piątek, 5 października 2012

6. Kilka kroków ścieżką bólu...

Ciągła myśl krążyła mi po głowie, gdy tak siedziałam przed Haku. W końcu miałam okazje poznać osobę, która jak ja potrafi leczyć i jak się dowiedziałam typ powietrza to potrafi co mnie ucieszyło oczywiście przynajmniej nie byłam wyjątkiem. Ta myśl czy on może być kimś kto pomoże mi w wygraniu w mojej własnej wewnętrznej walce.
-Dlaczego pozwoliłeś na nasze spotkanie?-zapytałam, gdy się w końcu otrząsnęłam po jego dość otwartym wyznaniu. Potrzebowałam chwili aby się otrząsnąć więc jak zadałam to pytanie Haku wyrwał się z zamyślenia w jakie wpadł. Spojrzał na mnie.
-Wiesz pozwoliłem czy nie pozwoliłam to już nieważne raczej zależało mi na tym aby znów cie spotkać ponieważ ta aura jaką wyczułem podczas naszego pierwszego spotkania po prostu mnie zaintrygowała- mówiąc to spojrzał mi głęboko w oczy. Wyglądał jak zaciekawione dziecko patrzące na coś nowego. Chciałam mu powiedzieć żeby przestał się tak na mnie gapić, ale kultura mi na to nie pozwalała.
Popiłam herbatę i zastanowiłam się chwilę nad tym co mi powiedział. To prawda. Każdy "posiadający" jakiego spotkałam i z nim rozmawiałam mówił mi to samo. Poczułam się jak wyrzutek społeczeństwa. Smutek znów zagościł w moim sercu. Nie należę do świata zwykłych ludzi, ale też do świata "posiadających", a o świecie duchów w ogóle nie mogę mówić ponieważ oni to zupełnie inna sprawa.
Haku patrzył na mnie z zainteresowaniem w oczach.
-Co się gapisz?- zapytałam bezceremonialnie. Mój język. Czasem powinnam nad nim panować, ale to samo z siebie tak wychodzi.
-Oj panienka się obruszyła ponieważ podziwiam je urodę??- odpłacił mi się sarkazmem w głosie.
Dobry jest. Zaśmiałam się.
-Bo gapisz się na mnie jak na jakiś eksponat więc trochę się wkurzyłam- odpowiedziałam mu ze śmiechem.
-Dobra dobra, ale od teraz proszę abyś się nie powstrzymywała przy mnie nie musisz udawać damy- zadziornie skrzywił głowę. Dało mi do myślenia to jego zachowanie. Zdecydowanie wyglądał na więcej lat niż ja, a zachowywał się jak małe dziecko. Taki paradoksalny trochę co nie.
-Daj se spokój mnie nie zmienisz- powiedziałam tylko. Spojrzałam do filiżanki i zobaczyłam, że wypiłam już umówioną herbatę. Wstałam więc.
-Powinnam już wracać trochę czasu tu przesiedziałam, a muszę jeszcze odpocząć- Haku podniósł się także.
-Pozwól zatem iż cię bezpiecznie odprowadzę tam skąd cię zabrałem- ukłonił się jak gentlemen. Zachichotałam jak dziewczę w popłochu. Oż cholera złapałam się za buzię aby ukryć moją reakcje.
Spojrzał na mnie ze śmiejącymi się oczami i złapał mnie za rękę. Szybkim pędem znaleźliśmy sie w miejscu, z którego zabrał mnie wcześniej. Jednakże to miejsce nie było już puste. Stał tam Ryu z kilkoma rycerzami i rozglądali sie wokoło.  Poczułam mrowienie w końcówkach palców u mojej prawej dłoni. Wiedziałam co to oznacza.
-Ej kim jesteście?!- usłyszałam krzyk jednego z rycerzy, który nas właśnie zobaczył.
-Ja to jestem kim jestem, a ona to gościem na dworze nieprawdaż wasza wysokość?- powiedział i jednocześnie zapytał Haku księcia Ryu kłaniając mu się jak przystało.
-Tak tak odłóżcie broń- Ryu machnął tylko żeby tak nie wymachiwali tymi włóczniami.
-Cieszę się, że w końcu jesteś panienko Ageho- powiedział do mnie. Skinęłam mu głową.
-Haku dziękuje za herbatę i tę chwilę rozmowy mimo, że niczego nie wyjaśniliśmy- powiedział patrząc na mojego towarzysza.
-Nie ma sprawy będzie jeszcze od groma okazji- powiedział.
-Nie, nie będzie- szepnęłam w jego stronę, ale chyba mnie nie usłyszał ponieważ zniknął w wirze wiatru.
-Panienko Ageho chodź ze mną musimy coś wyjaśnić- Ryu podszedł do mnie iw wyciągnął dłoń abym ją złapała i poszłam za nim. Szliśmy dość długo w zupełnie innym kierunku niż ten, z którego przyszłam.
Nagle zatrzymaliśmy sie przed sporymi drewnianymi drzwiami.
-Pozwól, że zapytam wasza wysokość czy to jest miejsce gdzie postanowiłeś mnie uwięzić dopóki nie wyleczę waszego mistrza?- byłam dość obcesowa zwłaszcza jeśli chodziło o moje poczucie bezpieczeństwa.
Widziałam jak się nieznacznie wzdrygnął gdy powiedziałam o uwięzieniu. Wiedziałam.
-Nie masz się o co martwić jak już sam wiesz poprzez rozeznanie sie w kodeksie już obiecałam, że ten raz mu pomogę- dodałam gdy nadal nic nie mówił.
Odwrócił się w moją stronę.
-Poważnie nie rozumiesz czemu to robię i nie dam rady ci tego wytłumaczyć- powiedział spuszczając głowę. Szybko złapał mnie za ramiona i wepchnął do komnaty wielkiej jak jakaś aula. Było tam wszystko co potrzeba aby móc żyć w dostatku. Małe mieszkanko w środku wielkiego pałacu. Usłyszałam za sobą szczęk zamka. Czyli tak jak przewidziałam tak sie stało. Moje palce nigdy mnie nie zawodzą. Mrowienie oznacza uwięzienie. Heh jakie to przewidujące.
Obejrzałam całe pomieszczenie i rozejrzałam się za zostawionymi tu znakami z cytem. Widziałam kilka. Specjalnie ułożone abym nie mogła się wydostać za pomocą cytonu. Ech nawet jeśli Kreso jest ich mistrzem to nadal potrafi używać tylko cytów odpowiadających jego typowi. Szkoda mi będzie to rozwalać.
Choć powód nadal jest mi nieznany to jednak uwięzienie mnie było chyba ich jedynym sposobem gwarancji mojego pozostania tutaj.
Ech kretyni i tyle. Mimo to twarz Ryu jak mi mówił o tym iż nie rozumiem dlaczego to robi była dość dziwna. Przestraszył mnie jedynie jego wzrok. Jakby chciał mi w ten sposób przekazać coś ważnego. Nie byłam w stanie odczytać co dokładnie chciał mi powiedzieć.
Nie ważne ponieważ teraz zostało mi już tylko czekać na decyzję Kreso i podjąć kroki aby dostać się do domu. Wrócę może wcześniej niż planowałam, ale wrócę aby ich wszystkich jeszcze zobaczyć.
Zanim będę musiała podjąć najważniejszą decyzję mojego życia. Poczułam igiełki wbijające sie w moje serducho. Okropne uczucie. Podeszłam do łóżka z baldachimem jak dla księżniczki i usiadłam na krawędzi.
Spojrzałam na widok za oknem. Patki spokojnie latały po niebie wolne od trosk i przyziemnych utrapień.
Nagle ujrzałam wśród nich białego kruka.
-Shiro!- krzyknęłam machinalnie. On jakby mnie usłyszał i podleciał do okna. Zaczął stukać dziobem o szybkę. Nie mogłam otworzyć ponieważ wiedziałam jak to sie skończy. Pomachałam do niego i w myślach przekazałam aby się nie martwił i odleciał gdzieś gdzie jest bezpiecznie ponieważ przez jakiś czas nie będę mogła poświęcić mu czasu. Zaczęło zmierzchać. Widziałam jak słońce powoli kładło się spać. Czułam jak zmęczenie bierze nade mną górę dlatego też położyłam się na łóżku i przykryłam nawet się nie rozbierając.
Musze czuwać nawet we śnie dlatego tez nie pozbyłam się oręża jakie miałam przy sobie. Normalnie przeszukano mnie ponieważ Ryu pamiętał o mieczu, ale go nie znaleziono. Nie mogłam pozwolić na odebranie mi jedynej rzeczy dającej mi jako tako przewagę nad innymi co nie.
Noc nastała bardzo szybko nawet szybciej niż się spodziewałam, ale nie przejełam się tym.
Obudziłam sie ponieważ wyczułam niebezpieczeństwo. Jakoś tak dreszcze na całym moim ciele mówiły mi, że jestem w dość ogromnym niebezpieczeństwie.
Nagle do komnaty wpadło kilku rycerzy uzbrojonych po zęby. Skoczyli w moją stronę i zaczęli krzyczeć coś  o tym, że próbowałam zabić jego wysokość księcia Ryu więc muszą mnie aresztować. Spojrzałam na siedząc na łóżku. Założyłam nogę na nogę i spojrzałam na nich jak na debili.
-A więc zakładacie, że chciałam zabić wam księcia z zamkniętego pokoju z założonymi zaklęciami, które raczej nie pozwolą mi używać cytonu w dodatku nawet nie wiedząc gdzież to książe ma swój pokój i jeszcze śpiąc w tym łóżku jakże to mądrze przemyślane rzeczywiście jej ja się potrafię wydostać z tak pilnie strzeżonego miejsca super- pokiwałam głową z ubolewaniem.
-Idioci z was i tyle czy to nie oczywiste, że ktoś chce wkręcić skoro spokojnie sobie tu siedzę i jestem pod ręką??- zapytałam tych idiotów z głupimi minami.
-No w sumie prawda proszę więc wybaczyć Panienko, ale tą sprawę trzeba jakoś wyjaśnić- powiedział jeden z nich.
-Najpierw zapytajcie waszego księcia czy nic mu nie jest i jeśli rzeczywiście była próba zamachu na jego życie, ale on przeżył to tylko on powinien znać osobę która go zaatakowała i wiecie nie jestem jedynym "posiadającym" w tym mieście- dodałam aby ich w końcu przekonać.
Wyczułam aurę Kreso. Wszedł przez drzwi patrząc na mnie z uśmiechem poczciwego staruszka, ale ja wiedziałam, że ukrywa strach pod ta maską.
-Witaj szanowna panienko Ageho- skłonił mi sie- mam nadzieję iz panienka wybaczy tym ludziom ich złe maniery, ale rzeczywiście doszło do próby zamachu na życie jego królewskiej mości księcia Ryu- dodał.
-Witaj szanowny panie Kreso- skłoniłam sie jak powinnam była- wierze ponieważ też wyczułam tu aurę niebezpieczeństwa niestety to nie był ktos kto nas nie zna- dodałam patrząc na Kreso dość zimnym wzrokiem.
Nie , nie to nie on od razu bym wiedziała. To był Haku.
Teraz nasuwa sie pytanie dlaczego to zrobił. 
Zaszłam ze wszystkimi do komnaty księcia i zobaczyłam czysty obraz małej katastrofy. Wszystki meble porozwalane i zniszczone. Samo łóżko wyglądało jakby je ktoś celowo podrzucił kilka razy w powietrze po czym machnał nim jak szmatą i przerzucił na drugi koniec pomieszczenia.
Sam książę siedział spokojnie w towarzystwie kilku rycerzy trzymając się za ramię, które krwawiło.
-Ech księciuniu ty i te twoje problemy- podeszłam do niego bez zbędnych westchnień.
-Tak ty i twój cięty język pewnie jakbyś tu była to byś mu jeszcze pomogła, bo inaczej jak wytłumaczyć fakt iż żyję?- spojrzał na mnie sarkastycznie.
-Tak tak i jeszcze bym poprawiła zapewne, ale żyjesz dzięki swojemu mistrzowi, a nie dzięki fartowi- wskazałam na Kreso, który to sam był zdziwiony tym co powiedziałam.
-No co idioci- się wkurzyłam po czym westchnęłam ciężko- czy ja naprawdę muszę wam wszystko tłumaczyć, a podobno to wasz mistrz i jeszcze mi mówił o tym jaki to on życiowo doświadczony- machnęłam ręką.
-Mikad ser te- zanuciłam śpiewnie. Z moich palców puściłam czystą energię. Oplotła ona krwawą ranę księcia i nagle wszystko znikło.
-Cholera że tez muszę marnować energię na ciebie- prychnęłam jak skończyłam. Nagle się zorientowałam iz wszyscy w ciszy patrzą na mnie z podziwem w oczach.
-Dajcie se siana za chiny ludowe wam nie pomogę choćbyście na klęczkach błagali- odpowiedziałam na ich myśli jakie zdążyłam odczytać.
-Jak to? A co z naszym mistrzem?- zapytał jakiś męski i głęboko-dojrzały głos zza moich pleców.
Obejrzałam się. Nagle wszyscy zebrani uklękli. Usłyszałam ciche szepty "wasza wysokość", "to jego wysokość" i takie tam podobne.
Szybko wniknęłam do umysłu nowo przybyłej osoby. Już wiedziałam kim on jest.
Ale choćby to był sam smoczy władca to bym mu się nie ukłoniła.
-Spokojnie wszyscy- podniósł rękę i kazał się wszystkim podnieść choć jak spojrzał na mnie wciąż stojącą jakby nigdy nic to się lekko zdziwił.
-Więc to ty jesteś tym słynnym srebrnowłosym motylem tak?- zapytał. Skinęłam głową.
-Odpowiedz mi więc proszę co z mistrzem?- zapytał.
-Wcale nie muszę odpowiadać- powiedziałam zgodnie z prawdą. Kreso potwierdził.
-A więc jak mogę uzyskać odpowiedź- tu spojrzał na mistrza. 
-Wasza wysokość jakby wytłumaczyć to co chcę żebyś zrozumiał i nie poczuł sie jednocześnie iż ci uwłaczam- zaczął spokojnym tonem. Spojrzałam na niego ostro. To że Kreso się tak zachowywał uwłaczało jego własnej godności.
-Phi Kreso pospiesz się, bo nie mam zamiaru tu korzeni zapuszczać- pospieszyłam go, a cała reszta oprócz księcia, który to próbował ukryć wybuch śmiechu moim komentarzem, spojrzała na mnie zgorszona.
-Już już spokojnie panienko Ageho- powiedział do mnie z szacunkiem. Zaczynałam się powoli irytować.
-Słuchaj królu jak sam widzisz wasz mistrz nie jest ci tego w stanie powiedzieć ponieważ on już nie ma swojego kodeksu długa historia bla bla bla szkoda czasu i śliny, a więc chodźmy gdzieś gdzie można coś zjeść i na spokojnie pogadać, ale nie tutaj no weźcie się ludzie ogarnijcie- ostatnie słowa skierowałam do rycerzy stojących w komnacie. Spojrzeli po sobie, a potem na jego wysokość. Ten skinął głową na znak iż mają postąpić jak ja im powiedziała. 
-Panienko Ageho czy więc mogę cię prosić i chwilę uwagi?- zapytał. Cholerny kodeks gdyby nie fakt iż muszę go wysłuchać to olałabym dziada, a nawet król o tym nie wie. Skinęłam głową, że tai i poszłam za nim w asyscie Kreso, księcia biedaka, który to ledwo powstrzymywał się od śmiechu i kilku rycerzy ze straży przybocznej jego wysokości.
Aż dziw bierze, że jeszcze dzisiaj rano leżałam ciężko ranna z wielką dziurą w brzuchu. Zbyt śmieszne, że aż paradoksalne:D
Szłam tak za tym królem i szłam i nagle spojrzałam na Kreso, a on na mnie.
-Szhimaaa!- krzyknęliśmy oboje i wokół nas pojawiła się tarcza, oczywiście wokół reszty też ma się rozumieć.
W odpowiedniej chwili ponieważ nagle uderzyło w nas potężne skupione żądło stworzone z energii cytonu.
Na szczęście oboje stworzyliśmy bardzo silną tarczę więc ten pocisk się tylko rozbił odbijając się od niej.
Od razu wiedziałam kto to.
-Zapomnij kretynie o świecie!- krzyknęłam w stronę gdzie wyczułam iż przebywał.
-Nie mogę złotko!-odkrzyknął.
-Specjalnie mnie śledziłeś aby zobaczyć jak się dostać do księcia i myślisz że tak łatwo cię wypuszczę? Czyżbyś zapomniał iż nie jestem tak słaba jak ty!- krzyknęłam do niego, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Kisome da du rak!- krzyknęłam wypuszczając kulę energii, która podczas lotu zmieniała się w coś niewiadomego. Coś co tylko ja znałam. Uderzyło to w Haku z takim impetem, że spadł na podłoże dość ciężko ranny.
Rycerze szybko do niego podbiegli i złapali za ramiona by się nie mógł poruszyć. Oczywiście ręce były najważniejsze ponieważ żeby mógł użyć cytonu musiał uformować znak aby wypowiedziany cyt mógł się zmaterializować. Jedynie ja jak do tej pory byłam w stanie użyć cytonu bez formowania znaków rękoma.
Oczywiście jeśli książę o tym pamiętał to powinien zachować to dla siebie.
Choć nie zauważyłam aby to widział.
Podeszłam do Haku i spojrzałam na niego z sarkastycznym błyskiem oku.
-No to kto teraz jest panienką?- zapytałam. Odpowiedział mi szczerym uśmiechem uwielbienia. Dosłownie uwielbienie na jego twarzy nieco mnie zasmuciło.
-Zapomnij nigdy tego nie doświadczysz- odpowiedziałam na jego myśli.
-Dlaczego ponieważ nie jesteś jednotypowcem tylko wielotypowcem?- zapytał.
-Nie wiem o co ci chodzi- powiedziałam spokojnie. Odkrył to co innym się nie udało. W końcu wiedziałam kim jestem przynajmniej w małym stopniu.
Wypowiedziałam te same słowa co Kreso gdy wymienialiśmy się energią. Ujrzałam wiele wspomnień, obrazów, uczuć i słowa. Haku był dość interesującym człowiekiem. Widziałam jego trening i jego świat. Widziałam wszystko co do tej pory przeżył. Nagle to wszystko zniknęło. 
Odwróciłam się do Kreso.
-Wiesz co panie Kreso to on właśnie był tym który uratował tamtego posiadającego- powiedziała wskazując na Haku.
-Widzę- tylko tyle mi odpowiedział. W sumie dla nas to normalnie nie mówić tylko czytać w myślach, ale dla normalnych ludzi raczej to jest zbyt tajemnicze.
-Proszę wejdźcie do tej komnaty usiądziemy i porozmawiamy- powiedział książę Ryu ponieważ jego ojciec wciąż stał bez słowa.
-Tak tak chodźmy jego też zabierzcie- powiedziałam wskazując na Haku.
Wszyscy weszliśmy do wielkiego pomieszczenia przypominającego salę do obrad. Wielki stół stojący na samym jego środku spokojnie by pomieścił około trzydziestkę ludu. Usiadłam na pierwszym krześle i spojrzałam na resztę, która to czekała aż jego wysokość zasiądzie. Głupie zasady. Niech robią co chcą mnie to nie dotyczy. Zresztą żadnego posiadającego. Choć teraz Kreso był wyjątkiem. On był na łasce swego pana. Smutno mi się zrobiło, ale jak on chce abym uratowała mu życie to i żeby mógł tu zostać to cena jaką poświęci nie jest znów taka wielka.
Przestało mi być jego żal.
-A więc czy mogę się dostać odpowiedź na moje pytanie droga panienko Ageho?- spojrzałam na jego wysokość i nadal nic nie odpowiedziałam. Nagle Ryu wstał i powiedział coś co nie umknęło uwagi jego wysokości i jednocześnie w końcu zmusiło mnie do odpowiedzi.
-Droga panienko Ageho wybacz proszę złe maniery mego ojca, ale czy mogłabyś odpowiedzieć na pytanie,  ponieważ to jest absolutnie ważne dla mojego drogiego  ojca- ukłonił się przy tym. 
-Widzę że chociaż jeden tu dobrze ułożony co nie Ageho?- powiedział miękko Haku patrząc na zachowanie Ryu.
-Tak to prawda ponieważ nie jesteśmy zwykłymi ludźmi nie musimy zachowywać tych wszystkich form oraz dobrych manier o ile ktoś pierwszy nie zacznie z nami w ten sposób rozmawiać, ale jeśli chodzi o jego wysokość sprawa jest trochę inna ponieważ jest on władcą co sprowadza się do tego iż ktoś za niego musi odwalić cały ten cyrk ponieważ wiadomo iż sam król tego nie zrobi- powiedziałam kpiąco patrząc na Kreso. Ten się tylko uchylił od słusznego zresztą oskarżycielskiego spojrzenia.
-To prawda, ale teraz czas na odpowiedź panienko Ageho- powiedział Ryu wyczekująco przy tym na mnie patrząc.
-Dobrze tak jak już powiedziałam Kreso wcześniej pomogę ale tylko ten jeden raz- tu spojrzałam na Haku ten tylko skinął głową- ale żeby do tego doszło nasz drogi Kreso musi mi dać odpowiedź co do podjętej decyzji, a ponieważ czas miał do jutra czekać możemy jeszcze jakiś czas- dodałam zakładając ręce na głowę i odchylając się lekko na krześle. Sam Kreso stojący przy jego wysokości nic nie powiedział, ale wiedziałam, że wcześniej czy później będzie mi musiał powiedzieć. Na szczęście nie musiał tego oznajmiać wszystkim.
-Wiesz jakie to trudne, a mimo to naciskasz- powiedział nagle.
-Wiem i dlatego tez ta decyzja jest twoja nie moja, a naciskam ponieważ doskonale wiesz, że ja sama zbyt wiele czasu nie mam- powiedziałam szybko.
-Tak to okrutne co ciebie spotyka- kiwał lekko głową. 
Więc teraz tylko musimy się wyspać i spotkać jutro na wzgórzu co nie. Pomyśleć, że taką decyzję podjął mimo tak usilnych starań, aby do tego właśnie nie doszło. Wszystkie myśli tego człowieka przebiegały tez przez moją głowę, a jeśli przez moją to i przez głowę Haku więc i on wiedział.
-Stary ty tak poważnie?- zapytał gdy zobaczył z jakiego powodu to Kreso oddał Ryu swój kodeks.
-Wiesz jak to się skończy, ale to i tak nieważne skoro się udało i nie będzie mieć żadnego wpływu tak?- Haku się lekko zaśmiał. Widziałam jak podczas siedzenia tutaj jego rany dość szybko się goiły. Pomyśleć, że on tez tak może. Choć żadnych iskierek nie było. Najwidoczniej wcześniej się musiał na to przygotować.
-Czy to nie jest zbyt proste?- zapytałam Haku.
-Jak to?- odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
-Nie rozumiesz chodzi mi o użycie cytonu przy tak licznej grupie ludzi- powiedziałam patrząc na niego coraz bardziej zła. Bałam się konsekwencji, a jeśli znów stanie mi się coś podobnego do dźgania mieczem jak poprzednio. I pozostaje jeszcze Haku, który to totalnie olewał fakt iż złamał jedną z zasad kodeksu.
-Wiesz sam, że to się w końcu zemści-powiedziałam do niego zła.
-Wiem i co z tego- lekceważąco prychnął w moją stronę. Wściekłam się ponieważ tym razem nie użyłam cytonu dla siebie i to jeszcze z jego powodu. Kara jednak i tak mnie nie ominie. 
-Zabije tego cholernego idiotę- powiedziałam szybko i już chciałam przeskoczyć przez stół żeby mu dokopać, ale Ryu szybko mnie złapał i trzymał dopóki nie wyprowadzili Haku, a ja się nie uspokoiłam.
Bałam się. Bałam się teraz kary jaka mnie może spotkać. Dlatego tez unikałam jak tylko mogłam takich potyczek podczas pobytu w większych skupiskach ludzi. Bałam się jak jasna cholera.
-Co teraz?- zapytał Ryu patrząc na mnie.
-Ja się muszę przygotować na karę zresztą Haku też najgorsze jednak jest to, że wy możecie być w to niestety zamieszani, a tego to ja nie chce- powiedziałam cicho. I jakby na moje słowa usłyszeliśmy przeogromnie głośny ryk.
Wybiegliśmy szybko przed pałac. To co ujrzałam było moim najgorszym koszmarem i jednocześnie wybawieniem. 
Boję się tej kary jak jasna cholera.

Mikad ser te- ulecz ranę.
Szhimaaa- tarcza.
Kisome da du rak- cios czystej energii.
***************************
cześć dobre duszki to mo następny rozdział niestety będe musiała przez jakiś czas przestac pisac poniewaz nie będe dostępna przez jakiś czas. Poniewaz nie chciałam abyś cie sie nudzili napiałam dośc długi rozdział. Kochani wybaczcie jeśli przez długi czas nic się nowego nie pojawi.
Kocham was<3

1 komentarz:

  1. Dłuuuga*_* Kocham cię za to^^
    Jaki wielotypowiec?! Namieszałaś, namieszałaś, a teraz piszesz, że nie będziesz przez dłuższy czas pisać?! Okrutna jesteś!:D
    Oj, oj Haku niech boi się Agheyi^^ I co to za kara?! Ja chcę jeszcze!XD
    Ps. Ho! Ho! U mnie nowy post^^
    Pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń