.
-Mogłaś zginąć przechodząc przez zieloną granice, a mimo to weszłaś tu i co? Żyjesz jedynie słowa nie mówisz- był pewny, że ona go rozumie.
Nie wiedział iż jego język był jej zupełnie nie znany.
Ja jakoś tak leżąc starałam się skojarzyć chociaż to co chciał mi powiedzieć, ale niestety nic nie zrozumiałam i nie wywnioskowałam.
Trochę posmutniałam. Zauważył to ponieważ podszedł do mnie. Pochylił się nad moją twarzą, a ja starałam się nie pokazać po sobie, że się go boję. Jednakże gdy znów coś powiedział w moich oczach ukazało się nie zrozumienie.
-Ty nic nie rozumiesz!-krzyknął.
Nagle do pokoju wpadł czarny wilk.
-Kreml co ty tutaj robisz?- Kor był zdziwiony. Nie wiedział, że jego przyjaciel będzie się skradał aby spotkać obcą.
-Jak to co chciałem się dowiedzieć jak ona się czuje i czy wszystko z nią w porządku, a z tego co zdążyłem wywnioskować ona ani nie może mówić, ale co najgorsze ona nawet nie rozumie co się do niej mówi- Kreml był zły. Kor od razu wyczuł jego nastrój.
-Rozumiem- Kor spuścił łeb.
-Nie martw się będzie dobrze, a mówić nie może ponieważ kolce pnączy na granicy są zatrute, a jak się zraniła wsiąkły w nią. Keyala mówiła, że zraniła się także w szyje przez co uszkodzone ma struny głosowe- Kor jakoś tak pomyślał, że lepiej będzie to wszystko wytłumaczyć Kreml’owi.
Kreml pokiwał tylko głową odwrócił się i wyskoczył przez okno, przez które wszedł.
Spoglądałam na nich totalnie zdziwiona oraz z totalnym brakiem zrozumienia jakichkolwiek słów.
Wilka w ogóle nie rozumiałam ponieważ jedyne co słyszałam to powarkiwanie, ale wiedziałam, że on musi rozmawiać z tym mężczyzną.
To mnie zdziwiło.
Jednak nie chciałam nic więcej rozumieć.
Zasnęłam…
**********************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz